wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 18.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg, w oczy automatycznie rzuciło się drewniane wnętrze. Początkowo miałam wrażenie, że bale na zewnątrz są sztuczną boazerią, teraz jednak mogłam stwierdzić, jak bardzo się myliłam. Każda ściana, podłogi i sufity zostały wykonane z tego samego, jasnego gatunku drzewa, na moje oko sosny, ale istniało spore prawdopodobieństwo, że się myliłam. A może to świerk? Kto wie.
Wolnym krokiem przemierzyłam korytarz, kierując się w stronę rzeźbionych schodów. Kto by przypuszczał, że w środku lasu znaleźć można budynek wykończony z taką dbałością o szczegóły. Poręcz zakończona była lekko zeszlifowanym brzegiem, kilkanaście centymetrów za ostatnim stopniem. Pod stopami umieszczony został cienki, zielony dywan, zakrywający całą powierzchnię przedsionka na piętrze. Po obu stronach znajdowały się dwie pary drzwi, tylko jedne nie miały swojego równoległego odpowiednika.
- Lepiej już zająć najlepszą sypialnię, zanim zlecą się te chciwe żmije - mruknął Tymon, pojawiając się nagle tuż za mną. Przytaknęłam z entuzjazmem i rozeszliśmy się po pomieszczeniach. Po lewej kryła się łazienka i niezbyt ciekawa, szarobura sypialnia w widokiem na północ. Więcej szczęścia miał najwyraźniej szatyn, ponieważ po niecałej minucie zaciągnął mnie do pokoju naprzeciw. Zdążył już umieścić nasze rzeczy na łóżku, okrytym zieloną narzutą, przeszywaną złotymi wzorami. W nogach łóżka znajdowała się niewielka komoda, a po jej prawej stronie widoczne były drzwi, prowadzące na balkon. Z niego z kolei rozpościerał się widok na las. Słońce odbijało się między drzewami, rzucając nikłe światło na polanę, na której znajdowała się leśniczówka.
- Ten obok też nie jest najgorszy, ale osobiście wolę wschód niż zachód - powiedział z uśmiechem, wskazując na okno nad wezgłowiem łóżka. Uniosłam brew i spojrzałam na niego z lekkim rozbawieniem. Od kiedy zwracał uwagę na takie szczegóły?
- Mam ochotę zapytać, co się stało z opryskliwym i irytującym Tymonem sprzed kilku lat, ale w sumie, taki też mi pasujesz - stwierdziłam, podchodząc do niego i splatając nasze palce. Zmierzył mnie spojrzeniem, kręcąc głową.
- Za to ty się w ogóle nie zmieniłaś. Jesteś tak samo wredna, będąc zarazem tak samo uroczą jak zawsze.
Otworzyłam szeroko oczy i uniosłam wzrok, natychmiast napotykając jego zielone tęczówki. Ewidentnie czegoś nie rozumiałam.
- Po kolei, ja urocza? Czegoś chcesz, jesteś pijany, chory? - spytałam, odsuwając się od niego o kilka kroków i siadając na łóżku. Jego oczy znów przejechały po całej mojej sylwetce, zwężając się groźnie. Uśmiechnęłam się słodko, przenosząc spojrzenie za okno.
Widok był wprost cudowny, zapierał dech w piersiach i z pewnością mogłam stwierdzić, że chętnie zamieszkałabym w podobnej okolicy. Na odludziu, bez żadnych sąsiadów, tylko ja, konie i w ostateczności można by gdzieś upchnąć Tymona. Na pewno nie znalazłabym miejsca dla osób pokroju Antka czy też Karoliny. W końcu nie musiałabym się z nimi męczyć, a problemy z nimi związane zostałyby zastąpione przez błogi spokój. Czyż ta perspektywa nie wyglądała cudownie?
Opadłam do tyłu, rozwalając się w poprzek materaca i układając głowę na ozdobnej poduszce.
- Nie sądzisz, że fajnie byłoby mieszkać w takim miejscu? Bez pensjonatu w stadninie, użerania się z farbowanymi idiotkami i tlenionymi blondynami - rozmarzyłam się do tego stopnia, że nawet nie dotarł do mnie dźwięk otwieranych drzwi.
- Skoro tak bardzo mnie nie lubisz, mogę znaleźć inne lokum. - Uniosłam głowę i wlepiłam wzrok w Jacka, opierającego się o futrynę. Przewróciłam oczami i znów ułożyłam się na bogato zdobionym jaśku. - Właściciel mówił, że zostawił jakieś konie w dobudówce na tyłach. Macie ochotę na przejażdżkę?
- Pewnie, zaraz po tym, jak odeśpię, nie ma szans, żebym teraz robiła cokolwiek, co wymaga chociażby znikomego pokładu energii - mruknęłam, zasłaniając twarz dłonią i mrużąc powieki. Zmęczenie powoli brało nade mną górę.
- Na pewno nie będziesz spać w brudnych ciuchach - usłyszałam niewyraźnie, jednak nie było mi dane kompletnie odpłynąć. Zanim na dobre się to stało, ręce Tymona oplotły mnie wokół talii, a już po chwili zawisłam w powietrzu, na jego ramieniu. Jęknęłam niezadowolona, mając świadomość, że jakakolwiek forma oporu nie przyniesie pożądanego efektu i koniec końców i tak zostanę zmuszona do wzięcia prysznica, choć najchętniej poszłabym od razu spać.

Pokój na wschodzie był fantastycznym pomysłem. To znaczy, w ciągu dnia był niewątpliwie cudowny, jednak nie rankiem. Rankiem bowiem był istnym koszmarem, szczególnie, gdy słońce pojawiło się nad horyzontem niedługo po szóstej i świeciło wprost w zmrużone powieki. Przetarłam z niezadowoleniem oczy, po dwunastu godzinach snu czując się bardziej ospała, niż gdybym spała cztery. Uroki nieregularnego trybu życia.
Trąciłam Tymona łokciem, nie mając najmniejszej ochoty na patyczkowanie się z nim. Usiadłam na łóżku w akompaniamencie jego przykrego jęku, wiedząc, że jeśli nie podniosę się z miejsca wystarczająco wcześnie, wręcz zmusi mnie, bym spała dalej, a ja nie miałam zamiaru marnować dnia. Szkoda tylko, że mój narzeczony miał zgoła inne plany, przez co już po chwili zostałam na powrót przyciągnięta do jego boku. Nie zważał na moje protesty i marudzenie, że chcę wstać, bo przecież to on zawsze wiedział, co dla mnie najlepsze, tak?
- Tymon, puszczaj wreszcie - warknęłam, zupełnie tracąc cierpliwość. - Muszę się wreszcie ogarnąć i zobaczyć na te konie, bo wczoraj ktoś nie dał mi wyjść na zewnątrz z mokrą głową - posłałam mu spojrzenie pełne dezaprobaty, którego niestety nie mógł zobaczyć. Mruknął w odpowiedzi coś na kształt "mhm", jednak jego uścisk nie stracił na sile w najmniejszym stopniu. Mogłabym się wręcz pokusić o stwierdzenie, że wręcz go zacieśnił.
Dopiero, gdy udało mi się wyrwać z ramion chłopaka, byłam w stanie wyjść z łóżka, już zupełnie rozbudzona. Przebrałam się naprędce i wybiegłam z pokoju, automatycznie kierując się w stronę łazienki. Nie minęło kilka minut, kiedy po odbębnieniu porannej toalety, byłam gotowa do zejścia na śniadanie.
Zaciskając gumkę na niechlujnym kucyku, wpadłam do kuchni i od razu zaczęłam przeszukiwać lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Mleko z płatkami na dobry początek dnia? Brzmi nie najgorzej. No, chyba, że nie bardzo toleruje się laktozę, wtedy może być nieco gorzej.
Z uśmiechem przyklejonym na twarzy, wyszłam z budynku. Niewielka, nazwałabym to, szopa znajdowała się zaledwie kilka metrów dalej i już z podwórka dało się wyczuć obecność koni. Odsunęłam prowizoryczne, stajenne wrota i wślizgnęłam się do środka, gdzie od progu powitało mnie radosne rżenie czterech wierzchowców oraz widok dwóch pustych stanowisk.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, postanowiłam zająć się dokładnie tym, czym zajmowałabym się w domu. Karmienie, pojenie, sprzątanie, czyszczenie; żadna filozofia, z taką ilością podopiecznych, wysiłku również nie za wiele, porównując z tym, co działo się u nas. Choć kochałam naszą stadninę, czasem naprawdę marzyłam, by przenieść się w jakieś zacisze i trzymać konie tylko dla siebie, nie dla szkółek, pensjonatu, po prostu z czystej chęci, bez celów zarobkowych.
Przeszłam do kolejnego boksu, napotykając kolejny, wystawiony spoza krat łeb. Całkiem czarny, podobnie, jak u jego towarzysza ze stanowiska obok, jednak całkowicie inny, jakby znajomy. Przyjrzałam się dokładniej sylwetce ogiera. Fryz jak się patrzy, potężny, dobrze zbudowany, jednak widziałam ich w swoim życiu już zbyt dużo i z doświadczenia pamiętałam, że każdego utożsamiałam z Blackiem,niezależnie od tego, czy w ogóle go przypominał. Dopóki był kary, mógł być moim Blackiem.
Wyciągnęłam zgrzebła ze skrzynki i miarowymi ruchami zaczęłam przeczesywać błyszczącą sierść, do czasu, gdy przerwał mi dźwięk silnika. Marszcząc czoło, wyszłam przed budynek, śledząc wzrokiem starego pick-upa, bynajmniej nie należał on do Tymona. Męska postać w okularach przeciwsłonecznych wyskoczyła z pojazdu, natychmiast zaopatrując się w uśmiech.
- Kogo jak kogo, ciebie się tutaj nie spodziewałem.
I nagle do mnie dotarło. W stajni nie stał Black, a Equator.

*****************************************************************************************************************************
Zabijcie mnie, jakie to chujowe, dobry Boże. Nie mam siły pisać, przysięgam. Przepraszam, że tyle czasu nie było notki, ale cały czwartek rzygałam, piątek przesiedziałam w domu, płacząc przez ból brzucha, a weekend był jakiś dziwnie depresyjny. Wczoraj w sumie nie wiem, co się działo, a dzisiaj jestem wykończona po kinie i angielskim, ale stwierdziłam, że muszę to w końcu załatwić. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten styl na "odpierdol się" ;___;
A teraz, skoro załatwiłam, co miałam załatwić, życzę dobrej nocy i do zobaczenia niebawem! Przynajmniej się postaram :)

7 komentarzy:

  1. O MATKO JEDYNA!
    Nie wierzę!
    Wowowowowowowowow!
    Kto to jest ten koleś, bo nie wiem?
    I wowow, Equator? O EM DŻI!
    Na tyle mnie stać, no wiedziałam, że coś się stanie, no wowowow!
    Czekam bardzo niecierpliwie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. Przeczytać wszystkie tomy w jeden dzień bezcenne ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałaś to wszystko w jeden dzień? O_o Podziwiam XD

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie mogę. Jeszcze z Bartkiem mi tu wyskakujesz. Kurde, brakowało mi go. Dobra dzisiaj krótko, bo pakuje się i brak czasu. W tygodniu powinno być go więcej, bo praktyki. Także pozdrawiam, kończę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo, baardzo, baaardzo, baaaardzo, ..., baaaaaaaaaardzo mi przykro, że tak Cię zaniedbałam -,- Kilka dni temu zupełnie przypadkowo (tzn. świadomie, ale ot tak z nudów) wchodzę na bloggera i widzę rozdział za rozdziałem na HMOL. Wchodzę na bloga, a tu 18 rozdziałów nowego sezonu. Biorę kilka losowych i zaczynam czytać, ale nie mam w ogóle pojęcia o co w nich chodzi. Za nic nie mogłam sobie przypomnieć gdzie skończyłam i ile mnie tu nie było. W końcu zaczęłam czytać całość, od pierwszego rozdziału obecnego sezonu. Kilka dni mi to zajęło, w sumie z pół tygodnia. Ale doszłam do ostatniego rozdziału ^^ A teraz przygotuj się na wyczerpujący komentarz, gdyż zawrę w nim wszystko, co zapamiętałam.
    A więc co by tu... hm... zacznijmy od dopisku sprzed kilku rozdziałów. Podałaś liczbę i pytałaś, co się za nią kryje. A ja nie mogę się powstrzymać, żeby te parę rozdziałów dalej uświadomić wszystkim, że to przecież LICZBA DNI DO WAKACJI (albo Twoich urodzin albo coś pomiędzy, zależy jak kto woli)! XDDD
    Podobał mi się pomysł z wysłaniem Tymona do Stanów. Aczkolwiek... cieszę się, że jest z powrotem :') Tęskniłam.
    I nie cierpię Antka. Ciekawa jestem, kim on tak w ogóle jest. "Mam dość fanek", ojej XD Niech się wynosi jak najdalej od Weroniki i Tymona.
    Miałam zamiar walnąć Ci komentarz przynajmniej długości tego rozdziału, ale jak przyszło mi go napisać, to nagle się okazuje, że w ogóle nie wiem, co powiedzieć :( Cieszy mnie niezmiernie, że nadrobiłam zaległości. Skoro pogodziłam się już trochę z bloggerem (z naciskiem na trochę), to postaram się więcej nie zalegać 18 rozdziałów. Więc pisz, odpoczywaj i jak tam chcesz. W zupełności rozumiem brak czasu, a i tak zadziwia mnie regularność rozdziałów. Dla mnie osiągnięciem było utrzymywać przez kilka tygodni regularność "raz na dwa tygodnie", a Ty potrafiłaś pisać po kilka rozdziałów w tyg, PODZIWIAM.
    Więc do siego i ten tego XD Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały :*

    OdpowiedzUsuń