poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 16.

Stałam przez chwilę w miejscu, mierząc się wzrokiem z zielonymi oczami chłopaka. Nie byłam pewna, czy po prostu nie wariuję. Zamrugałam kilkukrotnie, zdając sobie sprawę, że stoję z uchylonymi ustami, a dziewczyna obok chichocze lekko, patrząc to na mnie, to na... Brata? Tak przynajmniej mogłam wnioskować z rysów jej twarzy. Wyglądały niemal identycznie, jak jego, jednak były nieco delikatniejsze. Jeszcze chwilę zajęło mi dojście do siebie i otrząsnęłam się dopiero, gdy szatyn wypakował z samochodu wszystkie walizki i spojrzał na mnie z uśmiechem, ukazując dołeczki w policzkach.
- Łał, spodziewałam się większego entuzjazmu - odezwała się brunetka, opierając ręce na biodrach i patrząc na mnie z mieszaniną rozbawienia i zawodu. Zerknęłam na nią przelotnie, aby po chwili wrócić wzrokiem do chłopaka. - Może moja obecność tutaj działa nieco krępująco? Wejść do środka, czy coś? W sumie, to i tak trochę mi zimno.
- Lepiej zostań, po jej minie mogę wywnioskować, że ma ochotę rzucić się na mnie i wydrapać oczy, potrzebuję kogoś do obrony przed własną narzeczoną - zaśmiał się, a ja zmrużyłam oczy, podchodząc kilka kroków w jego stronę.
- Ty skończony debilu! - wrzasnęłam, dokładnie akcentując każde słowo. - Od pieprzonego tygodnia staram się do ciebie dodzwonić, snuję teorie spiskowe razem z Aśką, Gośką, Jackiem i Antkiem, a ty nie raczysz odebrać tego cholernego telefonu - krzyczałam jak opętana, choć złość powoli ustępowała miejsca czemuś, czego nie mogłam do końca sprecyzować. Coś na kształt ulgi zmieszanej z radością, sprawiało, że łzy powoli zbierały się pod moimi powiekami, a na twarzy pojawił się smutny grymas. Widząc to, w jego oczach natychmiast pojawiła się troska i zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje, znalazłam się w jego ramionach.
- Też tęskniłem - szepnął w moje włosy, kiedy ja zaciągnęłam się jego, dobrze mi znanym, zapachem i zacisnęłam palce na szarym, ortalionowym materiale kurtki. - A co do telefonu... - urwał, sięgając do kieszeni. - To jedyne, co z niego zostało - dokończył, pokazując mi kartę sim. Spojrzałam na niego, unosząc, brew, no co on otarł kciukiem łzy z moich policzków i posłał w moim kierunku nikły uśmiech.
- Chodźcie do domu, jest mi zimno, a przy ciepłym kominku, tudzież kaloryferze, też możecie się sobą nacieszyć - mruknęła dziewczyna, o ile dobrze zapamiętałam, Emilia, i chwyciła za jeden z bagaży. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że nie ma co się sprzeczać, więc ja wzięłam kolejną walizkę, a Tymon ostatnie dwie. Przewiesił torbę na barku, po czym objął mnie ramieniem, przytulając mnie do siebie.
Gdy tylko znaleźliśmy się w środku, Aśka dopadła przybyszów wraz ze swoją maniakalną ciekawością. Po pierwsze, kim była towarzyszka szatyna. Po drugie, dlaczego nie odbierał. Po trzecie, dlaczego wrócił tak wcześnie. I po czwarte, choć tego w sumie nie można podciągnąć pod kategorię pytań, jak mógł być tak ignorancką szują. Tak, jak założyłam, brunetka była jego siostrą. Telefon został rozjechany, chłopak nie wytrzymał w towarzystwie ojca, a ostatnią kwestię wytłumaczył swoim "trudnym charakterem".
Siedzieliśmy z kubkami w dłoniach, rozmawiając na każdy temat, jaki przyszedł nam do głowy. W sumie nie udzielałam się za dużo w konwersacji. Wolałam pozostać czymś na kształt obserwatora i na szczęście każdy potrafił to wyczuć. Delikatny uśmiech wciąż widniał na mojej twarzy, a ja nie mogłam, a raczej nie chciałam, zrobić nic, aby się go pozbyć. Wraz z nim pojawiło się jednak zmęczenie, które do tej pory blokowane było przez zmartwienie. W konsekwencji, oparłam sennie głowę na ramieniu Tymona i mimowolnie poluzowałam uścisk wywierany na jego dłoń.
- Czy ona w ogóle spała? - ledwo docierał do mnie jego nieco rozbawiony głos. Uniosłam lekko kąciki ust, czując, że zaraz pałeczkę przejmie Aśka.
- Może ze dwie, trzy godziny. W ciągu ostatniego tygodnia. Nie wiedzieć czemu, całe ranki, popołudnia i wieczory spędzała z nosem w komórce, odchodząc od zmysłów. Masz może pomysł, dlaczego? - Sarkazm przebrzmiewał w jej głosie, a ja posłałam w jej kierunku zamglone, radosne spojrzenie. Szatyn zerknął na mnie kątem oka, unosząc brew.
- Przeproszę was na chwilę i zaniosę ją do pokoju - zaśmiał się, a ja natychmiast się wyprostowałam. Żadnego noszenia.
- Dam sobie radę, spokojnie - powiedziałam, wstając, jednak po chwili znów upadłam, dokładniej mówiąc, na kolana chłopaka, gdy ten postanowił zatrzymać mnie poprzez pociągnięcie za nadgarstek. Zmierzyłam go wzrokiem, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki.
- Jednak nalegam - westchnął i nie czekając na moją reakcję, oplótł ramionami moje plecy i kolana. Nie mając nic do gadania, zarzuciłam ręce na jego szyję, w akompaniamencie śmiechu dwóch pozostałych towarzyszek. Słysząc ich reakcję Tymon wywrócił oczami, jednak ani myślał się zatrzymać. Jego krok był tak swobodny, że mogłabym przysiąc, że nie stanowiłam dla niego żadnego obciążenia.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś? - wyszeptał delikatnie w moje włosy, choć jego ton zakrawał na coś w rodzaju dezaprobaty. - Jezu, człowiek cię zostawia na niecałe dwa tygodnie, a ty już się głodzisz i nie śpisz, to szczyt nieodpowiedzialności - burknął, kręcąc głową i podrzucając mnie lekko w połowie schodów. Popatrzyłam na niego przepraszająco, a on z udawaną obrazą odwrócił wzrok.
Nogą popchnął drzwi mojej sypialni i zamknął je w taki sam sposób, gdy tylko znaleźliśmy się w środku. Położył mnie na materacu, a kiedy zwinęłam się w kłębek, westchnął.
- Mam cię jeszcze przebrać? Nie żebym miał coś przeciwko, ale jednak wydaje mi się, że powinnaś sama o siebie zadbać, jesteś dorosła - powiedział z czymś na kształt rozbawienia w głosie. W odpowiedzi jęknęłam niezadowolona i przykryłam się cała, łącznie z głową. Nie minęła chwila, gdy jego dłonie wślizgnęły się pod pościel, uchylając ją do momentu, kiedy wystawały mi spod niej oczy. Uśmiechnął się półgębkiem. - Rozbieraj się, albo naprawdę wezmę sprawy w swoje ręce.
- Przeszkadzam w czymś? - dobiegło od strony drzwi, na co oboje zwróciliśmy spojrzenia w tamtym kierunku. Przez kilka sekund w powietrzu zawisła niezręczna cisza, dopóki nie przerwałam jej, śmiejąc się głośniej, niż zamierzałam. Znów zwinęłam się w kłębek, nie mając siły na konfrontację Tymona z Antkiem. Choć z góry wiedziałam, który miał większe szanse na zdominowanie całej tej dość dziwnej sytuacji.
- Poznajcie się, Tymon, Antek, mój, eee, coś w rodzaju kuzyna; Antek, Tymon, mój chło... Narzeczony - poprawiłam się natychmiast, przypominając sobie, że nie bez powodu na moim palcu znajdował się pierścionek. Szatyn posłał mi przelotny uśmiech, który zniknął, gdy tylko ponownie spojrzał na blondyna, stojącego w futrynie. Nie wiedzieć czemu, odnosiłam dziwne wrażenie, że ci dwaj raczej nie polubią siebie nawzajem. Chyba, że Antek przeniesie się na nowy poziom w swoim planie zatruwania mi życia dwadzieścia cztery godziny na dobę i postanowi wtykać nos w moje relacje z Tymonem. Mina od razu mi zrzedła.
- Ach, miło, że w końcu przyjechałeś, wprost marzyłem, żeby cię poznać. W takim razie nie przeszkadzam.
- Mądra decyzja - mruknął chłopak, siedzący tuż przy mnie, na co uderzyłam go lekko w ramię. Odwrócił się w moją stronę, unosząc brew. Już otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie i zamiast tego opadł plecami na materac. - Podróż z Chicago była męcząca, a na miejscu coraz więcej nowych osób, wspaniale - westchnął, po czym dźgnął mnie lekko w bok, przy okazji podwijając nieznacznie moją koszulkę. Przewróciłam oczami, niechętnie podnosząc się z miejsca. Wyciągnęłam z komody świeżą piżamę, po czym wykonałam jego polecenie odnośnie zmiany stroju.
- A teraz, skoro jedną sprawę zamknęliśmy, byłbyś tak miły i został ze mną na noc? - zapytałam, z powrotem wpychając się na miejsce między nim a ścianą. Ułożyłam głowę na poduszce i z zadowoleniem zauważyłam niewielką przestrzeń między naszymi twarzami.
- Z przyjemnością - szepnął, przybliżając się jeszcze bardziej i łącząc nasze usta w wytęsknionym pocałunku. - Ale - i znów się ode mnie oderwał, ku mojemu niezadowoleniu. - Tak się składa, że jest osiemnasta, więc zanim pójdziemy spać proponuję zejść jeszcze na kolację, co ty na to?
Spojrzałam na niego z wyrzutem. Zepsuć taką chwilę kwestią posiłku... Naprawdę, tylko on mógł zdobyć się na coś takiego. Przytaknęłam bez entuzjazmu, a w odpowiedzi otrzymałam uśmiech opatrzony w dołeczki.

Przeciągnęłam się sennie, przesuwając dłonią wszerz materaca. Zmarszczyłam brwi, nie czując ciała chłopaka po drugiej stronie. Podniosłam gwałtownie głowę i automatycznie chwyciłam za komórkę. Nadal żadnych wiadomości i obecności Tymona w pobliżu. Na moim czole pojawiła się zmarszczka, gdy próbowałam przetworzyć, czy wczorajszy wieczór nie był jedynie tworem mojej nadpobudliwej wyobraźni, która ostatnimi czasy lubiła płatać mi figle.
- Tymon! Zostaw te naleśniki! - dobiegł mnie z dołu nieznoszący sprzeciwu głos, a po chwili rozległ się tupot kilku par nóg na schodach. Kilka sekund później do pokoju wpadł roześmiany szatyn z plackiem w dłoni i bez żadnego ostrzeżenia, w całości zanurkował pod kołdrą, pozbawiając mnie jakiegokolwiek okrycia. Zaraz po nim wtargnęła również jego siostra, klnąc na cały głos i smagając powietrze ścierką.
- Wybacz tą nagłą pobudkę - usłyszałam spod pościeli i już po chwili zobaczyłam skrawek brązowej, rozczochranej czupryny. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, jak chowa się z powrotem, uciekając przed ręcznikiem. Spojrzałam na dziewczynę, stojącą tuż obok łóżka z miną, jakby koniecznie chciała wyładować na czymś swoją złość. Najlepiej na mężczyźnie znajdującym się pod pierzyną.
- W zasadzie, już nie spałam - stwierdziłam, przecierając oczy i apatycznie podnosząc się z miejsca, jednak znów zatrzymała mnie dłoń, zaciśnięta na moim nadgarstku.
- Nie opuszczaj mnie teraz, przecież ona mnie zaraz zabije - zaśmiał się, przyciągając mnie bliżej siebie. Cmoknął mnie delikatnie w usta, jednak po chwili znów się skulił, otrzymując cios w tył głowy.
- Jednak pozwolę sobie zostawić cię samego i udać się pod prysznic - uśmiechnęłam się i nie mówiąc nic więcej, wyszłam na korytarz, słysząc za sobą kolejne odgłosy awantury, między innymi coś w stylu "ja się staram przyrządzić śniadanie, a ty i tak tego nie doceniasz, ty cholerna świnio!" oraz "wpieprzyłbyś wszystko, jeśli usłyszałbyś, że jesteś w stanie to przełknąć.".
Zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Gorąca woda spływała po całym moim ciele, rozluźniając spięte mięśnie i zmywając ze mnie pozostałości niepokoju. No i rzecz jasna brud, jednak to zbyt oczywiste, trzymajmy się poetyckich porównań i uosobień.
Wtarłam szampon we włosy, napawając się jego słodkim, miętowym zapachem. Spłukałam głowę kilka razy i przemyłam ciało. Zakręciłam strumień i wysuszyłam się ręcznikiem, a drugim owinęłam mokre, jasnobrązowe kudły, które po raz pierwszy od... Sama nie byłam pewna kiedy, wyglądały znośnie, może nawet całkiem nieźle. Stanęłam nad umywalką, walcząc z cienką warstwą pudru i szczoteczką do zębów. Przebrałam się w ekspresowym tempie, po czym bez zbędnego ociągania, zeszłam na dół. Mój energiczny, niezwykle sprężysty krok zadziwił wszystkich zebranych w kuchni, jednak chyba najbardziej mnie samą. Z uśmiechem sięgnęłam po szklankę soku, stojącą na stole i od razu upiłam z niej sporego łyka.
- Wierzę, że szesnaście godzin snu zaspokoiło twoje potrzeby - zaczęła Emilia, a ja przez chwilę walczyłam z samą sobą, aby nie zacząć pluć napojem. Zasłoniłam usta dłonią i ze zdziwieniem spojrzałam na Tymona, który jedynie wzruszył ramionami. - Teraz, jak na dobry początek dnia przystało, wypada zjeść śniadanie. Zrobiłam masę naleśników, ale niestety wpadł tu pewien niedożywiony osobnik i pożarł prawie połowę, a jajka się skończyły, więc mogę ci zaproponować jedynie trzy - powiedziała, a podczas wypowiedzi, w jej głosie mogłam wyróżnić co najmniej sześć różnych emocji. Począwszy na obojętności, poprzez złość, aż do smutku. Uśmiechnęłam się w jej kierunku, widząc, jak podsuwa mi talerz z niewielką górą puszystych placuszków.
- Nie trzeba było się fatygować, naprawdę - zaśmiałam się lekko, nie wiedząc za bardzo, jak zareagować na taki obrót spraw. Na moje słowa, brunetka jedynie odsunęła krzesło i gestem zaprosiła mnie do stołu. Usiadłam nieśmiało we wskazanym miejscu, odnosząc wrażenie, że we własnym domu czuję się mniej swobodnie, niż ona. Zerknęłam ukradkiem na Tymona, który jedynie posłał mi pokrzepiający uśmiech.
- Jezu, coś świetnie pachnie! - dobiegł nas z przedpokoju wysoki, damski głos, a zaraz potem dołączyły do niego dwa kolejne, jeszcze wyższe, bardziej dziecięce. Odwróciłam się w stronę wyjścia z kuchni, w którym już po kilku chwilach pojawiły się trzy postaci, każda jedna zszokowana bardziej od poprzedniej, wszystkie ze wzrokiem wlepionym w szatyna.
- Tymon? - odezwała się w końcu Gośka, marszcząc brwi i przekrzywiając głowę w prawo. Parsknęłam pod nosem, widząc błysk w jej oczach. Maja i Michalina z kolei, bez zbędnych ceregieli rzuciły się na chłopaka, ściągając jego głowę na wysokość blatu.
- Jeszcze trójka... I Asia! I jej chłopak! Miała mi go dzisiaj przedstawić - Emilia najwyraźniej zaczęła rozmyślać na głos, zwracając uwagę wszystkich wokoło. - O! I jeszcze ten, jak mu tam, Antek. I ta idiotka, którą miałam otruć! Więcej jajek! Zdecydowanie potrzebuję więcej jajek! - krzyknęła, po czym wybiegła na zewnątrz, zgarniając kluczyki z szafki. Zdziwione spojrzenia nowo przybyłej trójki wędrowały ode mnie do Tymona, jednak my, zupełnie to ignorując, śmialiśmy się jak opętani.

******************************************************************************************************************************
To jest takie... Długie i... i... i ładne. I podoba mi się jak nie wiem XD No dobra, jestem przewidywalna, wiadomo było, że wrócił, nie cierpię przeciągać dramy. Mam nadzieję, że objętość rozdziału Was satysfakcjonuje, bo pisałam to przez jakieś trzy godziny, choć, nie ukrywam, było warto :D Śmieję się do monitora, bo mi się cudownie tworzyło te dziwne zawijasy i no, no, no.
Pogoda u mnie cudowna, wybrałam się dzisiaj biegać w krótkich spodenkach (pod bacznym okiem robotników) i znów mam zakwasy na łydach. Cały dzień przechodziłam w towarzystwie koleżanek, bo, choć planowałyśmy spieprzyć z rekolekcji, zauważyła nas pani i w końcu przesiedziałyśmy pół godziny w jej towarzystwie, z tym plusem, że na zewnątrz, a nie w kościele. Musiałyśmy jakoś odreagować, więc zaraz po zakończeniu ruszyłyśmy na miasto i tak łaziłyśmy od dziewiątej do trzynastej XD
To naprawdę za dużo wysiłku, jak na mnie. Muszę teraz odespać, i to solidnie. Jeszcze raz, mam nadzieję, że rozdział się podoba i w ogóle. Nic nie obiecuję, ale jutro na pewno zacznę pisać, czy dodam, zobaczymy c: Dobranoc! :*

1 komentarz:

  1. Szantażystka. I kłamca. Wiesz, co z tego wychodzi? Szatan. Hahahah, ale suchar, śmiechowo. Uśmiałam w chuj. W ogóle, jestem obrażona. Od początku mówiłam, że to będzie Tymek, ale nieeee, bo Karot woli mnie powkurwiać. Tracę przez Ciebie wiarę w ludzkość. Przy najbliższej okazji mojego załamania nerwowego aka 'mam zawał, dwa udary i ebolę na raz' dodam jeszcze, że Karot mnie okłamała. A niech boli, kurde! Tylko nie wiem, kogo bardziej, ale ćś. WŁAŚNIE SKOŃCZYŁAM OGLĄDAĆ KRZYŻAKÓW. Kto jest zajebisty? Ja jestem zajebista B) Powiem Ci, że nie ogarniam połowy rzeczy, które tam się stały, ale cicho, to się ze scenariusza, jak zwykle z resztą wytnie. Haha, a teraz spać, bo powinnam się fizy uczyć, ale mam to w dupie, ha, patrz jaki ze mnie szalony buntownik!
    Kocham Cię, Ty szatanie XD

    OdpowiedzUsuń