niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 25.

Niemal wymusiłam na lekarzach wypis. Nie miałam zamiaru siedzieć w szpitalu, gdy w domu było dwanaście osób, nad którymi zapanować w pojedynkę się nie dało. Nie chciałam pomagać w opiece, co to, to nie, miałam zamiar pilnować swoich rzeczy, swojego pokoju i swoich koni. Po dwóch dniach "leczenia", nareszcie mogłam wyjść na zewnątrz. Początkowo kręciło mi się w głowie, jednak z pomocą Tymona udało mi się dojść do samochodu. Jechaliśmy w całkowitej ciszy. Oparłam głowę na ręce, założyłam okulary przeciwsłoneczne i zamknęłam oczy, rozkoszując się spokojem i przyjemnym wiatrem. Głowa nie dawała mi spokoju, więc postanowiłam, że kiedy tylko znajdziemy się w stajni zajrzę do Melodii tylko na chwilę, po czym od razu udam się do pokoju. Nie chciałam, żeby wszyscy traktowali mnie jak kalekę, jednak na chwilę obecną niestety właśnie tak się czułam.
- Wszystko w porządku? - zapytał chłopak, a ja spojrzałam na jego zmartwioną twarz.
- No cóż, na tyle w porządku, na ile może się czuć osoba z pękniętą czaszką - odparłam cicho, a Tymon najwyraźniej postanowił nie drążyć tematu. W sumie, w duchu się z tego cieszyłam. Nie miałam teraz ochoty na żadne rozmowy. Westchnęłam pod nosem i nie odezwałam się już słowem.

Wolnym krokiem skierowałam się do boksu klaczy. Zatrzymałam się w połowie drogi, bojąc się, co zobaczę. Wzięłam kilka głębokich oddechów i ruszyłam dalej. Ból znów zaczął pulsować w głowie, kiedy z hali dobiegły mnie krzyki Karoliny. Zmarszczyłam czoło, jednak nadal brnęłam do przodu. Początkowo nie zauważyłam kobyły, jednak, kiedy tylko podeszłam nieco bliżej usłyszałam ciche, gardłowe rżenie dobiegające spod przeciwległej ściany. Melodia leżała na ściółce, próbując się podnieść. Na widok zawiniętych przednich nóg natychmiast porzuciłam nadzieję na to, że obejdzie się bez płaczu. Niemal od razu po moich policzkach zaczęły spływać łzy, a ja nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Odsunęłam zasuwę i weszłam do środka. Chciałam podejść, przykucnąć i wyryczeć się przy niej, jednak i te plany szlag trafił. Od razu rzuciło się w oczy, że położyła uszy. Nawet nie próbowałam zrobić kolejnego kroku. Wycofałam się z boksu i najszybciej jak mogłam wyszłam ze stajni, w której powoli zaczęli zbierać się obozowicze, kończący jazdy.
- Ładna opaska! - usłyszałam za sobą krzyk niebieskowłosej. Nie zawracałam sobie głowy jej opinią na temat bandaża, miałam inne problemy, z którymi przez ból i tak nie mogłam sobie poradzić. Ocierając policzki wpadłam do domu i natychmiast poszłam na górę. Zamknęłam za sobą drzwi sypialni i położyłam się na łóżku. Po jakimś czasie upłynęły ze mnie wszystkie emocje. Po prostu patrzyłam w sufit, nic więcej. Usłyszałam, że Gośka produkuje się na teorii. Zeszłam na dół dopiero, kiedy kończyła wykład na temat rollkuru i niebezpieczeństw związanych z jego użyciem. Gdy przestała mówić, ja weszłam na jej miejsce.
- Sami widzicie, że dzięki pomysłowi Karoliny o obozie nie jestem w zbyt dobrej formie fizycznej - wskazałam na swoją głowę i z lekkim uśmiechem kontynuowałam - więc proszę mi wybaczyć, ale do końca całego absurdu, jakim jest ten obóz, ze względu na zarówno siebie jak i Melodię, nie będę się udzielała ani w roli instruktora, ani w roli opiekuna, ani nawet w roli jeźdźca, więc bardzo proszę o całkowitą ignorancję wobec mnie. Z góry dziękuję - zakończyłam klaśnięciem w dłonie i ruszyłam po schodach. Już w połowie drogi z powrotem spoważniałam, nie mając ochoty nawet na lekkie uniesienie kącików ust. Wzięłam z łózka piżamę i skierowałam się do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica. Nieważne, że była dopiero trzynasta, miałam ochotę przesiedzieć resztę dnia w spokoju, w samotności.

******************************************************************************************************
Podoba mi się. Tyle Wam powiem. Jest przygnębiająco, jest zamulająco, jest... inaczej. Nie ma tej zwyczajnej jak na mnie radości, nie ma stylu "jest zajebiście, to co się będę rozpisywać", a to wszystko zastąpiła swego rodzaju dziwna zaduma, przez co czuję się, jakbym kogoś zabiła :) No, ale co się dziwić? Nie jeździłam od, jak już zaznaczałam, miesiąca i dwóch tygodni, więc chwilowo rozdziały będą... No, właśnie takie. Jednak, jak można zauważyć, w tym tygodniu, o dziwo, to już trzecia notka, czym zaskoczyłam w sumie samą siebie :o Czyżbym miała zamiar wrócić do regularności? xd Trzymajcie kciuki, to może się uda ;d Na koniec, jako jedyny miły w tym poście akcent, wstawiam wczorajsze zdjęcie konia, którego imienia nawet nie znam, jedzącego mojego buta ♥ Pozdrawiam serdecznie, miłego dnia, do zobaczenia niebawem :*


PS Ever, z czym jak z czym, ale z odstawką od koni, to ja potrafię wytrzymać niczym mistrz. Moja najdłuższa przerwa - równiuteńki rok - od obozu w lipcu 2010 do obozu w lipcu 2011 :)

8 komentarzy:

  1. Super! Biedna Melodia i Weronika :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w 100 %. Czekam na kolejny i pozdrawiam :*
      A ja dodałam taką krótką notkę informacyjną :D

      Usuń
  2. Zaskoczyłaś mnie. I treścią i ogólnie notką. Tak szybko ;) Co do bycia mistrzem, kiedyś jeździłam tylko w wakacje. Wytrzymałam kilka miesięcy. Wiem co czujesz.

    Ciekawe co dalej z Melodią będzie. Oby nie zdechła. Weroniki mi mniej szkoda, ale też. Pozdrawiam i do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do mistrzów... Ja niestety nie mam okazji do jeżdżenia od jakiś 5/6 lat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja strasznie dużo ćwiczyłam (teraz tak samo), chudłam cały czas i zmuszałam się do ćwiczeń, mój rekord to 30 podciągnięć na drążku i 150 pompek na raz XD Rowerem po kilka kilometrów, na spacery z psem, skoki wzwyż, szóstka z w-f'u na koniec czwartej klasy i jakoś dałam radę :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle świetny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super XD Coś się obrażę, bo nie komentujesz mojego bg!

    OdpowiedzUsuń