wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 11.

Podróż ciągnęła się w nieskończoność, przeciągając się z przewidzianych  ośmiu do aż jedenastu godzin. Chyba cały kraj postanowił nagle wybrać do Sopotu, tworząc niesamowicie długie korki. Gdy w końcu wysiedliśmy z samochodów, byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy nawet ochoty na obejrzenie stajni. Oddaliśmy wierzchowce wraz z ich sprzętem w ręce stajennych, podaliśmy informacje dotyczące żywienia i skierowaliśmy się do hotelu. Odebraliśmy numerki z recepcji i z apatią wymalowaną na twarzach, rozeszliśmy się po piętrach. Mi i Tymonowi przypadł pokój numer 209. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, wpuszczając do pomieszczenia strumienie czerwonopomarańczowego światła. Widok z balkonu roztaczał się na pastwiska i ogromne budynki stajni. Teren ośrodka wydawał się jeszcze większy, niż na zdjęciach, które można było obejrzeć na stronie internetowej. Westchnęłam, kładąc się na podwójnym łóżku i podwijając nogi.
- Widzę, że mamy wyjątkowo dogodne warunki - prychnął chłopak, kładąc się obok mnie.
- W razie czego, zawsze możesz spać na podłodze, myślę, że te panele będą równie wygodnym miejscem na wypoczynek - mruknęłam, zachowując przy tym całkowitą powagę. Dopiero, gdy szatyn zetknął na mnie z widoczną dezaprobatą, nie wytrzymałam i wyszczerzyłam zęby.
- Czasem aż się zastanawiam, jakim cudem potrafisz utrzymać grobową minę, nawet, jeśli masz ochotę się śmiać - powiedział, przewracając nieznacznie oczami. - Chociaż czasem ci się to nie udaje - dodał po krótkiej chwili milczenia. Zmarszczyłam lekko czoło, zastanawiając się, o czym mówi.
- Nawet ja nie przypominam sobie takiej sytuacji. Może mnie oświecisz? - zapytałam pospiesznie. Zorientowałam się już po chwili, kiedy Tymon oplótł moją talię rękoma i zaczął mnie łaskotać. Choć początkowo próbowałam zachować powagę, oboje doskonale wiedzieliśmy, że długo nie wytrzymam. Zanim zdążyłam się odsunąć, zaczęłam śmiać się jak głupia i miotać po całej pościeli. Próbowałam wydyszeć, żeby przestał, jednak marnie mi to wychodziło. Na szczęście z odwetem przybyła Gośka, z hukiem otwierając drzwi i tym samym odwracając uwagę chłopaka. Korzystając z okazji, umknęłam na fotel, w momencie, kiedy koleżanka zaczęła swój wywód.
- Czy możecie mi wytłumaczyć, dlaczego dostałam pokój dla dwojga? - spiorunowała nas wzrokiem, demonstrując kluczyk do hotelowych drzwi.
- Skoro mieszkasz sama, nie masz co narzekać, całe dwuosobowe łóżko dla ciebie - wzruszyłam ramionami, nalewając wody do plastikowego kubka.
- Nie jestem głupia, nie miałabym nic przeciwko, gdybym mieszkała sama - warknęła, a ja i Tymon wymieniliśmy szybkie spojrzenia. Uniosłam pytająco brwi, nie rozumiejąc zbyt wiele.
- Dorzucili ci kogoś do pokoju? - zdziwiłam się, a dziewczyna wyrzuciła ręce w górę.
- Nie byle kogo - dobiegł nas głos z korytarza. Po kilku sekundach obok Gośki pojawił się Bartek z równie niezadowoloną miną. - Mówcie trochę głośniej, a usłyszą was ludzie na innych piętrach. Kiedy tylko wyszedłem z windy, od razu wywnioskowałem, że współlokatorka przyszła na skargę.
Blondynka zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w dłonie. Zmierzyła szatyna groźnym spojrzeniem, po czym zwróciła uwagę z powrotem na mnie i na Tymona.
- Czegoś od nas oczekujesz? - zapytał chłopak, podnosząc się z łóżka. Podszedł do drzwi, prowadzących do łazienki i zniknął w drugim pomieszczeniu. - Radźcie sobie sami!
Prychnęłam śmiechem, tym samym aprobując jego ignorancję. Z jednej strony współczułam Gośce, w końcu, chyba nikt nie miałby ochoty trafić do jednego pokoju z facetem, którego nie zna. No, prawie. Jednak jeśli obejrzeć by to z innego punktu widzenia, Bartkowi przydałoby się kilka dni męczarni, a z koleżanką może się tego spodziewać.
- Jak coś, to ty śpisz na ziemi - mruknął szatyn, wychodząc z powrotem na korytarz.
- Dżentelmen! - odprysknęła blondynka, ruszając w ślady za nim. Z uśmiechem zamknęłam za nimi drzwi i usiadłam z powrotem na pościeli. Nie minęła nawet dłuższa chwila, gdy z łazienki wrócił Tymon.
- W końcu poszli. Nie miałem ochoty na nich patrzeć - stwierdził, kładąc się obok mnie. Przewróciłam oczami i również przewróciłam się na plecy.
Wieczorem, już w piżamie usiadłam na parapecie, obserwując konie, które spędzały noc, na, jak na razie, oświetlonych pastwiskach. Leniwie skubały trawę, przemieszczając się powoli z miejsca, na miejsce w niewielkich grupkach po kilka osobników. Uśmiechnęłam się półgębkiem, widząc, jak kilka zwierząt zrywa się do biegu, a inne tylko zerkają na nie, wyrwane z drzemki. Zdecydowana większość stała pod drzewami, ustawiając się bokiem do kierunku wiatru i chowając się przed reflektorami. Mój oddech na chwilę przyspieszył, gdy kątem oka dostrzegłam jeszcze pusty, parkur konkursowy. Westchnęłam ciężko, po czym wstałam z miejsca i pomaszerowałam do łóżka. Tymon spał już od kilku minut, więc starając się robić jak najmniej zamieszania, cicho przykryłam się kołdrą i wtuliłam w jego plecy.

- Buty, buty, buty - mruczałam pod nosem, myszkując zawzięcie po pokoju. - Gdzie są moje buty?
Przekopywałam kolejno każdy zakamarek, starając się niczego nie pominąć, aby jak najszybciej znaleźć czarne, skórzane oficerki.
- Tego szukasz? - zapytał Tymon, podnosząc zgubę do góry. Wywróciłam oczami, wzdychając ciężko.
- Nie rozumiem, jak ty utrzymujesz spokój w takich sytuacjach, przecież ja się zaraz załamię - machnęłam wolną ręką, podczas gdy na drugą zakładałam marynarkę. - Najpierw nie mogłam znaleźć ciuchów, potem gumki, żeby związać włosy, później butów... Zaraz się okaże, że nie znajdę Melodii - mruknęłam, sprawiając, że chłopak nie zdołał powstrzymać śmiechu. Spojrzałam na zegarek i zaklęłam pod nosem. Mieliśmy ponad dwadzieścia minut opóźnienia. Nie zdziwię się, jeśli bułanej naprawdę nie będzie w stajni, pomyślałam, od razu tego żałując. Po co się zamartwiać? Stajenni mieli wszystko pod kontrolą, nie miałam czym się przejmować. Konkurs zaczynał się o dziesiątej trzydzieści, a było dziesięć po siódmej. Czym były trzy godziny, skoro w tym czasie musiałam przygotować siebie, konia, odebrać numer, obejrzeć parkur i rozprężyć klacz? Wybiegłam z pokoju, kurczowo ściskając kask i palcat. Co chwilę sprawdzałam, czy mam wszystko. Na szczęście winda pojawiła się szybciej, niż oczekiwałam, więc zyskałam kolejne kilkanaście sekund. Możliwe, że w normalnych okolicznościach nie zwróciłabym na to uwagi, teraz jednak byłam zmuszona patrzeć na najmniejsze szczegóły.
W holu głównego od razu wybiegłam na podjazd, szukając wzrokiem drogi do stajni. Rozmieszczone wszędzie znacznie ułatwiały zadanie. Bez wahania wybrałam jedną ze ścieżek, po czym od razu udałam się do sektoru B, w którym stała Melodia. Paka jeździecka stała naprzeciw jej boksu, dzięki czemu znów zyskałam dodatkowy czas, w końcu, nie musiałam tracić czasu na dociekanie, gdzie jest siodlarnia. Zdjęłam kłódkę, wyciągnęłam sprzęt i długimi ruchami zaczęłam szczotkować złotą sierść klaczy.

***********************************************************************************
No i kto mi zabroni zakończyć w takim momencie? Chcę, to mogę! XD Jest 23:26, a ja piszę, zamiast iść spać. Nie macie nawet pojęcia, jak ja się poświęcam... Nikomu rzecz jasna nie chce się rozpalić w kominku, a ja oczywiście nie leżę w ciepłym łóżeczku, tylko siedzą w najgrubszej kurtce, jaką mam, czapce i pod kołdrą, bo u mnie w domu - niczym w zamrażarce. Nie, nie żartuję. W każdym razie, mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że trochę krótko wyszło i no, no... No nie wyszło no. Miało być nieco inaczej, ale stwierdziłam, a co! Walnę dokładny opis zawodów rozpisany na trzy rozdziały! Why not?
A przechodząc do konkretów - jestem, delikatnie mówiąc, wkurzona. Wiecie, kiedy ostatnio zawiodłam się tak, jak po przeczytaniu 22 części Heartlandu? Nigdy. Przysięgam, jeśli autorka tego nie odkręci, piszę maila, że spieprzyła mi cztery, cudowne lata czytania i oczekiwania na nowe tomy. Się pani Brooke ucieszy, na pewno.
A z nieco weselszych wieści, w sobotę Hubertus! :D Po roku wreszcie się doczekałam. Jazda na przyczepie, zapewne załapię się na mini teren, towarzystwo około czterdziestu kowboi i ten bigos... Boże, czekam z utęsknieniem! ♥
W tym tygodniu obiecuję kolejny rozdział, a teraz, dobranoc :D

2 komentarze:

  1. No rozdział całkiem fajny. Lecz nie powiem, poprzedni bardziej mi się podobał.
    No to czekam na zawody.
    I widzę, że Hubertus zapowiada się fajnie... też bym tak chciała xD

    OdpowiedzUsuń
  2. PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIISSSSSSSSSSSZZZZZZZZZ!
    Tak Karotko, to właśnie będzie narzekanie Diega na czekanie na rozdział!
    Jak tak można, no!
    Nie przejmuj się, że krótki, bo to się zdarza nawet najlepszym. Szczerze mówiąc, nie spanie po nocach mam już obcykane, bo KTOŚ *Tu wcale na Ciebie nie patrzę* spamił mi Wszędzie.
    A więc, Wojnar, wiesz, że z kartką WSZĘDZIE CI do twarzy?
    W każdym razie, nie mogę się doczekać wyścigów, bo po prostu o8a7w4tIGUT.\OEG(EK.
    NO.
    Tom się napisała! Łohohohoh. XDDD
    Sory, cierpię na brak weny do kreatywnych komentarzy ;///
    ~Diego

    OdpowiedzUsuń