niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 13.

Czas uciekał przez palce, dzień, za dniem, bezustannie. Nie zauważyłam nawet, kiedy spadł śnieg. Listopad dobiegał końca, ustępując miejsca grudniowi i coraz krótszym, chłodniejszym dniom oraz nocom, które zdawały się nie kończyć. Coraz gorzej znosiłam rutynę, każda doba wyglądała tak samo: wstaję, idę do stajni, lonżuję Melodię, wsiadam na Tabuna, wracam do domu, idę spać, budzik, stajnia, dom i tak w kółko. Relacje z innymi również nie wyglądały szczególnie kolorowo. Nie byłam w nastroju do rozmów, przez co często odizolowywałam się od pozostałych. Zamykałam się w pokoju, włączałam muzykę i... W sumie, ciężko określić, co robiłam w tym czasie. Zdarzało się, że znalazłam coś do przeczytania, innymi czasy po prostu siedziałam na parapecie i myślałam, wpatrując się w stajnię i konie, które popołudniami były wypuszczane na pastwiska na godzinkę, dwie.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Nie miałam szczególnej ochoty ruszyć się z miejsca. Gruba, dwukrotnie za duża bluza dostarczała na tyle dużo ciepła, że nawet nie czułam zimna, które biło od oszronionej szyby. Jedynym ruchem, jaki wykonałam, było skręcenie szyi w kierunku przeciwległej ściany. Po chwili klamka się poruszyła, a przez niewielką szparę do pomieszczenia zaglądnęła Aśka. Uśmiech spełz z jej twarzy, gdy tylko mnie zobaczyła. Wkroczyła do pokoju pewnym krokiem, stanęła na środku i załamała ręce.
- Boże święty, Wera, wyglądasz jak jakaś zmordowana życiem wdowa dzień po pogrzebie męża - stwierdziła, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Dziewczyno, weź się w garść, życie ci się marnuje, masz dziewiętnaście lat, a patrząc na ciebie widać tylko obraz nędzy i rozpaczy! - oburzyła się, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Milutka jesteś, nie ma co - odwarknęłam, zerkając na nią z ukosa.
- Koniec tego dobrego - powiedziała dziarsko, podchodząc do mnie. Nawet się nie zorientowałam, kiedy złapała mnie za rękę. Próba ściągnięcia mnie z parapetu skończyła się nieoczekiwanym lądowaniem na dywanie. Jęknęłam, wstając apatycznie i masując ramię. - No! Wreszcie się podniosłaś z miejsca, to teraz jedziemy dalej.
Bez skrupułów popchnęła mnie w stronę łazienki, a ja nie miałam nawet ochoty się sprzeciwiać. Dziewczyna chwyciła za szczotkę i szarpiąc niemiłosiernie moje poplątane włosy, utworzyła z nich kucyka.
- Resztę ogarniesz sama, czy mam to zrobić za ciebie? - zapytała, a w tonie jej głosu można było wyczuć groźbę. Skoro już wywlokła mnie z mojego "gniazdka", chyba nie miałam wyjścia i musiałam coś ze sobą zrobić. Przewróciłam oczami i szturchnęłam ją lekko, żeby wyszła na korytarz. Szybko wykonałam typowe, poranne czynności, a kiedy tylko otworzyłam drzwi, nastolatka złapała mnie za rękę i zawlokła do kuchni.
- Siadaj - rozkazała, rozglądając się po kuchni.
- Tak jest, mamo - odpowiedziałam, po czym automatycznie zaczęłam kaszleć. Chrypa, katar, chyba zapowiadało się na przeziębienie.
- Trzymaj - mruknęła, podając mi talerz z pięcioma kanapkami. - Tylko nie marudź, nie umiem gotować w chociażby najmniejszym stopniu.
Zaczęłam powoli przeżuwać kromki, a blondynka zabrała się za przygotowywanie herbaty, nucąc coś pod nosem. Nie zdążyłam nawet przełknąć kilku gryzów, gdy przede mną pojawił się parujący kubek oraz kilka tabletek.
- Tak apatycznej chyba cię jeszcze w życiu nie widziałam. Oprócz tego roku, kiedy leżałaś w szpitalu, ale to się raczej nie zalicza. Jedz to szybciej, ileż można - powiedziała niecierpliwie, wstając z miejsca, które dopiero co zajęła.
- Coś ci się dzieje? Masz wyjątkowo dużo energii - zauważyłam, na co Aśka tylko wzruszyła ramionami. Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo już po chwili dziewczyna wbiegła po schodach na górę. Odwróciłam się za nią, po czym wróciłam do jedzenia. Upiłam łyk gorącego napoju, przełknęłam tabletki i  oparłam się wygodnie na krześle. Nagle - ciemność. Coś przykryło moją twarz i zdezorientowana zaczęłam miotać się w miejscu. Dopiero kiedy dotarło do mnie, że nikt nie chce mnie udusić, a poza tym, że nic nie widzę, wokół nie dzieje się nic dziwnego, uświadomiłam sobie, że na głowie mam kilka warstw materiału. Zrzuciłam wszystko na podłogę i obejrzałam się za siebie. Koleżanka stała na środku pomieszczenia, śmiejąc się w najlepsze, a tuż za mną leżała kupka ciuchów, w której na pierwszy rzut oka dało się rozpoznać jedynie czarne bryczesy i niebieską koszulkę.
- Jesteś głupia - prychnęłam, wpuszczając nieco uśmiechu na usta. Podniosłam ubrania z parkietu i udałam się do łazienki. Przebrałam się w to, co przygotowała blondynka i spojrzałam w lustro. Niestety, miała rację, wyglądałam jak siedem nieszczęść. Westchnęłam ciężko i wróciłam na dół. - Lepiej? - zapytałam, unosząc brwi i obracając się dwukrotnie wokół własnej osi.
- Wyglądem prawie, prawie przypominasz Weronikę, teraz tylko wpuścić w ciebie nieco życia i radości, i gotowe! - klasnęła w dłonie, a ja tylko pokręciłam głową. - Dobra, ubieraj się, idziemy na zewnątrz - powiedziała, a ja mruknęłam cicho, ewidentnie niezadowolona. Zamienić ciepły dom na zimne podwórko skąpane w śniegu? Jasne! Bardzo chętnie!
Ociągając się najbardziej jak mogłam, założyłam termobuty, kurtkę, czapkę, rękawiczki i szalik, zawijając go do połowy twarzy.
- To tylko trzy stopnie na minusie, a nie Syberia - westchnęła Aśka, otwierając drzwi na oścież. Uderzyła we mnie fala zimnego powietrza, otrzeźwiając nieco umysł. Wszędzie zaspy, zima w pełni, a ja cały ten czas przesiedziałam w pokoju. Tego było zdecydowanie za wiele. Ku swojemu niezadowoleniu, nie zawsze mam rację i to był jeden z momentów, kiedy musiałam posłuchać innych. Przeszłam przez próg, jednak zanim zdążyłam przejść kilka kroków, nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ślizgając się na oblodzonym ganku. Za plecami usłyszałam chrzęst zamka, a po chwili na środku ścieżki do stajni pojawiły się dwie osoby - Tymon i Jacek.
- Umówiłam nas dwa na dwa, więc jeśli nie chcesz zostać zbombardowana setką śnieżnych kulek, lepiej się podnoś - usłyszałam tuż obok. Odwróciłam głowę w kierunku blondynki.
- Że co? - zapytałam, śmiejąc się pod nosem. Bitwa na śnieżki? W sumie, widząc zacięcie na twarzach innych, nie pozostawało mi nic innego, jak dołączyć do zabawy.

***********************************************************************************
O Matko Boska. Pół godziny i to cudeńko gotowe. Nówka sztuka, nieśmigane, duma mnie rozpiera, jest supi :D Naprawdę pisało mi się o wiele, wiele lepiej niż ostatnio. Musiałam jakoś Werę ustawić do pionu, bo mnie zaczęła nudzić ta monotonia. I w ogóle, o mój Boże! Pięć komentarzy! Co prawda ostatni wyproszony, ale bardzo, bardzo dziękuję ♥ Korzystając z okazji, witam serdecznie Mystery Bell i miło mi ponownie widzieć Magdę oraz Light :D To tak zarąbiście motywuje, nawet lepiej, niż ta ostatnia piątka z polskiego, dzięki której powróciła wiara w moje umiejętności pisarskie XD Teraz będę miała sporo okazji, żeby się wykazać, bo polonistka zapowiedziała więcej prac pisemnych, co dla mnie jest zbawieniem. Nienawidzę jej gadania o poetach, pisarzach, malarzach, historykach... Gramatyka też mnie nieco nudzi, bo w książce zrobiłam to, co mamy zaplanowane na... Styczeń. Jestem dwa miesiące do przodu z programem, myślicie, że pani będzie zła? XD W każdym razie, wybaczcie, że w rozdziale zero koni, ale nie mam siły o nich pisać. Czy kończę z jeździectwem? Tego nie wiem, ale zapowiada się kolejna, spora przerwa. Dziękuję, że jednak jesteście i że potraficie zebrać i siebie, do napisania tych kilku słów, i mnie, do dalszego prowadzenia tego bloga ♥ :*

PS Jak Wam się podoba nowy szablon? Plus, zdjęcia koni zostały zmienione na zimowe :D
PSS Jeśli ktoś życzy sobie mnie, jako czytelniczkę na swoim blogu - link w komentarzu, na pewno zobaczę, przeczytam, może zostanę c:

6 komentarzy:

  1. Pff, a ten nie będzie wymuszony, i co, łyso? XDDDDD
    Tak właśnie myślałam B|]
    Przez Ciebie oderwałam się od fizyki i jak znów dostanę dwa, to Twoja wina, tak więc. Co ta Wera no ;c
    Podłamana kontuzją Melodii? Nie tylko ona, pfff.
    a tak btw to PFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF
    No. XDDDDD
    Pjontka z Polaka, ach, to były czasy :')
    A teraz bania dzień w dzień ♥♥♥
    Jak ja kocham moją polonistkę.
    Tak. A na koniec będzie kropka nienawiści za kontuzje Buany.
    .

    OdpowiedzUsuń
  2. Bitwa na śnieżki!!! Jak mi tego w szkole oatatnio brakuje. No i śniegu też. Rozdział(zresztą jak zawsze) jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, niech ta Wera weźmie wreszcie du...tyłek w troki, i się pozbiera, no xD Wiesz ty co ty robisz? Odrywasz mnie od geografii, oto co ty robisz, nienawidzę cię :P

    A rozdział świetny, jak zwykle.

    Light, znowu z anonimka, wchodzi mi to w nawyk xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ehh jak zykle rozdział supi ;-; I ta bitwa na śnieżki huh, nie chce mi się rozpisywać, bo sama dobrze wiesz ze piszesz supi SUPI no wiec supi i te sprawy :))

    OdpowiedzUsuń
  5. I dobrze, że zrobiłaś coś z Weroniką. Supi ten twój rozdział, jak wszystko na blogu jest supi.
    I supi jest też rozdział z bloga... czo? ;___; chciałam napisać, że supi jest szablon. I wgl. to ja nadal nie wiem co z koniełem Weroniki (chyba, że wiem, a tego to już nie wiem).
    Czekam na dalej. Wiem, że komentarz do dupy, ale mi zimno jest i już dawno po wieczorynce, a ja nie umiem mapy Polski (miasta, niziny, zatoki - takie sprawy).
    I tak wgl czekam na dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej, rozdział super, zresztą jak wszystkie :)
    No, komenta dzisiaj nie było (dziękujmy mojej chorobie :D), bo nie jechałam na basen :)
    A tak w ogóle, to gdzie ty robisz takie zajefajne nagłówki?

    koniemoimzyciemipasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń