Czas uciekał przez palce, dzień, za
dniem, bezustannie. Nie zauważyłam nawet, kiedy spadł śnieg. Listopad
dobiegał końca, ustępując miejsca grudniowi i coraz krótszym,
chłodniejszym dniom oraz nocom, które zdawały się nie kończyć. Coraz
gorzej znosiłam rutynę, każda doba wyglądała tak samo: wstaję, idę do
stajni, lonżuję Melodię, wsiadam na Tabuna, wracam do domu, idę spać,
budzik, stajnia, dom i tak w kółko. Relacje z innymi również nie
wyglądały szczególnie kolorowo. Nie byłam w nastroju do rozmów, przez co
często odizolowywałam się od pozostałych. Zamykałam się w pokoju,
włączałam muzykę i... W sumie, ciężko określić, co robiłam w tym czasie.
Zdarzało się, że znalazłam coś do przeczytania, innymi czasy po prostu
siedziałam na parapecie i myślałam, wpatrując się w stajnię i konie,
które popołudniami były wypuszczane na pastwiska na godzinkę, dwie.
Moje
rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Nie miałam szczególnej ochoty
ruszyć się z miejsca. Gruba, dwukrotnie za duża bluza dostarczała na
tyle dużo ciepła, że nawet nie czułam zimna, które biło od oszronionej
szyby. Jedynym ruchem, jaki wykonałam, było skręcenie szyi w kierunku
przeciwległej ściany. Po chwili klamka się poruszyła, a przez niewielką
szparę do pomieszczenia zaglądnęła Aśka. Uśmiech spełz z jej twarzy, gdy
tylko mnie zobaczyła. Wkroczyła do pokoju pewnym krokiem, stanęła na
środku i załamała ręce.
- Boże
święty, Wera, wyglądasz jak jakaś zmordowana życiem wdowa dzień po
pogrzebie męża - stwierdziła, kręcąc głową z niedowierzaniem. -
Dziewczyno, weź się w garść, życie ci się marnuje, masz dziewiętnaście
lat, a patrząc na ciebie widać tylko obraz nędzy i rozpaczy! - oburzyła
się, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Milutka jesteś, nie ma co - odwarknęłam, zerkając na nią z ukosa.
-
Koniec tego dobrego - powiedziała dziarsko, podchodząc do mnie. Nawet
się nie zorientowałam, kiedy złapała mnie za rękę. Próba ściągnięcia
mnie z parapetu skończyła się nieoczekiwanym lądowaniem na dywanie.
Jęknęłam, wstając apatycznie i masując ramię. - No! Wreszcie się
podniosłaś z miejsca, to teraz jedziemy dalej.
Bez
skrupułów popchnęła mnie w stronę łazienki, a ja nie miałam nawet
ochoty się sprzeciwiać. Dziewczyna chwyciła za szczotkę i szarpiąc
niemiłosiernie moje poplątane włosy, utworzyła z nich kucyka.
-
Resztę ogarniesz sama, czy mam to zrobić za ciebie? - zapytała, a w
tonie jej głosu można było wyczuć groźbę. Skoro już wywlokła mnie z
mojego "gniazdka", chyba nie miałam wyjścia i musiałam coś ze sobą
zrobić. Przewróciłam oczami i szturchnęłam ją lekko, żeby wyszła na
korytarz. Szybko wykonałam typowe, poranne czynności, a kiedy tylko
otworzyłam drzwi, nastolatka złapała mnie za rękę i zawlokła do kuchni.
- Siadaj - rozkazała, rozglądając się po kuchni.
-
Tak jest, mamo - odpowiedziałam, po czym automatycznie zaczęłam
kaszleć. Chrypa, katar, chyba zapowiadało się na przeziębienie.
-
Trzymaj - mruknęła, podając mi talerz z pięcioma kanapkami. - Tylko nie
marudź, nie umiem gotować w chociażby najmniejszym stopniu.
Zaczęłam
powoli przeżuwać kromki, a blondynka zabrała się za przygotowywanie
herbaty, nucąc coś pod nosem. Nie zdążyłam nawet przełknąć kilku gryzów,
gdy przede mną pojawił się parujący kubek oraz kilka tabletek.
-
Tak apatycznej chyba cię jeszcze w życiu nie widziałam. Oprócz tego
roku, kiedy leżałaś w szpitalu, ale to się raczej nie zalicza. Jedz to
szybciej, ileż można - powiedziała niecierpliwie, wstając z miejsca,
które dopiero co zajęła.
- Coś ci się
dzieje? Masz wyjątkowo dużo energii - zauważyłam, na co Aśka tylko
wzruszyła ramionami. Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo już po
chwili dziewczyna wbiegła po schodach na górę. Odwróciłam się za nią, po
czym wróciłam do jedzenia. Upiłam łyk gorącego napoju, przełknęłam
tabletki i oparłam się wygodnie na krześle. Nagle - ciemność. Coś
przykryło moją twarz i zdezorientowana zaczęłam miotać się w miejscu.
Dopiero kiedy dotarło do mnie, że nikt nie chce mnie udusić, a poza tym,
że nic nie widzę, wokół nie dzieje się nic dziwnego, uświadomiłam
sobie, że na głowie mam kilka warstw materiału. Zrzuciłam wszystko na
podłogę i obejrzałam się za siebie. Koleżanka stała na środku
pomieszczenia, śmiejąc się w najlepsze, a tuż za mną leżała kupka
ciuchów, w której na pierwszy rzut oka dało się rozpoznać jedynie czarne
bryczesy i niebieską koszulkę.
-
Jesteś głupia - prychnęłam, wpuszczając nieco uśmiechu na usta.
Podniosłam ubrania z parkietu i udałam się do łazienki. Przebrałam się w
to, co przygotowała blondynka i spojrzałam w lustro. Niestety, miała
rację, wyglądałam jak siedem nieszczęść. Westchnęłam ciężko i wróciłam
na dół. - Lepiej? - zapytałam, unosząc brwi i obracając się dwukrotnie
wokół własnej osi.
- Wyglądem prawie,
prawie przypominasz Weronikę, teraz tylko wpuścić w ciebie nieco życia i
radości, i gotowe! - klasnęła w dłonie, a ja tylko pokręciłam głową. -
Dobra, ubieraj się, idziemy na zewnątrz - powiedziała, a ja mruknęłam
cicho, ewidentnie niezadowolona. Zamienić ciepły dom na zimne podwórko
skąpane w śniegu? Jasne! Bardzo chętnie!
Ociągając się najbardziej jak mogłam, założyłam termobuty, kurtkę, czapkę, rękawiczki i szalik, zawijając go do połowy twarzy.
-
To tylko trzy stopnie na minusie, a nie Syberia - westchnęła Aśka,
otwierając drzwi na oścież. Uderzyła we mnie fala zimnego powietrza,
otrzeźwiając nieco umysł. Wszędzie zaspy, zima w pełni, a ja cały ten
czas przesiedziałam w pokoju. Tego było zdecydowanie za wiele. Ku
swojemu niezadowoleniu, nie zawsze mam rację i to był jeden z momentów,
kiedy musiałam posłuchać innych. Przeszłam przez próg, jednak zanim
zdążyłam przejść kilka kroków, nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ślizgając
się na oblodzonym ganku. Za plecami usłyszałam chrzęst zamka, a po
chwili na środku ścieżki do stajni pojawiły się dwie osoby - Tymon i
Jacek.
- Umówiłam nas dwa na dwa,
więc jeśli nie chcesz zostać zbombardowana setką śnieżnych kulek, lepiej
się podnoś - usłyszałam tuż obok. Odwróciłam głowę w kierunku
blondynki.
- Że co? - zapytałam,
śmiejąc się pod nosem. Bitwa na śnieżki? W sumie, widząc zacięcie na
twarzach innych, nie pozostawało mi nic innego, jak dołączyć do zabawy.
***********************************************************************************
O
Matko Boska. Pół godziny i to cudeńko gotowe. Nówka sztuka, nieśmigane,
duma mnie rozpiera, jest supi :D Naprawdę pisało mi się o
wiele, wiele lepiej niż ostatnio. Musiałam jakoś Werę ustawić do pionu,
bo mnie zaczęła nudzić ta monotonia. I w ogóle, o mój Boże! Pięć
komentarzy! Co prawda ostatni wyproszony, ale bardzo, bardzo dziękuję ♥ Korzystając z okazji, witam serdecznie Mystery Bell i miło mi ponownie widzieć Magdę oraz Light :D To tak
zarąbiście motywuje, nawet lepiej, niż ta ostatnia piątka z polskiego,
dzięki której powróciła wiara w moje umiejętności pisarskie XD Teraz
będę miała sporo okazji, żeby się wykazać, bo polonistka zapowiedziała
więcej prac pisemnych, co dla mnie jest zbawieniem. Nienawidzę jej
gadania o poetach, pisarzach, malarzach, historykach... Gramatyka też
mnie nieco nudzi, bo w książce zrobiłam to, co mamy zaplanowane na...
Styczeń. Jestem dwa miesiące do przodu z programem, myślicie, że pani
będzie zła? XD W każdym razie, wybaczcie, że w rozdziale zero koni, ale
nie mam siły o nich pisać. Czy kończę z jeździectwem? Tego nie wiem, ale
zapowiada się kolejna, spora przerwa. Dziękuję, że jednak jesteście i
że potraficie zebrać i siebie, do napisania tych kilku słów, i mnie, do
dalszego prowadzenia tego bloga ♥ :*PS Jak Wam się podoba nowy szablon? Plus, zdjęcia koni zostały zmienione na zimowe :D
PSS Jeśli ktoś życzy sobie mnie, jako czytelniczkę na swoim blogu - link w komentarzu, na pewno zobaczę, przeczytam, może zostanę c:
Pff, a ten nie będzie wymuszony, i co, łyso? XDDDDD
OdpowiedzUsuńTak właśnie myślałam B|]
Przez Ciebie oderwałam się od fizyki i jak znów dostanę dwa, to Twoja wina, tak więc. Co ta Wera no ;c
Podłamana kontuzją Melodii? Nie tylko ona, pfff.
a tak btw to PFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF
No. XDDDDD
Pjontka z Polaka, ach, to były czasy :')
A teraz bania dzień w dzień ♥♥♥
Jak ja kocham moją polonistkę.
Tak. A na koniec będzie kropka nienawiści za kontuzje Buany.
.
Bitwa na śnieżki!!! Jak mi tego w szkole oatatnio brakuje. No i śniegu też. Rozdział(zresztą jak zawsze) jest świetny.
OdpowiedzUsuńJezu, niech ta Wera weźmie wreszcie du...tyłek w troki, i się pozbiera, no xD Wiesz ty co ty robisz? Odrywasz mnie od geografii, oto co ty robisz, nienawidzę cię :P
OdpowiedzUsuńA rozdział świetny, jak zwykle.
Light, znowu z anonimka, wchodzi mi to w nawyk xD
Ehh jak zykle rozdział supi ;-; I ta bitwa na śnieżki huh, nie chce mi się rozpisywać, bo sama dobrze wiesz ze piszesz supi SUPI no wiec supi i te sprawy :))
OdpowiedzUsuńI dobrze, że zrobiłaś coś z Weroniką. Supi ten twój rozdział, jak wszystko na blogu jest supi.
OdpowiedzUsuńI supi jest też rozdział z bloga... czo? ;___; chciałam napisać, że supi jest szablon. I wgl. to ja nadal nie wiem co z koniełem Weroniki (chyba, że wiem, a tego to już nie wiem).
Czekam na dalej. Wiem, że komentarz do dupy, ale mi zimno jest i już dawno po wieczorynce, a ja nie umiem mapy Polski (miasta, niziny, zatoki - takie sprawy).
I tak wgl czekam na dalej.
Jej, rozdział super, zresztą jak wszystkie :)
OdpowiedzUsuńNo, komenta dzisiaj nie było (dziękujmy mojej chorobie :D), bo nie jechałam na basen :)
A tak w ogóle, to gdzie ty robisz takie zajefajne nagłówki?
koniemoimzyciemipasja.blogspot.com