wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 14.

Wojna trwała w najlepsze i żadne z nas nie przejmowało się tym, że po kilku minutach trzęśliśmy się jak osiki, a nasze spodnie były kompletnie przemoczone. Muszę przyznać, że najbardziej z całego tego zamieszania, zdziwił mnie fakt, że zabawa udzieliła się nawet mnie. Melancholia ustąpiła miejsca uśmiechowi od ucha do ucha, który przez jakiś czas nie znikał z mojej twarzy. Walka była rzecz jasna wyrównana, ja na Tymona, Aśka na Jacka. Szliśmy łeb w łeb, do czasu. Rzucałam w szatyna coraz większą ilością śniegu, przez co już po chwili poddał się, siadając wśród białego puchu. Podeszłam do niego z miną zwycięzcy i gdy stałam wystarczająco blisko, chłopak podciął mi nogi w kolanach, przerzucił przez swoje ramię i chwiejnie podniósł się z ziemi. Odwróciłam się, patrząc, dokąd idzie.
- Nie, nie, nie, nie, Tymon, no weź - zaczęłam piszczeć, zauważając wielką zaspę tuż przy ganku. - Może uznajmy to za remis?
- Po co, skoro mogę z łatwością wygrać? - prychnął, zatrzymując się. Zamknęłam oczy i jęknęłam cicho, czując, jak tracę oparcie na jego ręce. Byłam przygotowana na upadek, jednak co naprawdę mnie zdziwiło, to ciężar, który dodatkowo mnie przygniatał. Rozwarłam powieki, patrząc, co się stało. Najwyraźniej nie tylko ja straciłam grunt pod nogami. Zaśmiałam się pod nosem, widząc, jak leżący na mnie napastnik strzepuje śnieg z twarzy.
- Może jednak uznamy to za remis? - prychnęłam, a chłopak spojrzał na mnie, nieudolnie odsuwając włosy z czoła. W końcu jednak z cichym westchnieniem przytaknął, przewracając oczami. - Świetnie, a teraz ze mnie złaź, jestem całkiem przemoczona - powiedziałam, na co Tymon wsparł się rękoma na zaspie i powrócił do pozycji stojącej, nieco się przy tym ślizgając. Gdy w końcu wyprostował nogi na dobre, wyciągnął do mnie dłoń, po którą automatycznie sięgnęłam. Podciągnęłam się do góry i otrzepałam ubrania. Zawołałam pozostałą dwójkę i wspólnie skierowaliśmy się do domu. Herbata to to, czego nam wszystkim było trzeba. Jako, że mój dom w pewnej części był zagracony starymi rzeczami, w tym między innymi ciuchami, każdy znalazł sobie coś do przebrania. Aśce pożyczyłam pierwsze lepsze jeansy, które wyciągnęła z szafy, z kolei Tymon i Jacek znaleźli gdzieś kilka par męskich spodni. Gdy pozostali zajmowali się kompletowaniem swojej garderoby, ja zdążyłam zaparzyć w dzbanku gorący napój. Zasiedliśmy w salonie z kubkami w rękach i przykryliśmy się kocami.
- Co powiecie na jakiś film? - zapytałam, biorąc pilota z ławy i włączając telewizor. - Komedia, dramat, akcja, romans, co kto woli - uśmiechnęłam się, buszując między programami.
- Cokolwiek, bylebym na tym nie ryczała - mruknęła Aśka, zawijając się ciaśniej cienkim okryciem.
- "Życie Pi" - odczytałam z dołu ekranu, zatrzymując się na tym kanale. - Zaczęło się dopiero kilka minut temu, może być?
Przez pomieszczenie przebiegł szmer wyrażający aprobatę. Oparłam się wygodnie o chłopaka, starając się skupić uwagę na filmie.

Zostaliśmy u mnie przez kolejne półtora godziny, wpatrując się w ekran. Gdy tylko pojawiały się reklamy, któreś z nas szło po następne partie herbaty i ciastek, znalezionych gdzieś na dnie szafki. Kiedy odeszliśmy od telewizora, pogoda niezmiennie nie sprzyjała żadnym aktywnościom na dworze, więc postanowiliśmy przesiedzieć w domu do wieczora, grając w karty, buszując po stronach magazynów i prowadząc najzwyklejsze w świecie rozmowy.
Na zewnątrz wyszliśmy dopiero w porze karmienia. Aśka i Jacek udali się do paszarni, a ja i Tymon do stajni, aby pozbierać puste siatki po sianie.
- Andrzej kazał zapytać, kiedy planujemy coś zrobić ze stajnią - usłyszałam nagle z sąsiedniego boksu.
- "Coś ze stajnią", czyli co na przykład? - zdziwiłam się, nie rozumiejąc, o co tak właściwie chodzi.
- Wiesz, budynek, to nie choinka, jeśli chcemy przygotować jakieś ozdoby, czy coś w tym rodzaju, to trzeba to zrobić dużo wcześniej, tuż przed świętami nie będzie na to czasu - stwierdził, a ja pokiwałam głową, choć nadal nie wiedziałam, skąd w ogóle taki pomysł.
- Przecież nigdy nie dekorujemy stajni - zauważyłam, marszcząc lekko czoło i rozplątując palce z czerwonych, cienkich lin.
- Może czas zacząć - uśmiechnął się, ukazując dołeczki i tym samym wywołując u mnie podobną reakcję. - Tak w ogóle, w tym roku Boże Narodzenie spędzam u was.
Spojrzałam na niego z niepokojem. U nas? Dlaczego? Przecież powinien być z rodziną... Której nie znałam. W sumie, nie wiedziałam nawet, czy ją ma.
- Nie patrz się tak, siostra wyjeżdża do Stanów, do ojca, a ja nie mam na to szczególnej ochoty - mruknął, spuszczając wzrok.
- Od kiedy masz siostrę?
Szatyn zaśmiał się, przeczesując włosy palcami. Odniosłam wrażenie, że nie powinnam drążyć tematu, chyba nie był szczególnie skory do rozmowy.
- Od... Dwudziestu dwóch lat, jest ode mnie starsza o rok - westchnął przeciągle, po czym oboje skierowaliśmy się do drugiego budynku. Wręczyliśmy siatki kolegom i przysiedliśmy na ławce stojącej na zewnątrz. Włożyłam dłonie do kieszeni i wtuliłam brodę w szalik. Zima w pełni, temperatury ujemne nawet w południe, żadnego słońca, a z nieba tylko śnieg. Padało nawet teraz, białe płatki, niewidoczne w ciemności, pojawiały się znikąd, gdy tylko dotarło do nich światło rzucane przez lampy. Naciągnęłam czapkę na uszy, wpatrując się w parę, która zawisała w powietrzu przy każdym oddechu.
- Kiedy wsiadasz na Melodię? - zapytał Tymon, przerywając ciszę, która od kilku minut wisiała w powietrzu.
- Koniec tygodnia, piątek, sobota. Rozmawiałam z weterynarzem, z góry zakreślił, że przez pierwsze kilka dni tylko treningi stęp-kłus, dopiero później wprowadzamy galopy, a za dwa, może trzy tygodnie zaczniemy coś skakać - powiedziałam, powtarzając słowo w słowo to, co usłyszałam przez telefon kilka dni wcześniej.
- Jak miło, że użyłaś czasowników w liczbie mnogiej - westchnął chłopak, a ja przewróciłam oczami z uśmiechem na ustach. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy, wpatrując się w zimowy krajobraz, dopóki spokoju nie zakłóciło wołanie znajomych, abyśmy pomogli im z rozdawaniem wieczornych pasz.

***********************************************************************************
KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE ♥
Sześć komentarzy w trzy dzni, bez mojego "Hej, stara, mogłabyś proszę skomentować? :c", tak Diego, o wiadomości do Ciebie mowa XD A propos Diega, sto lat ♥ :* W każdym razie, no. Jestem w ciul szczęśliwa, że HMOL jednak ma przed sobą jakąś, nieważne jaką, ważne, że jakąś przyszłość c: Włożyłam w to masę serducha, więc szkoda by było zawiesić, a ostatnio nawet o tym myślałam, chociaż powiem szczerze - zrezygnowałam od razu XD Nawet jeśli nie odzywałabym się tydzień/dwa i tak w końcu bym wróciła i wszyscy to raczej dobrze wiemy ;p Co do nagłówków, zależy, ale ogółem na swoim komputerze posiadam - Gimp (wersje 2.4; 2.6; 2.8) i Photoshop (CS6 i CS7) Także no. Kończę takim se oto akcentem i dobranoc <3

4 komentarze:

  1. Znając Ciebie to zaniedługo Wera się poślizgnie i coś sobie zrobi. Zgadłam?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham ponad życie, laska. Pamiętaj.
    Jako jedna z nielicznych pamiętasz <3
    Rozdział super, jak zawsze, więc no XD
    To nie powtarzalne. Taka beka na ryju, gdy okazuję się, że ktoś mnie jednak kocha :')
    Tak więc, masz komorę, wielką jak moja komora *FAK LODŻIK*
    No. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż za szybkość dodawania rozdziałów xDDD
    We, zazdro fotoszopa, u mnie nawet wersja testowa nie chce się instalować ;_;
    Fajny rozdział, super miło i szybko się czytało. Niech Wera wsiada na Melodię już i MUSISZ opisywać jej postępy. Soł, czekam na te opisy <3
    A tak wgl to Karolina i Bartek jeszcze są u nich w stajni czy nie? Bo nie pamiętam, czy coś pisałaś, czy nie. Odpowiedz mi na to xD
    Czekam na następny <3
    Pe Es. Wiesz, że nie masz nawet prawa myśleć o zawieszaniu/odchodzeniu ;___;

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorki, że dopiero teraz komentuję, ale jakoś wcześniej nie miałam czasu ;/
    Entschuldigung. A propos niemieckiego ;D Jak na razie mam same piąteczki z czego się cieszę i 4+ ale się wtedy wkurzyłam, bo przez te rodzajniki nie dostałam piątki ;/ A dzisiaj nam taki sprawdzian dowaliła, że lepiej nie mówić. Powracając do rozdziału, to bardzo mi się podoba ;) Wiesz ja nigdy nie brałam udziału w żadnej bitwie na śnieżki ;D Melodia niech wraca do zdrowia ;) Niedługo święta ;D Pozdrawiam i czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń