wtorek, 28 października 2014

Rozdział 10.

Budzik zadzwonił jeszcze wcześniej niż zazwyczaj i co gorsza, doskonale wiedziałam czemu. Uciszyłam urządzenie jednym uderzeniem i spojrzałam na telefon, sprawdzając datę. Zaklęłam pod nosem, podnosząc się z łóżka. Czwarta nad ranem, dziesiąty sierpnia. Zerknęłam na szafę, na której wisiał zafoliowany strój. Marynarka, koszula, bryczesy, wszystko w stanie idealnym, przygotowane już na następny dzień. Teraz pozostaje tylko czekać na cały pośpiech, krzyki i nerwy. Jeden z licznych powodów, przez które nie jeździłam na zawody częściej niż raz w roku. Założyłam ciemne, lekko przetarte jeansy, byle jaką koszulkę i szary, rozciągnięty, wełniany sweter. Dzień zapowiadał się chłodno, więc nie miałam ochoty dodatkowo marznąć, wolałam od razu ubrać się cieplej. Po odwiedzeniu łazienki, zniosłam na dół niewielką walizkę po brzegi wypchaną ciuchami oraz całą resztę ekwipunku. Postawiłam wodę, zrobiłam sobie kilka kanapek i usiadłam przy stole, czekając na przyjazd Tymona. Powoli dochodziła piąta, więc mieliśmy półtora godziny na załadowanie trzech koni oraz sprzętu. Z Melodią i Albatrosem nie powinno być problemu, gorzej, jeśli chodzi o Eklera, jednak na szczęście, to nie nasz problem. Jechaliśmy na dwie przyczepy, jedna podwójna, druga pojedyncza, prywatna, zakupiona przez ojca Gośki specjalnie na tą okazję. Zalałam herbatę w dwóch kubkach; jeden z nich odłożyłam na bok, a drugi z kolei wzięłam do rąk, naciągnąwszy na dłonie rękawy swetra. Wdychałam parę, a pod wpływem ciepła przyjemne ciarki rozchodziły się po całym moim ciele. Upiłam pierwszy łyk w momencie, kiedy do pomieszczenia wszedł szatyn, zdejmując kaptur z głowy.
- Przez cudowną mgłę nie można stąd zobaczyć nawet stajni. Coś czuję, że świetnie będzie się jechało - powiedział, podchodząc do stołu. Pocałował mnie na powitanie, po czym zgarnął z parapetu swoją herbatę.
- Jakoś damy radę, od nas nad morze... Tylko jakieś siedem-osiem godzin drogi - machnęłam ręką lekceważąco, mentalnie szykując się na podróż w pick-upie. Brak tylnej kanapy oraz klimatyzacji oznaczać mogły tylko jedno - podróż bez żadnych dodatkowych pasażerów oraz mnóstwo koców, aby przy okazji nie zamarznąć.
- Zaczynam się zastanawiać, gdzie się podziało to globalne ocieplenie - mruknął chłopak, pocierając czerwone od chłodu ręce. - Jesteś pewna, że to sierpień, a nie koniec października?
- Gdyby tak było, zamiast na zawody szykowalibyśmy się do Hubertusa - zauważyłam, przewracając oczami. - A propos, w tym roku prawdopodobnie połączymy siły ze znajomymi ze stadniny w środku lasu - westchnęłam ciężko na myśl, że ponownie będę musiała użerać się z arogancją pewnego blondyna. Jedyna nadzieja w tym, że Wiola jakoś go zagada, bo sama ewidentnie nie dam rady.
- Jakoś to będzie, mamy jeszcze sporo czasu na zastanowienie. W każdym razie, masz może termos, a najlepiej kilka? - zapytał,  rozglądając się po kuchni. Zastanowiłam się chwilę i przytaknęłam, wstając z miejsca. Podeszłam do jednej z szafek i otworzyłam ją, a następnie, po dokładnym przewertowaniu jej zawartości, wyciągnęłam dwa termosy oraz jeden kubek termiczny.
- Wystarczy? - Pokazowo zaprezentowałam przedmioty stojące na blacie. Tymon skinął głową z uśmiechem, a ja ponownie nalałam wody do czajnika, aby przygotować kolejne porcje herbaty. - Byłbyś tak łaskaw zrobić kilka kanapek? Raczej wiesz, gdzie co leży - stwierdziłam, a szatyn niechętnie podniósł się z krzesła. Wyciągnął z lodówki niemal całą jej zawartość i rozłożył na desce, po czym sięgnął po parę bułek.
Gdy w końcu uporaliśmy się z częścią spożywczą i koszyk z całą jego zawartością stał pod siedzeniem, udaliśmy się do stajni. Paki jeździeckie wraz z rzędem przygotowane były już od kilku dni, więc szybko uporaliśmy się z wrzuceniem ich na skrzynię samochodu. Gośka wraz z ojcem zjawili się w stajni kilka minut przed szóstą, więc nie zostało im wiele czasu na załadunek. O dziwo, zaraz po niej, na podwórze wjechał kolejny pojazd. Czarny suw z przyczepą przejechał przez podjazd, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Zaciekawieni obserwowaliśmy, jak z wnętrza auta wysiada nie kto inny jak Bartek, mija nas w pośpiechu, by po chwili wrócić ze swoim sprzętem. Dopiero, kiedy cały jego ekwipunek znalazł się w bagażniku oraz na tylnym siedzeniu, brunet zwrócił uwagę na nas.
- Coś się stało? - zapytał, stając naprzeciw nas, marszcząc przy okazji brwi.
- Jeśli można spytać, gdzieś się wybierasz?
W odpowiedzi otrzymałam jedynie krótki śmiech, nieco wyższy niż zazwyczaj. Dopiero po chwili chłopak zdał sobie sprawę z naszej powagi.
- Rozumiem, że twój wujek nie raczył przekazać; jadę z wami do Sopotu, byłem umówiony na te zawody, kiedy jeszcze wynajmowałem tam mieszkanie, więc nie widzę sensu, żeby to odwoływać - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Spojrzałam na niego z dezaprobatą pomieszaną z politowaniem.
- Przejechałeś sześćset kilometrów stamtąd tu, tylko po to, żeby po raz kolejny zrobić drugie tyle tydzień później? - zdziwiłam się, wywołując u rozmówcy chwilowe zamyślenie. Po chwili jednak uśmiechnął się i pokiwał głową, żwawym krokiem udając się do stajni. Zerknęłam na Tymona, który najwyraźniej był tak samo zdezorientowany postawą kolegi, jak ja. Choć w sumie, mogło chodzić o coś innego. W końcu, Bartka znał o wiele dłużej niż ja, czy ktokolwiek inny z naszej stajni. To z nim zawsze konkurował, jego uważał za swojego przeciwnika, więc być może oprócz zdziwienia odczuwał również złość? Po grobowej minie i braku innego wyrazu, trudno to stwierdzić. Skierowaliśmy się do siodlarni, wzięliśmy kantary i uwiązy, po czym przeszliśmy do boksów. Odsunęłam zasuwę w drzwiach, założyłam Melodii ochraniacze transportowe i wyprowadziłam ją na zewnątrz. Ojciec Gośki zdążył już opuścić rampy zarówno w swojej, jak i w naszej przyczepie, więc wszystko szło o wiele sprawniej, niż mogłoby się wydawać. Przywiązaliśmy konie, zabezpieczyliśmy oba wejścia, upewniliśmy się, że mają dostęp do siana i wody. Wróciłam do domu po strój konkursowy, zamknęłam drzwi, po czym starannie ułożyłam zafoliowane ubrania za kanapą. Usiadłam wygodnie, zapięłam pas i owinęłam się jednym z koców. Zdjęłam buty i podwinęłam nogi pod siebie. Zaraz po mnie do samochodu wsiadł Tymon. Odpalił silnik, upewnił się, że wszystko jest na swoim miejscu.
- Możemy jechać? - zapytał, na co skinęłam, podkładając pod głowę poduszkę. Szósta trzydzieści. Wyjechaliśmy punktualnie, tak, jak planowaliśmy.

***********************************************************************************
Przyznaję bez bicia, podoba mi się c: Zawody za mniej więcej dwa rozdziały i szczerze powiedziawszy, już dawno nie napisałam niczego w takim tempie! Tylko godzinka :D Czy mogę być z siebie dumna?
Jedyne, co mnie martwi - 1 komentarz. Jedynka. Jeden, one, ein, uno. ;-; Co prawda, lepsze to, niż nic, więc dziękuję Norce, ale i tak, jest mi przykro. Tęsknię za czasami, w których pod postem widniało 8-10 opinii... Teraz czuję się tak, jakbym nie miała dla kogo pisać. I w sumie, tak jest. Trzy czwarte osób, które kiedyś to czytały - po prostu sobie poszły. Znudziły się albo mają mnie w dupie, albo straciły rachubę. No cóż, bywa. Szkoda tylko, że liczba obserwatorów gówno znaczy.
Nieważne. Mam nadzieję, że te kilka osób, które nadal ze mną są, zostaną do samego końca (tylko dwa i 3/4 tomu moi drodzy). Nie przedłużając, miłego tygodnia :)

PS Wena po przeczytaniu zaledwie dwóch rozdziałów 21 części Heartlandu - niezastąpiona. ♥
PSS  Dziękuję za 47,000 XD

3 komentarze:

  1. Nie no, rozdział super. Miło mi się czytało, i bardzo szybko.
    I we nie gadaj "(tylko dwa i 3/4 tomu moi drodzy)". Halo, mam nadzieję, że sobie żartujesz :/
    I się nie załamuj komentarzami, jeszcze będzie dobrze.
    Czekam na nexta i jakieś wyjaśnienie, jeśli chodzi o Bartka jeżdżącego wte i wewte.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, rozdział bardzo mi się podoba ;) Dziękuję za podziękowania ^-^ Ciekawe jak minie im droga i zawody ;D Szkoda, że nie jest to 9 sierpnia ;D Moje urodzinki. Bartek to jakiś podejrzany ;D No nic, to tyle ode mnie i zapraszam do mnie nowy rozdział pojawił się nie dawno ;) Ja spadam, bo zaraz do szkoły ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialnie! Rozdział bardzo fajny! :D

    OdpowiedzUsuń