poniedziałek, 29 września 2014

Viva la HMOL! ♥

Witam Was serdecznie! Zmartwił mnie nieco fakt, że nikt nie wie, co 29 oznacza, jednak, no cóż, nic z tym zrobić nie mogę. Nie mam dla Was nowego rozdziału, przykro mi. Miał być gotowy, niezwykły, z perspektywy Tymona i gówno wyszło, nie umiem pisać w rodzaju męskim... Ale! Pomimo wszystko, zawsze mam swoje "koło ratunkowe", a okazji takiej, jak ta przepuścić nie mogłam.
W każdym razie, zaszczycić Was mogę  małą retrospekcją, czyli pierwszym rozdziałem pierwszego tomu w wersji doszczętnie poprawionej. Zapraszam do lektury, a na koniec na kolejny, drugi dopisek :)

Samolot lądował na lotnisku, wyrywając mnie tym samym z głębokiego zamyślenia. Potrząsnęłam zdezorientowana głową, rozglądając się wokół. No to zaraz się zacznie, pomyślałam, odpinając pasy bezpieczeństwa. Maszyna zatrzymała się, a ja wysiadłam na zatłoczone lotnisko, taszcząc za sobą dwie wielkie walizy. Popatrzyłam po ludziach z przerażeniem. Niesamowicie wielki tłum otaczał mnie z każdej możliwej strony.
- No to super - szepnęłam do siebie. Nie było nawet mowy, żebym znalazła wujka. Przysiadłam na ławce i postanowiłam chwilę zaczekać. Kiedy ilość ludzi powoli zaczęła maleć, wstałam i zaczęłam nerwowo zerkać przez ramię. Wyciągnęłam z torebki notes i napisałam najstaranniej jak potrafiłam "Weronika". Pomyślałam, że może przyszły opiekun również mnie szuka. Jednak zamiast postawnego, nieco przygarbionego mężczyzny po czterdziestce, z melaniną wtartą w resztki włosów, podeszła do mnie młoda, szczupła blondynka o niezwykle przenikliwym spojrzeniu.
- Przepraszam, ty może szukasz swojego wujka? - zapytała, najwyraźniej trochę zmieszana.
- Tak, a o co chodzi? - odpowiedziałam pytaniem, ze względu na niezrozumiałą sytuację.
- Pracuję u niego, pojechał po nowego konia i wysłał mnie, żebym przywiozła cię z lotniska. Jestem Aśka - powiedziała, po czym podała mi rękę. Uścisnęłam ją z lekkim wahaniem, jednak bez większych oporów. Nie byłam zbyt dobra w nawiązywaniu nowych kontaktów, fakt, ale skoro miałam widywać się z nią codziennie przez następne kilka, może nawet kilkanaście lat, to raczej opłacało się wywrzeć dobre pierwsze wrażenie.
- Miło mi, jestem Weronika... no, ale to już chyba wiesz - dodałam po chwili zastanowienia, zaczynałam paplać od rzeczy.
- Może chodźmy już, bo zaczną się denerwować - stwierdziła i ruszyła w stronę parkingu. Dopiero po jakimś czasie dotarły do mnie jej słowa.
- Źle zrozumiałam, czy powiedziałaś "zaczną" w liczbie mnogiej? - zapytałam, marszcząc lekko brwi. Nie przypominam sobie, żeby na miejscu obecna była jeszcze jakaś rodzina, a tym bardziej znajomi, których, prawdę mówiąc, w Polsce nie miałam zbyt wielu.
- Dobrze zrozumiałaś, chodzi mi o twojego wujka i dwóch innych pracowników, wiesz, każdy tylko czeka na tą zapowiadaną od przeszło tygodnia.
Cały ten wyjazd za długo nie zajął. Śmierć rodziców, pogrzeb, niania, babcia i miesiąc później znalazłam się tu, gdzie chwilę temu dotarłam. Z deszczowych obrzeży Londynu wprost do niezwykle słonecznej Polski.
- A o jakich pracowników chodzi, jeśli można wiedzieć? - zapytałam i wrzuciłam moje bagaże na tylne siedzenie ciemnozielonego Land Rovera. Pokaźne auto z szybami sklejonymi taśmą izolacyjną oraz maską całą w błocie prezentowało się wprost uroczo wśród morza mercedesów, BMW i innych tego typ samochodów. Dlaczego Aśka zaparkowała pod sądem, skoro wiadomo, że każdy prawnik na naszą "brykę" spoglądał będzie spode łba? Tego chyba nigdy się nie dowiem.
- Pracujemy u niego we trójkę: ja, Jacek i Tymon - powiedziała, gdy usiadła na fotelu przed kierownicą.
- No to będzie towarzystwo - skomentowałam krótko i zapięłam pas. Kolejni ludzie do poznania, kolejne problemy.
- Na pewno ze strony Jacka, na Tymona raczej nie masz co liczyć. Nie lubi ludzi. - Kompatybilność charakterologiczna? Któż by pomyślał! - Za to ma swojego konia, Albatrosa. Spędza z nim prawie cały wolny czas. Nie zdziw się więc, kiedy zobaczysz go w stajni, w boksie gniadego wałacha.
- Ty też masz konia? - zainteresowałam się, gdy koleżanka postanowiła zgrabnie wycofać pomiędzy rzędami drogich aut.
- Tak, mam Cykadę. Arabska kasztanka, bez rewelacji, ale świetna w terenie - uśmiechnęła się, przenosząc uwagę z powrotem na drogę.
- Arab? Czystej krwi?
- Tak, a na dodatek z całkiem niezłym rodowodem - prychnęła pod nosem
- Szczęściara, ja własnego konia nie miałam i w dalszym ciągu się na to nie zapowiada - westchnęłam, opierając głowę na zagłówku.
- Słyszałam, że całkiem nieźle dogadujesz się z Armagedonem - zagadnęła po chwili ciszy. Wzruszyłam niemrawo ramionami.
- Prawda, ale to nie to samo, co mieć kopytnego na własność - powiedziałam i dalej jechałyśmy w ciszy, przerywanej tylko, przez piosenki lecące w radiu. Kiedy dojechałyśmy do stadniny, wysiadłam z samochodu i poszłam przywitać się z wujkiem. Po przyczepie tuż przy wejściu do stajni wywnioskować mogłam, że zgraliśmy się w czasie.
- Cześć! - krzyknęłam, rzucając mu się na szyję.
- Dzień dobry, już zaczynałem się martwić, że nie dojedziecie - zaśmiał się cicho, taksując mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Były korki. A teraz pokaż mi tego nowego konia - ponagliłam go, gestem zachęcając do ruszenia się z miejsca.
- Jest w ostatnim boksie, ta bułana klacz. Zobaczymy czy odgadniesz, jaka to rasa.
Nie czekając, poszłam na tyły stajni. Na ostatnim stanowisku stała piękna złotokremowa klacz. Bez wahania wróciłam do wujka.
- Zdaję mi się czy kolejny wielkopolak do kolekcji? - zapytałam, patrząc na niego z ukosa. Uśmiechnął się, kiwając głową.
- Zgadłaś, ale musisz ją jeszcze nazwać - odparł, a ja uniosłam zdziwiona brwi, stając jak wryta. Może robił sobie żarty, może nie, kto to wie?
- No to może... - pustka w głowie. Cholera. I nagle, bum! Olśnienie! - Melodia!
- Nie najgorzej, ale jesteś pewna? Nie wiem, jak było u was, w Anglii, ale tutaj raczej imion koniom nie zmieniamy.
- Pewna w stu procentach - kiwnęłam zdecydowanie głową. Gdybym miała więcej czasu na przemyślenie, raczej dostałaby bardziej kreatywne, dwuczłonowe, angielskie imię. Jednak po co komplikować sprawę?
- Dobrze w takim razie od dziś Melodia zyskała nową właścicielkę - powiedział, na co ja spojrzałam na niego z nieukrywanym zdumieniem. To wykraczało poza moje najśmielsze oczekiwania, co do tego miejsca. Ocknęłam się i jeszcze raz rzuciłam się wujkowi na szyję, tym razem z większym impetem i zapałem. Z wielkim uśmiechem na twarzy weszłam z powrotem do boksu bułanej klaczy.
- Piękna, od dziś jesteś moja - szepnęłam, głaszcząc ją po szyi. To był mój nowy koń oraz nowy początek.

Właśnie tak się to zaczęło. Dokładnie dwa lata temu, 29 września 2012 roku. Jestem z Wami, a właściwie, Wy jesteście ze mną, już spory szmat czasu i nie pozostaje mi nic, jak z całego serca Wam podziękować. Nie mam bladego pojęcia, który raz już to robię, ale na każde, drobne "dziękuję" z mojej strony zdecydowanie zasłużyliście. Nie jestem w stanie zrobić nic więcej, więc po prostu dziękuję. Dziękuję za to, że jesteście, dziękuję, że mnie wspieracie, dziękuję, że motywujecie do dalszej pracy, dziękuję, że kopiecie mnie, kiedy trzeba i pocieszacie w trudnych chwilach. Dziękuję za te wspólnie spędzone, wspaniałe dwa lata. Naprawdę, nie macie nawet pojęcia, ile to dla mnie znaczy. Przysięgam, do wszystkiego miałam słomiany zapał, zawsze. Dopóki nie napotkałam kilku, niewielkich blogów, prowadzonych przez trzy, cudowne osóbki. Nikki, Vero, Szałwia. To od nich tak naprawdę wszystko się zaczęło, więc to im należą się największe podziękowania. Ta strona jest dla mnie wszystkim. Przelewam tu swoją złość, smutek, radość... W tym opowiadaniu zawarłam tyle emocji, że sama nie jestem nawet w stanie ich wyliczyć. Moi drodzy, nie wiem, jak mogę Wam się odwdzięczyć za wspólnie spędzone tutaj chwile, ale mam nadzieję, że kiedyś, jakoś mi się uda. Chciałabym spotkać każdego z Was na żywo, tak, jak było to z Nikki, Sydney i Sophie. Zdecydowanie zaliczyłam najcudowniejsze wakacje swojego życia, a to wszystko dzięki temu blogowi. Jestem niezmiernie wdzięczna i mam nadzieję, że spędzicie ze mną kolejne, wspaniałe miesiące. Do usłyszenia! ♥ :)

3 komentarze:

  1. Też bym Cię chciała spotkać w rzeczywistości :D i to bardzo. Poniekąd to dzięki tobie piszę swojego bloga i jestem bardzo szczęśliwa kiedy wchodzę na Twojego bloga i jest nowy rozdział. Dzięki Tobie ma co czytać od ok. roku :D Uwielbiam Twój styl pisania, po prostu uwielbiam. Jest świetny :) Do następnego postu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluje tych dwóch latek ;* Ja również chciałabym spotkać się z Wami wszystkimi w rzeczywistości ;) Pozdrawiam i do napisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję wytrwałości :3 Może kiedyś się spotkamy.. :D

    OdpowiedzUsuń