piątek, 26 września 2014

Rozdział 6.

Budzik rozdzwonił się na dobre, wyrywając mnie tym samym ze snu. Uderzyłam niezdarnie w urządzenie i zamglonym wzrokiem spojrzałam na kalendarz. Sobota. O cholera. Natychmiast zerwałam się z łóżka, a właściwie, stoczyłam się na ziemię. Podniosłam się jak najszybciej, przeciągnęłam i podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej byle jakie ciuchy, po czym udałam się do łazienki. W ekspresowym tempie umyłam się, ubrałam i zbiegłam na dół. Nie byłam szczególnie głodna, więc chwyciłam tylko jabłko, założyłam oficerki i skierowałam się do stajni. Już na progu powitały mnie postaci Tymona, Aśki i Jacka. Z zaskoczeniem odebrałam również fakt, że wszystko zostało już zrobione. Mogłam więc spokojnie przysiąść na ławce i odczekać chwilę przed treningiem.
- Wybierasz się na pogrzeb? - zapytał chłopak, z uśmiechem opadając obok mnie. Oboje spojrzeliśmy na mnie i otaksowaliśmy mój ubiór od góry do dołu. Czarna koszulka, czarna bluza, czarne bryczesy, czarne, skórzane oficerki.
- Jestem raczej umówiona na wyjście o innym charakterze - westchnęłam i zerknęłam na niego z ukosa. Tak właściwie, to nie wiem, czy pogrzeb nie byłby lepszą zabawą, pomyślałam, po czym bez słowa oparłam głowę na jego ramieniu. - Masz w ogóle jakiś pomysł, co będziemy robić?
- Tak właściwie, to tak, mam. Kilku znajomych i moje mieszkanie - zaśmiał się, a ja zmarszczyłam brwi. Do tej pory nigdy nie byłam nawet u Tymona. Nie znałam też jego kumpli, a przecież on nie ograniczał się do stajni, tak, jak ja.
- W takim razie, zdecydowanie się na to piszę - powiedziałam, na co chłopak objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Udany poranek, nie ma co.
- Nie, żebym znowu chciała wam przerywać - oboje podnieśliśmy głowy i skierowaliśmy je w stronę stajni. - Ale pasuje jednak się streszczać, bo hale są dwie, nas sześcioro, a koni do objeżdżenia dwadzieścia - wymieniła Aśka, pokręciła głową z dezaprobatą i zniknęła w korytarzu. Spojrzałam na Tymona z lekkim rozbawieniem.
- Ani chwili spokoju - mruknął pod nosem, wstając z ławki. Podciągnęłam się do góry na jego ręce i udaliśmy się do siodlarni. Wzięłam cały potrzebny sprzęt i zaniosłam go pod boks Melodii. Otworzyłam zasuwę w drzwiach, założyłam jej kantar, a uwiąz przewiązałam przez kraty. Wyciągnęłam zgrzebła ze skrzynki i bez pośpiechu zaczęłam szczotkować kremową sierść. Po kilku minutach pozbyłam się wszystkich zaklejek i kurzu, więc zabrałam się za kopyta. Szybko uporałam się z piachem pod podkowami i wzięłam się za siodłanie. Kiedy klacz była już gotowa wyprowadziłam ją na halę, gdzie przeszkody czekały już ustawione w idealnie wymierzonych odległościach. Wsunęłam dłonie w rękawiczki, założyłam kask, odwinęłam strzemiona i usiadłam w siodle. Chwila stępa, lekkie rozciągnięcie i zaczynamy. Na początek kilka zatrzymań, cofanie i znów do przodu. Zebrałam mocniej wodze i przyłożyłam łydki do kłusa. Lekkie wyciągnięcia po przekątnej, kilka zmian kierunku przez pół wolty i ujeżdżalnie, a na koniec drągi. Cztery przejazdy z obu stron i z powrotem do stępa. Jedno okrążenie, zakłusowanie na krótkiej, a od narożnika galop. Melodia najwyraźniej miała jeden ze swoich lepszych dni. Już dawno nie spotkałam się u niej z tak sprężystym, głębokim krokiem. Pojedyncze cavaletti na rozciągnięcie i pierwszy najazd. Nie zmieniona od dnia poprzedniego metrówka, którą wczoraj zakończyłyśmy jazdę, dziś poszła na pierwszy ogień. Klacz sama idealnie wymierzyła odległość, więc mi pozostało tylko unieść się w siodle i ponownie w nim usiąść. Jako kolejna - stacjonata z otwartym dołem, o wysokości około metra dziesięciu. Dodanie na ostatnich dwóch foule i czysto, podobnie zresztą, jak następna, tak samo wyglądająca przeszkoda. Poklepałam kobyłę po szyi i nakierowałam na okser. Bezbłędnie, w przeciwieństwie, do najniższego na hali krzyżaka. Jako ostatnią skoczyłyśmy zabudowaną stacjonatę sto czterdzieści, a jak na podsumowanie, Melodia pozwoliła sobie na lekkie bryknięcie. Ten sam parkur przejechałam kolejne dwa razy w nieco innej kolejności, po czym zwolniłam do stępa. Pogłaskałam klacz po spoconym karku, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Już dawno nie miałam tak udanej jazdy.
- Długo jeszcze? - usłyszałam głos dobiegający od strony korytarza. Zaklęłam w myślach, zastanawiając się przez chwilę, czy słuch mnie nie myli. Odwróciłam wzrok i wbiłam go w stojącą w drzwiach burzę turkusowych włosów. - Hodito chętnie ruszyłby się wreszcie z boksu.
- Czyżby ciocia już miała cię dość? - zapytałam, wyginając usta w podkówkę. - Mogłaś znaleźć coś innego na miejscu, wcale nie musiałaś wracać.
- Też się cieszę, że cię widzę. Kończ wreszcie, nie mam zamiaru czekać całe południe - powiedziała, wyciągając telefon z kieszeni i zagłębiając się w zawartości ekranu.
- Przed tobą w kolejce są trzy osoby, z nimi dyskutuj, nie ze mną - warknęłam, wyciągając nogi ze strzemion i poluzowując popręg o kilka dziurek w dół. Przewróciłam oczami, widząc, jak macha lekceważąco ręką i niewzruszona odchodzi w drugą stronę. Naprawdę, czemu nie mogła zostać na tych cholernych Mazurach? Zrobiłaby nam wszystkim przysługę, gdyby była łaskawa się tu więcej nie pojawiać, pomyślałam i wprowadziłam Melodię na środek ujeżdżalni. Zeskoczyłam na ziemię, podwinęłam puśliska, chwyciłam wodze i odprowadziłam kobyłę do boksu. Rozsiodłałam ją, odniosłam sprzęt i udałam się na mniejszą halę, aby znaleźć Tymona. Na szczęście był tam, gdzie się spodziewałam.
- Wiesz, kto wrócił? - zapytałam, zwracając tym samym jego uwagę. Uniósł pytająco brew, galopując po ścianie. - Karolinka - uśmiechnęłam się, widząc, jak wodze wylatują mu z rąk.
- Skoro nawet rodzina już nie chce jej w stajni, to musi mieć naprawdę spieprzone życie - prychnął, najeżdżając na stacjonatę.
- Na którą mniej więcej mam być gotowa? - zapytałam, jednak na odpowiedź musiałam poczekać, aż Albatros przeskoczy potrójny szereg.
- Koło siedemnastej będzie w sam raz - stwierdził, szczerząc do mnie zęby. Pokiwałam głową i wyszłam z hali, unosząc rękę w geście pożegnania.

Spojrzałam krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Nie miałam na sobie sukienki od... kilku dobrych lat, nie wspominając nawet o makijażu i jakiejś konkretnej fryzurze. Ograniczałam się do kucyka, ewentualnie koka. W sumie, zdążyłam już zapomnieć kiedy po raz ostatni trzymałam w ręku lokówkę. Przynajmniej efekt wyszedł nie najgorszy. Zeszłam po schodach i usiadłam na kanapie w salonie. Pomijając fakt, że czułam się wyjątkowo nieswojo, przejmowałam się również reakcją Tymona. W końcu, nie co dzień widuje się mnie w takim stroju. Może to i lepiej. O dziwo, denerwowałam się. Trudno powiedzieć czym, zwykła impreza. Z kilkoma innymi ludźmi, których w życiu nie widziałam na oczy. Przetarłam twarz dłońmi, słysząc, jak samochód podjeżdża na podwórze. Zgarnęłam torebkę ze stołu, upewniłam się, że jest w niej telefon, po czym wyciągnęłam buty z szafki. Właściwie, przy przeprowadzce wzięłam je całkowicie przez przypadek. W końcu, znając mnie, nie mogłam przypuszczać, że czarne, niezbyt wysokie szpilki na coś mi się przydadzą.
- Nie wierzę, że to robię - szepnęłam, zapinając rzemyki. Potknęłam się od razu, kiedy tylko wstałam, na szczęście utrzymałam równowagę, a po kilku krokach przypomniałam sobie, jak chodzi się na tych szczudłach. Drzwi po chwili otworzyły się, a moim oczom ukazał się widok, którego wcześniej nawet sobie nie wyobrażałam. Tymon w koszuli. Oboje otaksowaliśmy wzrokiem siebie nawzajem.
- Miałbym krawat, gdyby nie to, że zapomniałem, jak się go wiąże - powiedział, po czym pocałował mnie na powitanie. - Pięknie wyglądasz.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie, ale rzeczywiście, brak krawatu dużo zmienia - wzruszyłam ramionami, wywołując uśmiech na jego twarzy. - Powinieneś częściej chodzić w koszulach, ale zdecydowanie wolę bryczesy, ewentualnie jeansy - mruknęłam, na co chłopak pokręcił głową i objął mnie ramieniem. Przekręciłam zamek w drzwiach i wsiedliśmy do samochodu.
- Z góry zaznaczę, od dwóch dni nocuję w stajni, ponieważ Justyna z Tobiaszem wywalili mnie, argumentując to w sposób "tylko byś nam przeszkadzał" - zacytował, przekręcając kluczyk w stacyjce. - Będę musiał zmienić lokatorów - westchnął, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Nie wspominałeś, że mieszkasz z jakąś Justyną - uniosłam pytająco brew, domagając się więcej informacji.
- Nie pytałaś - prychnął, przenosząc na chwilę wzrok z drogi na mnie. - Zresztą, po co, skoro mieszka tam z mężem? Co prawda kiedy się wprowadzili nie byli nawet zaręczeni, ale szybko poszło i jakiś miesiąc temu mieli ślub. Poszedłbym z tobą, ale nie dostałem zaproszenia na wesele.
Rozmowa niemal całą drogę ciągnęła się na temat Justyny i Tobiasza. Dopiero przed mieszkaniem dowiedziałam się, że mogę się spodziewać jeszcze innej dwójki, których imion nie zdążyłam poznać. Komitet powitalny czekał na nas już na zewnątrz, więc od razu po zaparkowaniu podbiegło dwoje dwudziestoparolatków. Postawny blondyn trzymał za rękę niemal o głowę niższą, szczupłą brunetkę, tworząc wraz z nią niezwykle zgraną parę. Zanim zdążyłam zamienić chociażby słowo z Tymonem, dziewczyna chwyciła mnie pod ramię, zarzucając potokiem słów.
- O rany, Tymon tyle o tobie opowiadał, tak właściwie, to nie rozmawiamy za często, ale sporo słyszałam. Nie wiem, czy mnie przedstawił, pewnie nie, ale co tam. Justyna jestem, tamten lelawy z tyłu to Tobiasz. Straszna z ciebie szczęściara, że masz takiego chłopaka, wiesz? To znaczy, nie żeby moje chucherko mi przeszkadzało, co to to nie, ale jednak czasem przydałoby się nieco więcej poczucia bezpieczeństwa, szczególnie, kiedy mieszka się w środku miasta - wydusiła niemal na jednym oddechu, coraz mocniej ściskając moją rękę.
- Nie nazwałabym go "lelawym chuchrem" - uśmiechnęłam się, sprawiając, że na twarzy czarnowłosej również pojawiły się dołeczki.
- O, masz bardzo ładny głos - stwierdziła, po czym uwolniła mnie ze swojego uścisku. - Taki śpiewny, melodyjny i...
- Justynko, nie zapędzasz się za bardzo? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się automatycznie, stając tuż przed drugim ze współlokatorów. - Tobiasz - wyciągnął rękę w moim kierunku. Uścisnęłam dłoń bez większego entuzjazmu.
- Weronika - odparłam szybko, po czym od razu wróciłam do Tymona. Jeśli o pierwsze wrażenie chodzi... Blondyn wydawał się spokojny, melancholijny, a brunetka z kolei była jego całkowitym przeciwieństwem. Nie miałam pojęcia, jak ze sobą wytrzymywali, jednak prowadząc rozmowę na uboczu, wyglądali na szczęśliwych. W czwórkę wpakowaliśmy się do niewielkiej windy, a Justyna od razu nacisnęła przycisk z numerem osiem. Prawie ostatnie piętro. Zarówno winda, jak i klatka były wyjątkowo zadbane i utrzymane w odcieniach ciepłych beżów. Drzwi ponownie się otworzyły, więc z ulgą wyszliśmy z dusznego pomieszczenia.
- Nie musieliście po nas wychodzić, raczej trafiłbym do własnego mieszkania - stwierdził Tymon, na co dziewczyna machnęła ręką.
- E tam, chcemy zobaczyć twoją reakcję - wyszczerzyła zęby, przekręcając klucz w zamku. Z lekkimi obawami wkroczyłam do niewielkiego korytarza, z zaciekawieniem rozglądając się wokół. - Od razu do salonu! - pisnęła brunetka, popychając nas do przodu. Mieszkanie było ładniejsze, niż się spodziewałam. Gustownie urządzone, raczej ciemne z jasnymi akcentami. Nie zdążyłam jednak obejrzeć wszystkiego, ponieważ po chwili niemal wylądowałam na prowizorycznym szwedzkim stole. Dwie kanapy zostały przysunięte do siebie, najwyraźniej na potrzeby dzisiejszego wieczora. Tuż nad nimi zwisał projektor, podłączony do laptopa obok jednej z sof. Zapowiadało się na coś w rodzaju nocy filmowej.
- Teraz tylko czekać na... - kwestię przerwało pukanie do drzwi. - Na nich - dokończył chłopak z lekkim westchnieniem. Zerknęłam na Tymona, gdy Tobiasz poszedł otworzyć. Sztuczny śmiech oraz stukot obcasów bez problemu dało się usłyszeć z innego pomieszczenia. Po chwili do pokoju weszła wysoka blondynka w towarzystwie jeszcze wyższego rudzielca. Nie zdążyłam się nawet zorientować kiedy rzuciła się na Tymona w radosnym uścisku. Dopiero po przywitaniu zauważyła, że stoję tuż obok.
- A to kto? - spytała, patrząc na mnie krytycznym wzrokiem. Uśmiechnęłam się lekko, na co ona odwzajemniła gest w niezwykle nienaturalny sposób.
- Aga, poznaj Weronikę.
Nastolatka automatycznie zmieniła nastawienie. Chwyciła moją dłoń i potrząsnęła nią z siłą, o którą nawet bym jej nie posądziła.
- Bardzo miło mi cię poznać. To jest Maciek - wskazała na chłopaka, który nadal stał w futrynie. Kiwnął ręką na powitanie, a ja nie mając jak odwzajemnić gest, zwyczajnie kiwnęłam głową.
- Dobra, skoro wszyscy są, to rozsiądźcie się wygodnie i możemy zaczynać - powiedziała Justyna, klaszcząc z radością. Natychmiast skierowaliśmy się na kanapy, a na dobry początek, każdy z nas dostał po piwie. Rolety zostały opuszczone, ograniczając do minimum światło dzienne, a na przeciwległej ścianie pojawił się obraz z rzutnika.
- To co, masz dla mnie jakiś prezent? - szepnął Tymon, unosząc brwi.
- Masz pecha, Maja w porę mnie uświadomiła, że urodziny masz w marcu - cmoknęłam go delikatnie w policzek i oparłam głowę na jego ramieniu, gdy w filmie pojawiła się pierwsza scena.

***********************************************************************************
Dzień dobry wieczór! Nie mam pojęcia, jak powinnam się witać o wpół do pierwszej nad ranem XD Usprawiedliwię się również, że nie mam pojęcia, jak opisywać spotkania grupowe i dlatego postanowiłam zakończyć w tym, a nie innym miejscu. Z tego rozdziału jestem dumna. :D Na prośbę Areo pojawił się wyjątkowo obszerny opis jazdy i w sumie mogę zaryzykować stwierdzenie, że dzięki temu jest to najdłuższy rozdział jaki w życiu napisałam! :3 Nie wiem, jak wstanę o 6:05, ale cóż, czego się nie robi dla bloga, ha ha! c: Mam nadzieję, że spodobały Wam się bazgroły, bo spędziłam nad nimi dwa wieczory. A teraz, dobrej nocy! :* ♥

5 komentarzy:

  1. No, i bardzo fajnie ;) Rozdział rzeczywiście długi i fajny. Jestem ciekawa dalszego rozwoju akcji ;) Pozdrawiam i do napisania. P.S. a Ty to chodź wcześniej spać, bo na lekcjach to będziesz przysypiać ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. <333333333333333333333333333
    Jezu, i właśnie przez Ciebie Diego eksplodował i musisz zbierać go ze ściany ;// Wstydź się! Ej, dlaczego mi się wydaje, że Tobiasz to pedofil? Chyba imię mi się jakoś tak kojarzy, ale CIIII XD
    Długi rozdział, nie powiem, pobiłaś mnie D: Rozdział ogólnie fajny i dużo opisów, a ja lubię opisy D: Takie małe pytanie, PO CO TA MAŁPA WRÓCIŁA? No weeeeź ;___________;
    Masz teraz pełen bak dumy, pamiętaj (L)
    KCKCKCKCKCKCKKCK :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, jak miło. Serio. No wreszcie wiem, co się dzieje na jej treningach ^.^ Ale wiesz, tym razem brakuje mi czegoś nagłego, nie wiem, upadek (tylko bez śpiączek xD), jakiś idiotyczny wybryk Karoliny, abym potem mogła ją oczerniać w komentarzu. Tak. No i zacznę od razu. Po cholerę Karolina przyjechała? Może ma jakiś powód strasznie straszny? Całe życie w niepewności ;__________; Czekam na dalej no. A nawiązując do poprzedniej wypowiedzi, według mnie Tobiasz jest psem. No bo koleżanka ma takiego pierdołka, na którego mówi Tobiasz, no więc co ja mam pomyśleć :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Strasznie długi :D ale to dobrze ;P Bardzo mi się ten rozdział podoba. Zapraszam do mnie :D http://goldentreehorse.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń