sobota, 6 września 2014

Rozdział 3.

Budzik znów zaczął monotonnie dzwonić, wzywając mnie tym samym do rozpoczęcia kolejnego, deszczowego dnia. Nacisnęłam palcem na przycisk z tyłu, aby wyłączyć urządzenie, po czym przeciągnęłam się z głębokim westchnieniem. Wstałam niechętnie i wyciągnęłam z szafy rzeczy do ubrania. Bryczesy, koszulka, bluza i rzecz jasna nic nie pasuje do niczego innego. Czyli norma. Naprędce doprowadziłam się w łazience do ładu, po czym zbiegłam na dół, wiążąc włosy w niechlujnego, wysokiego kucyka. Wpięłam kilka wsuwek, aby wszystko trzymało się kupy, otrzepałam ręce i zabrałam się za śniadanie. Woda była zagotowana, więc od razu zalałam nią torebkę z herbatą i przeszłam do kanapek. Nigdy nie przywiązywałam dużej wagi do posiłków, nie interesowało mnie za bardzo co jem, grunt, żeby się nie zagłodzić. Przegryzając chleb z serem usiadłam na blacie i chwyciłam kubek z napojem. Z niesmakiem zerkałam na nijaki posiłek. Mogłam się jednak bardziej postarać. Po spożyciu kilku kromek z powrotem stanęłam na płytki, odstawiłam puste już naczynie do zlewu i wyszłam na zewnątrz. Tak jak się spodziewałam, przed siódmą w pochmurny dzień nie mogło być zbyt ciepło. Zarzuciłam więc kaptur na głowę, zasunęłam zamek pod szyję i w ciszy udałam się do stajni. Odsunęłam wielkie drzwi, wpuszczając tym samym światło do budynku. Rozejrzałam się smętnie wokół.
- Karmienie, pojenie, lonże, trening - westchnęłam, kierując się w stronę paszarni. Tymona jeszcze nie było, wujek wyjechał gdzieś poprzedniego dnia, więc na tą chwilę zostałam ze wszystkim sama. Znudzona odmierzałam porcje owsa dla każdego z podopiecznych, ustalając przy okazji kolejność następnych zadań.

Gdy siano znalazło się już w połowie boksów wraz z paszą treściwą, do stajni zawitał Tymon z typowym dla siebie, niemal niewidocznym uśmiechem. Uniósł rękę w geście powitania, a ja bez słowa kiwnęłam głową. Chłopak zniknął z mojego pola widzenia, aby po chwili pojawić się w nim znów, tym razem z pięcioma siatkami siana. Rozwieszał je po stanowiskach, kiedy ja po kolei uzupełniałam żłoby porcjami owsa.
- O której trening?- zapytał, na co w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
- Zależy na którą wyrobię się z lonżami. - Spojrzał na mnie, unosząc brwi. - Tabun, Flock, Malaga, Manhattan - wyliczyłam na palcach, a on oparł się o ścianę, marszcząc czoło.
- Zamierzasz go dzisiaj uczyć? - zdziwiony ton wcale mnie nie zaskoczył. Czasem zastanawiałam się, czy jest świadom faktu, że źrebak sam nie nauczy się wszystkiego, co potrzebne w obejściu z ludźmi.
- A kiedy? W końcu muszę się za to zabrać, ma pół roku i jedyne, co umie to chodzenie na uwiązie - mruknęłam bardziej do siebie, bo Tymon najwyraźniej miał gdzieś to, co mówię.Wzniosłam oczy do nieba, rzuciłam miarkę na taczki i popchałam ją na zewnątrz. Postawiłam pod wiatą, a sama wróciłam do stajni. Chwyciłam lonżę z wieszaka i skierowałam się do boksu Malagi. Otworzyłam zasuwę i szybko uporałam się z założeniem kantara młodemu. Wyprowadziłam go na lonżownik i tam się zatrzymałam. Rozplątałam linę i odpędziłam gniadego od siebie za pomocą bata. Szedł wyjątkowo energicznie, a na wykonywanych czynnościach skupiał się o wiele bardziej niż zwykle, co dało wyraźne efekty. Kilka dni wcześniej Aśka musiała biegać przy nim, trzymając za kantar tudzież uwiąz, jednak tego dnia ćwiczenia odnosiły skutki. Wyjątkowo udało się wykonać nawet zmianę kierunku, na tym niestety musiałam zakończyć, ponieważ rozdzwonił się telefon. Zwinęłam lonżę i przesunęłam palcem po ekranie w celu odebrania.
- Halo? - zapytałam, a w tle rozmówcy usłyszałam krzyki z oddali.
- Weronika? Jak miło, że cię zastałam, Ola z tej strony - powiedziała kobieta, a ja zmarszczyłam brwi.
- Przepraszam, Ola? - zdziwiłam się, nie mogąc przypomnieć sobie żadnej konkretnej osoby.
- Prowadzę stadninę kłusaków w lesie, niedaleko waszej. - Coś zaświtało, a w myślach pojawił się obraz obszernych budynków, sulki oraz sportowe konie.
- Ach, pamiętam, o co chodzi?
- Wydzwaniam od wczoraj po wszystkich okolicznych stajniach. Okazało się, że w nocy kilka koni uciekło z pastwisk, nie macie może jakichś informacji? - spytała, a ja westchnęłam cicho.
- Niestety, ale mogę przekazać to Tymonowi, przyjedziemy do was i pomożemy szukać.
Po ustaleniu kilku szczegółów rozłączyłam się, schowałam komórkę do kieszeni i ruszyłam z koniem z powrotem do stajni. Odstawiłam go do boksu i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu chłopaka. Zastałam go w boksie Albatrosa, najwyraźniej czyścił go myśląc, że niedługo odbędzie się trening, przykre, że niestety musiałam zmienić jego plany.
- Jedziemy pomóc Oli, uciekło jej kilka koni - powiedziałam i pokrótce przypomniałam kim jest ów dziewczyna. Po chwili siedzieliśmy w pick-up'ie, jadąc leśnymi ścieżkami w kierunku pobliskiej stadniny.

***********************************************************************************
Dzień dobry wieczór!
Po dwóch tygodniach w końcu to skończyłam. Jesteście dumni? :D Ostrzegam, nie wiem, jak wychodzić mi będą opisy i inne rzeczy związane z jazdą, ponieważ nie jeździłam od obozu i na razie na jazdę się nie zapowiada. Właścicielka Musli wyjeżdża na studia, więc z czasem będzie jeszcze gorzej, niż było do tej pory. W każdym razie, dziś podpatrywałam jak się koniki pasły, gdy przejeżdżałam obok na rowerze koleżanki z rozwaloną dnia poprzedniego przerzutką. O dziwo Madzia postanowiła zepsuć rower tuż pod domem mechanika XD
Skoro już 23, ja się z Wami żegnam  i do następnego rozdziału, który ukaże się... Nie mam pojęcia kiedy. :)

3 komentarze:

  1. * w każdym Twoim poście pojawia się słowo ,,naprędce,,. Nudne.
    * można było napisać ,,torebkę herbaty,, a nie ,,torebkę z herbatą,,
    * nuda Weronika ciągle robi to samo

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejterzy, hejterzy, wszędzie :)))
    Aż mi wstyd, że godziny dodania komentarza są takie same. Jakim prawem, śmie Cie krytykować? ;__;
    Dla mnie jesteś jak zawsze najlepsza, najcudowniejsza i tak samo rozdział, dziękuje za uwagę.

    OdpowiedzUsuń