czwartek, 9 października 2014

Rozdział 7.

Jeśli ktoś kiedykolwiek zapyta o najtrudniejszy poranek w moim życiu, zapewne jako pierwszy przyjdzie mi do głowy ten po imprezie, a właściwie wieczorze filmowym, w mieszkaniu Tymona. Nie byłam do końca pewna, ile piw, czy czegokolwiek innego wypiłam, ani jak dużo musiało tego być, skoro obudziłam się z takim kacem. W sumie, nie wiem, czy mogłabym zaliczyć to do "poranków", lepszą etykietą byłoby "najgorsze popołudnie mojego życia". Patrząc na zegarek i wyświetlaną na nim godzinę czternastą mogłam bez trudu stwierdzić, że zdecydowanie przeholowaliśmy. To jednak było pewne, gdy tylko obudziłam się oparta o Tymona wraz z Agnieszką na jego drugim ramieniu. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się wokół. Nie wiedzieć czemu Tobiasz oraz Maciek spali przytuleni do siebie na stole, a Justyna postanowiła rozłożyć się w poprzek korytarza. Biorąc pod uwagę ich stan, cieszyłam się, że zasnęłam i wstałam przy osobie, którą z tego towarzystwa znałam najlepiej.
Ciężko było znaleźć łazienkę w niemal całkowicie obcym mieszkaniu, unikając za wszelką cenę różnorakich przeszkód, począwszy na śmieciach typu foliowych torebek, poprzez buty, ubrania i inne szpargały i na ludziach skończywszy. Dodatkowo ból głowy wcale zadania nie ułatwiał. Nigdy więcej alkoholu, postanowiłam w duchu, uparcie brnąc przed siebie. Odpowiednie drzwi znalazłam dopiero po kilku próbach, kto by pomyślał, jakie mieszkanie może być wielkie, bynajmniej z perspektywy osoby nie do końca trzeźwej. Przekręciłam klucz w zamku, po czym z ciężkim westchnieniem oparłam się o umywalkę. Przeraziło mnie moje odbicie, już dawno nie wyglądałam aż tak źle. Rozmazane resztki i tak znikomego makijażu, włosy całkowicie skołtunione, a do tego ramiączko w sukience postanowiło się zerwać. Cudowny początek dnia. Jęknęłam cicho, przypominając sobie, że musiałam jechać na trening. Najpierw jednak, wypadało trochę oprzytomnieć. Rozejrzałam się nieprzytomnie po pomieszczeniu. Było dość... Obszerne. Wanna z prysznicem, kilka szafek, zlew, toaleta oraz trzy suszarki, każda podpisana, na których rozwieszone były ubrania. Ręczniki ułożone były na koszu, więc kolejny problem z głowy. Wzięłam szybką kąpiel, a jako, że moje ciuchy nie zbyt nadawały się do użytku, pożyczyłam koszulkę Tymona. Z turbanem na głowie i w bluzce za dużej o trzy rozmiary, wyszłam na korytarz. Przeszkoda w postaci Justyny zniknęła już ze środka chodnika, ułatwiając tym samym przejście. Weszłam do kuchni, która o dziwo nie ucierpiała za mocno na wczorajszym wieczorze. Jedyne, co tak naprawdę rzucało się w oczy, to lepka plama po coca-coli na podłodze. Wyminęłam ją, chwyciłam za czajnik, nalałam do niego wody i postawiłam na kuchence. Rozejrzałam się wokół. Tymon nie da im spokoju, dopóki wszystko nie będzie lśniło, pomyślałam, opierając się o blat. Po chwili do pomieszczenia zawitała jedna z dziewczyn.
- Która godzina? - zapytała, przecierając smętnie oczy. - I czemu spałam w przedpokoju?
- Koło piętnastej - odparłam równie zaspanym tonem. - Ciesz się, że na podłodze, a nie tak, jak twój chłopak, na stole - dodałam po krótkim zastanowieniu. Kiedy jednak skończyłam mówić, z salonu dobiegł stłumiony huk. Obie skierowałyśmy się w tamtą stronę, już z końca korytarza widząc, że Tobiasz leży na ziemi, najwyraźniej niczym niewzruszony.
- No patrz, jednak też obudził się na ziemi - powiedziała, siadając przy nim. Ja z kolei uklękłam przy Tymonie, dźgając go lekko w ramię, dopóki się nie obudził. Całkowicie zdezorientowany omiótł pokój wzrokiem. Westchnął, zaklął pod nosem, po czym bez żadnego ostrzeżenia wstał gwałtowniej, niż mogłabym się tego po nim spodziewać. Zdenerwowany natychmiast udał się na oględziny po wszystkich pomieszczeniach, co chwilę się gdzieś zatrzymując. Kiedy wrócił do pokoju, stanął w progu, przenosząc spojrzenie z jednej osoby na drugą. Mruknął coś cicho i udał się do łazienki. Po wyjściu z niej, gestem głowy wskazał, żebym poszła za nim. Ponownie manewrując między śmieciami, przedostałam się do kuchni. Podeszłam do chłopaka, który automatycznie objął mnie ramieniem.
- Strasznie długo śpią, nie sądzisz? - zapytałam szeptem, gdy spojrzał na mnie z góry.
- Lepiej dla nich, kiedy się obudzą pozabijam każdego po kolei - powiedział, nawet nie starając się ściszyć głosu.
- A cóż to się stało, że ja w takim razie ciągle żyję? - zdziwiłam się, unosząc pytająco brwi.
- Przecież ty nie jesteś każdy - odparł już znacznie ciszej. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, unosząc się lekko na palcach, aby go pocałować. Dopiero po chwili przerwała nam Justyna, wchodząc do kuchni ze znaczącym chrząknięciem. Oboje zmierzyliśmy ją wzrokiem, na co wywróciła oczami.
- Nie chcę się wtrącać do waszego życia, spraw prywatnych i tak dalej, ale w każdym razie, któreś z was miało chyba jechać na jakiś trening - stwierdziła, przez co ja i Tymon spojrzeliśmy po sobie. Jak na komendę zerwaliśmy się z miejsc, przygotowując się do wyjścia. Chłopak poszedł się przebrać, kiedy ja musiałam znaleźć coś do ubrania. Koszulka mogła zostać, gorzej z brakiem spodni. Z pomocą przyszła współlokatorka, wyciągając z szafy stare jeansy. Nie miałam czasu ani ochoty na wybrzydzanie. Przetarte gacie w sam raz do stajni. Wraz z Tymonem, wykrzykującym po drodze polecenia, wybiegliśmy z mieszkania. Zjechaliśmy windą na dół, wyszliśmy z bloku i od razu wsiedliśmy do samochodu. Otrzepałam mokre włosy, dopiero co uwolnione z ręcznika, zapięłam pas i ruszyliśmy.

Do domu trafiliśmy po kilku nerwowych minutach jazdy przez miasto oraz wiejskie, zniszczone, kamieniste drogi. Od razu wbiegłam na górę, wysuszyłam włosy, przebrałam się i już spokojniej zeszłam do salonu. Wujek siedział na kanapie, czytając gazetę, jednak nawet nie pokwapił się, aby zapytać, jak udało się przyjęcie. Zresztą, może to i lepiej. Jeszcze nie do końca doszłam do siebie, więc mogłabym palnąć jakąś głupotę chociażby przypadkowo. Wyszłam na zewnątrz, zaciągając się świeżym, letnim powietrzem. Zdecydowanie zapowiadało się na deszcz. Bez ociągania skierowałam się do stajni, chcąc mieć trening jak najszybciej za sobą. Szybkie czyszczenie, siodłanie i...
- Hala zajęta - usłyszałam z końca korytarza zimny, zbyt dobrze mi znany głos. Powstrzymałam się przed rzuceniem czymś w niebieskowłosą. - Na drugiej są Aśka z Jackiem, więc też za bardzo nie pojeździsz - uśmiechnęła się szyderczo, opuszczając korytarz wraz z Hodito. W myślach powtarzałam sobie jedynie, aby zachować spokój i nie dać się wyprowadzić z równowagi. Pytanie tylko, jak to zrobić, kiedy przed oczami staje osoba, którą za każdym razem ma się ochotę uderzyć w twarz. Zaciskając palce na wodzach wyprowadziłam klacz z boksu, kierując się wprost na zabłocony maneż.

***********************************************************************************
Z takim oto małym byle czym witam Was tej czwartkowej nocy c: Ponad tydzień bez notki, ech, znów zaczynam wszystko olewać ;/ Pilnujcie mnie proszę i opierdalajcie częściej. Szczególnie, że teraz, w sobotę stracę możliwość wymówki "tak dawno nie jeździłam, że nie wiem, o czym mogłabym pisać". Ehehe, no tak, jadę do Musli :D Pierwszy raz od początku lipca. Czternastego bodajże. Bryczesy z szafki, sztyblety wypastować, palcat schować, bo po cholerę mi on na zastanego konia torpedę? Niedługo jazda przewidziana częściej, ponieważ koleżanka dzierżawić będzie konia, a któż to odmówiłby mojemu urokowi? (mam nadzieję, że to przeczyta i będzie z tego ryła) c: Także ten, wszelkie plotki, o tym, że kończę jeździć są nieprawdą, choć rozsiałam je głównie ja sama, ale ciul z tym, nieważne XD W każdym razie, do usłyszenia niebawem, być może nawet w tym tygodniu :3

PS 45,000, sekai wa koi ni ochiteiru. Na tą okazję nauczyłam się zdania po japońsku, bądźcie dumni i czekajcie, co wymyślę, na 50,000 ;___;

2 komentarze:

  1. No, to nieźle sobie pobalowali ;D Jeden spał na stole, może niedługo na lampę by wszedł. Tak ogólnie rozdział podoba mi się ;) Niebieskowłosa mnie denerwuję ;/ Co znaczy to zdanie po japońsku? Zapraszam do mnie na jusze ;) I mam jeszcze jedno pytanko ;) Prowadzicie jeszcze tego bloga, na którym oceniałyście inne? Bo jak coś to dałam zgłoszenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, świetna impreza xD W takich chwilach się pewnie żałuje, że się wyszło z domu. I to się nazywa "wieczór filmowy".
    Cieszę się, że pojeździsz :D I mam nadzieję, że przełoży to się na notki na blogu. Chociaż ciężko mi się na Ciebie złościć jak nie piszesz przez tydzień, bo dla mnie pod względem piszącym to króciutko (jako czytelniczka cieszę się, gdy piszesz jak najwięcej) - sama zaczynam pisać regularnie i będzie to co półtora tyg xD

    OdpowiedzUsuń