piątek, 17 października 2014

Rozdział 8.

Obudził mnie donośny dźwięk silnika, dochodzący z podwórka. Otworzyłam oczy z lekkim westchnieniem i przeciągnęłam się sennie. Krople deszczu uderzały w szybę jedna po drugiej, przyprawiając mnie tym samym o chłodny dreszcz. Przykryłam się kołdrą po szyję, a na głowę położyłam poduszkę, przyciskając ją do twarzy. Zapewne mogłabym tak trwać przez kolejne kilkanaście minut, gdyby nie powstrzymał mnie kończący się powoli tlen. Westchnęłam cicho, wstając z łóżka. Usiadłam na skraju i przetarłam twarz dłońmi. Błyskawica przecięła niebo w momencie, kiedy wyjrzałam za okno. Drgnęłam niespokojnie, słysząc chwilę później wyjątkowo głośny grzmot. Czyli nici z terenu. Pomimo wszystko, postanowiłam zrobić Melodii wolne, przynajmniej przez jeden, może dwa dni. W końcu, poza nią mam jeszcze cztery inne konie. Nawiasem mówiąc, niepotrzebnie dałam się wrobić w klacz ze źrebakiem. Trójka podopiecznych wystarczająco absorbowała całą moją uwagę oraz czas wolny.
W każdym razie, szybko doprowadziłam się do porządku i zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie. Naleśniki w taką pogodę wydawały się kuszącą propozycją, tak na osłodzenie poranka. Przygotowałam potrzebne składniki i zabrałam się za gotowanie. Mistrzynią nie byłam, wprawy nie miałam, jednak jakoś to wszystko wyszło. No właśnie, "jakoś" jest tu kluczowym słowem. Może i placek był okrągły i płaski, ale w smaku przypominał coś pomiędzy omletem a schabowym. Na szczęście nie było najgorsze, więc dałam rady przełknąć cały posiłek. Niechętnie, bo niechętnie, ale jednak. Wróciłam do pokoju po rękawiczki. Wyciągnęłam je z szuflady i mimowolnie spojrzałam przez okno. Przysiadłam na parapecie, badając wzrokiem każdy fragment krajobrazu. Czarne chmury spowiły całe niebo, raz za razem przecinane jasnym rozbłyskiem. Wiatr kołysał drzewami, co chwilę uginając jedno do tego stopnia, że odnosiłam wrażenie, iż zaraz się złamie. Gałęzie leszczyny uderzały monotonnie w szybę, jakby pukając z nadzieją, że wpuszczę ją do środka. Wichura robiła co chciała z całą roślinnością. Brezent również nie pozostawał niewzruszony, odsłaniając częściowo snopy siana.
Podniosłam się z miejsca, opatulając się mocniej bluzą. Zbiegłam po schodach, założyłam oficerki, kurtkę, zapięłam się pod szyję, zarzuciłam kaptur na włosy i  wyszłam na zewnątrz. Schyliłam głowę, kryjąc twarz przed deszczem. Wsadziłam dłonie do kieszeni i wolnym krokiem skierowałam się do stajni. Gdy tylko deszcz mnie dosięgnął, przez ciało automatycznie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przemierzyłam podwórko i otworzyłam drzwi prowadzące od razu między boksy. Otrzepałam buty, odzież i udałam się do siodlarni.
- Cześć - mruknęłam pod nosem, na widok Gośki rozwalonej na sofie oraz Michaliny i Mai, obserwujących trening Tymona.
- Hej - chór trzech osób zgrał się idealnie w czasie. Usiadłam obok dziewczynek, również wlepiając spojrzenie w chłopaka. Uniósł rękę w geście powitania, więc odpowiedziałam tym samym.
- Miśka, nie chciałabyś pojeździć na Flocku? - zapytałam, wywołując nieśmiały uśmiech na jej twarzy. - Poza mną jeździłaś na nim najwięcej, a ja mam do objeżdżenia jeszcze Tabuna i może zacznę coś z Malagą, więc przyda mi się pomoc.
- Bardzo chętnie - wyszczerzyła zęby, a Maja zerknęła z wyrzutem.
- Też mogłabym ci pomóc - obruszyła się, odwracając wzrok, gdy tylko na nią popatrzyłam.
- Z tego co widziałam Niagara padokuje się od dwóch dni, zero pracy pod siodłem, zmień to w końcu - stwierdziłam bez wyrazu, przeczesując włosy palcami. - Jeśli Karolina chciałaby wepchnąć się wam na halę, możecie powiedzieć, że miałyście zarezerwowaną halę, powinna się odczepić - dodałam, po czym podeszłam do szafki, wyciągnęłam skrzynkę ze szczotkami oraz rząd Tabuna. Bez słowa zamknęłam drzwiczki nogą, przemierzyłam korytarz, przewiesiłam siodło i ogłowie przez półściankę i zabrałam się za czyszczenie. Pozbyłam się zaklejek, przejechałam kilkukrotnie włosianą szczotką, wyskrobałam kopyta, osiodłałam, okiełznałam i zaprowadziłam na halę. Założyłam kask, rękawiczki, po czym przerzuciłam wodze przez szyję konia i usiadłam na grzbiecie. Przeszkody były ustawione w wysokości od sześćdziesięciu do stu centymetrów, więc mieliśmy przed sobą dobry trening gimnastyczny, w sam raz dla nieco zastanego wierzchowca. Ogier najwyraźniej nie miał ochoty na rozprężanie; od samego początku szedł niemalże kłusem, a kiedy starałam się go przytrzymać, aby szedł stępem, odmawiał, podrzucając zadem. Jego zapał niezmiernie mnie cieszył, jednak nie pozwalał mi się skupić. Ciągłe brykanie potrafi naprawdę nieźle rozproszyć. Po kilku minutach, to ja ustąpiłam. Uznałam, że nie ma co dłużej się z nim męczyć, więc przyłożyłam łydki, aby nabrał rytmu. Już od pierwszego zakłusowania wspaniale wyciągał chód, a tylne ślady przekraczały przednie. Chyba pierwszy raz spotkałam się z czymś takim u Tabuna. Zazwyczaj w kłusie ledwie powłóczył nogami, a teraz? Całkowite przeciwieństwo. Kilka zmian kierunku, drągi, cavaletti i zagalopowanie na wolcie. Kilka okrążeń, lotna na przekątnej i do stępa. Poklepałam go zadowolona i dałam chwilę przerwy, po czym znów zebrałam wodze i dodałam łydki, namawiając go do zmiany chodu. Krzyżak z kłusa, przejście w galop, stacjonata, okser, seria baranków, gleba. Pomimo tego, że po upadku stanęłam na nogach, kolana się pode mną ugięły, przez co mimowolnie usiadłam na ziemi. Nie zdążyłam nawet wstać, kiedy Tabun trącił mnie w plecy, a przed twarzą pojawiła się czyjaś ręka. Chwyciłam ją i podciągnęłam się do góry.
- Dzięki - mruknęłam, otrzepując kolana.
- Ładnie lądujesz - usłyszałam nieco zachrypnięty, męski głos. Zmarszczyłam brwi, uświadamiając sobie, że nie należy do Tymona. Podniosłam wzrok i cofnęłam się kilka kroków. Z bezgranicznym zdziwieniem przyjęłam, że przede mną stoi nie kto inny, jak Bartek. Rozłożył ręce i popatrzył na mnie jakby zawiedziony. - Nawet mnie nie przytulisz na powitanie? Zawiodłem się.

*********************************************************************************

Końcówka mocno z dupy, bo piszę na laptopie o wymiarach... Mój telefon razy dwa XDDD Także no, średnio, ale cóż ;p Ogółem, jeździłam tydzień temu, Musli już zimową sierść ogarnęła, więc po kłusie mokra jak zazwyczaj po dwóch-trzech godzinach galopu, pomimo wszystko, jazda udana :D Mini Hubertus na dwa konie, gonitwa Musli, Karina. No właśnie... Co do Hubertusa... Jadę c: Jako widz, ale jednak! Dobra, nie jest to do końca pewne. Tzn... Ujmę to w ten sposób, jadę na 100%, trudno mi jeszcze tylko stwierdzić, jako kto, ponieważ mam propozycję startu na Musli, z której prawdopodobnie niestety nie skorzystam. Dlaczego? Nie jestem gotowa w swoim mniemaniu :3 Ale, zobaczymy. Na razie jeszcze nic nie jest postanowione.
Pogmatwałam się w tym wszystkim. W każdym razie, nie wiem, jak, ale mam plan dokończyć tom do sylwestra. Oszalałam, tak XDDD Także, bez przeciągania, dobranoc, do następnego :*

4 komentarze:

  1. Potwierdzam, oszalałaś :-) Ale może dasz rade. Mi osobiście się rozdział podoba, ale o długości nic nie powiem, bo jestem na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szalona xD Ale znając Ciebie to spokojnie dasz radę. Nawet mimo iż masz 2.5 miesiąca na 32 rozdziały (jeśli ten też ma mieć 40 jak poprzednie).
    Bardzo mi się podoba opis jazdy. Ogólnie cały rozdział jest super.
    Jak nie? Co prawda nie wiem, jak wyglądają Hubertusy, ale w MOIM mniemaniu jesteś gotowa i możesz jechać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ty głupia. Masz okazję, to korzystaj. Jedź tego Hubertusa, nawet żeby zobaczyć jak to jest, jakie to uczucie. Nie wymyślaj, że nie jesteś gotowa. Opanuj się xD
    Fajny rozdział, fajny opis jazdy.
    A jeśli serio chcesz skończyć tom przed końcem roku... to pisaj częściej. Inaczej się nie uda. (wiem, że ta informacja odmieniła twoje życie) No w każdym razie, chcę Cię prosić o regularne notki, przynajmniej raz w tygodniu, no wiesz, co 7 dni xD A najlepiej, to i jeszcze częściej.
    No to czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale super blod xD, ogarnęłam wszystkie rozdzialy w 5 dni YEAHHHHHHHH... xD, naprawdę mi się podoba po prostu zajefajnie :P

    Gallo Konio Anonim
    ( Mortem krutko mówiąc xD)

    OdpowiedzUsuń