czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 37.

Rozejrzałam się nieprzytomnie po zamazanym pomieszczeniu. Zegarek wskazywał siódmą piętnaście, jednak ważniejszą rzeczą było to, że kalendarz zdradzał, iż do końca chaosu zostały zaledwie trzy dni. Z uśmiechem opadłam z powrotem na poduszki, myśląc, że nikt raczej się nie obrazi, jeśli pośpię trochę dłużej. Niestety, nie było mi to dane. Po chwili do pokoju wpadła Gośka, swoim nastawieniem automatycznie zmywając radość z mojej twarzy.
- Ona jest chora! Nie wiem na co, ale na coś n pewno, trzeba ją jak najprędzej wysłać do jakiegoś psychologa, bo to wszystko skończy się katastroficznie, ja ci to mówię! A wiesz, potem będzie tylko "przychodzi baba do lekarza i co? I gówno! Jedenaście ofiar śmiertelnych!" - krzyczała, chodząc w kółko. Zmierzyłam ją wzrokiem, zastanawiając się, o czym w ogóle mówi.
- Jeśli masz na myśli Karolinę, to pozwalam ci wysłać ją nawet na Sybir - westchnęłam, na co blondynka zatrzymała się i opuściła ręce.
- Świetnie! Używaj sarkazmu dalej, nic ci to nie da. Zobaczymy, kto umrze pierwszy - wychodząc pogroziła palcem, a ja przetarłam oczy palcami, zastanawiając się, czy ta rozmowa nie była przypadkiem snem. Nic, nie obudziłam się, nie wzdrygnęłam, była to najzwyklejsza rzeczywistość. Po tej dyskusji czułam się na tyle otrzeźwiona, że bez problemu zebrałam się z łóżka i poszłam do łazienki. Szybko doprowadziłam się do odpowiedniego stanu. Zjadłam naprędce śniadanie, popiłam herbatą i wybiegłam na zewnątrz, chwytając w biegu kurtkę. Natychmiast udałam się do siodlarni w poszukiwaniu Tymona. Przez szybę zdołałam zauważyć go na hali. Przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi, aby dostać się na ujeżdżalnię. Od razu skierowałam się do chłopaka, który akurat siłował się ze stojakiem.
- Cześć - powiedziałam, przytulając się do niego. Zerknął na mnie z ukosa i objął jedną ręką, drugą nadal uparcie próbując przesunąć haczyk.
- Hej, jak się spało? - zapytał, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, całkowicie zaabsorbowany swoim zajęciem. Spojrzałam na niego z politowaniem, po czym bez większego trudu przesunęłam wieszak o kilka dziurek.
- Świetnie - odparłam, kiedy on zlustrował mnie z góry na dół.
- Jak ty to... Ten stojak jest źle zrobiony.
- Sam jesteś źle zrobiony - prychnęłam, odchodząc z powrotem do stajni.
- Zapamiętam to sobie! - krzyknął za mną, choć w jego głosie dało się wyczuć wyraźne rozbawienie. Z uśmiechem na ustach odsunęłam zasuwę w boksie Melodii. Po chwili jednak moja twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Rozejrzałam się wokół. Stałam w pustym boksie. Zgrzebła klaczy rozrzucone były na całej szerokości korytarza. Kiedy szok minął, w pierwszej kolejności zajrzałam na wszystkie hale, przypominając sobie poranne zbulwersowanie Gośki. Nie myliłam się. Kobyła szła pierwsza w zastępie jazdy dla grupy początkującej, biegła niemal sama. Wodze zwisały do tego stopnia, że tylko modliłam się, aby nie zahaczyła o nie kopytem. Nie zwracając uwagi na niedoświadczonych jeźdźców, bez większego zastanowienia stanęłam pośrodku ścieżki, czekając, aż Melodia sama zatrzyma się przede mną.
- Omiń ją - usłyszałam z ust Karoliny. Jeszcze czego, pomyślałam. To, że twój koń cię nie cierpi, nie znaczy, że mój mnie też. Tak, jak się spodziewałam, klacz automatycznie zatrzymała się kilkanaście centymetrów przede mną. Dziewczynka siedząca na niej, a właściwie przez cały czas odbijająca się jak piłeczka, zachwiała się lekko w siodle, a ja chwyciłam za wodze i nie zważając na nią podeszłam do "instruktorki".
- Rozumiem, masz te swoje cholerne zaburzenia psychiczne, ale to nie znaczy, że możesz bezkarnie kraść konia i pozwolić go spieprzyć, bo nie jest twój - powiedziałam, kiedy Klaudia zeskoczyła na ziemię.
- Stoi w stajni jak każdy inny koń, więc dlaczego ma być traktowana wyjątkowo? Niech na siebie zarabia. - Wzruszyła ramionami, a ja uśmiechnęłam się, słysząc jej słowa.
- W takim razie, na wieczorną jazdę dostaniesz Hodita, co ty na to? - zwróciłam się bezpośrednio do obozowiczki, której ze zdziwienia aż zaświeciły się oczy.
- Mogłabym?
- Nie, nie mogłabyś, ona po prostu chce mnie zirytować - wtrąciła się Karolina.
- Nie, mówię całkiem serio. Każdy koń musi na siebie zarabiać, dlatego przez następne dwa dni zabieram go ze sobą na jazdy.
- Jeszcze czego. Nie możesz, nie jesteś właścicielką - prychnęła, na co ja szczerze się zaśmiałam.
- Ty również nie jesteś właścicielką Melodii, a popatrz, jakoś widzę ją na hali, a gwarantuję ci, że w mojej stajni mam o wiele więcej praw niż ty - stwierdziłam i odeszłam z klaczą w stronę korytarza, zostawiając dziewczynę w kompletnym osłupieniu. Zatrzymałam się przed boksem i spojrzałam na pysk bułanej. Pogłaskałam ją po czole i wprowadziłam do środka. Rozsiodłałam i poklepałam po szyi.
- Innym razem pojeździmy, jeszcze nie dzisiaj - szepnęłam, po czym skierowałam się do siodlarni. Nie mając co robić chwyciłam magazyn z ławy i zaczęłam bezmyślnie przeglądać strony. W sumie nawet nie zwracałam uwagi, co na kartkach widnieje, byle, żeby jakoś zająć czas. Zajęcie okazało się jednak na tyle nużące, że już po chwili miałam ochotę kolejno wyrywać każdą z nich, chociażby po to, aby złożyć origami, co wydawało się o wiele ciekawsze niż to, co robiłam aktualnie. Westchnęłam ciężko i rozglądnęłam się wokół. Kolorowe szafki, beżowe ściany, dwa skórzane fotele, przeszklona ława. Uśmiechnęłam się pod nosem. Od dawna nie zwracałam uwagi na takie rzeczy, a nagle przemyślenia wróciły. Dobiegło mnie ciche tykanie zegara, zamknęłam oczy, a każdy, nawet najmniejszy dźwięk przeszywał całe moje ciało. Przetarłam twarz i wyszłam na zewnątrz. Stanęłam przy ogrodzeniu i oparłam się o jego górną żerdź, aby popatrzeć na poczynania Sylwii.
- I jak?- zapytałam, zwracając tym samym na siebie jej uwagę.
- Nijak - wzruszyła ramionami, a ja schyliłam głowę, wlepiając wzrok w buty.
- Myślałaś nad tym jak będziesz z nią pracować? - wypaliłam bez zastanowienia. Spojrzałam na nią, od razu zauważając, że z chwili na chwilę staje się coraz bardziej czerwona. - Jakbyś miała jakieś pytania, możesz śmiało się do mnie zwrócić - dodałam z uśmiechem. Wiedziałam, że to tylko bardziej ją zirytuje i głównie o to mi chodziło.
- Jasne, dzięki za propozycje- szepnęła. - Są na dzisiaj zaplanowane dla mnie jakieś jazdy?
- Raczej nie. Lekarz pozwolił ci jeździć? Myślę, że to nie najlepszy pomysł - powiedziałam, tym razem nie mając na celu urażenia jej, czy też wzbudzenia złości, lecz z czystej troski. Bądź co bądź byłam jednak za nich odpowiedzialna.
- Lepiej nie myśl tyle, bo bardziej ci ta czaszka pęknie - mruknęła, mijając mnie i przy okazji trącając ramieniem. Zaśmiałam się cicho. Chyba nie rozumiała, że wbrew pozorom starałam się pomóc. Zatrzymała się na progu stajni, patrząc wgłąb korytarza. Dorównałam jej krokiem i stanęłam przy niej.
- Czy ty na to pozwoliłaś? - zapytała, wskazując palcem w dal. Wprost na Karolinę wyprowadzającą Elvisa z boksu.
- Nie, nie pozwoliłam - odparłam, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje.
- Och, w takim razie... Zostaw mojego konia w spokoju! - krzyknęła tak gwałtownie, że mimowolnie odsunęłam się kilka kroków w bok. Zanim do końca zorientowałam się, o co tak właściwie chodzi, Sylwia wyrwała dziewczynie wodze w rąk i cofnęła Siwego z powrotem na stanowisko.
- Kleptomania ci się wzmaga? - wymusiłam na sobie zdziwiony ton. - Po dzisiejszym poranku myślałam, że bardziej nie może - westchnęłam, na co ona bez słowa zarzuciła włosami i odeszła w swoją stronę, zerkając przez ramię, jak blondynka rozsiodłuje ogiera.

*********************************************************************************
Dzień dobry. Po niemalże trzech tygodniach przybywam do Was z takim oto gównem. Jeśli mam być szczera - nie chce mi się już w ogóle pisać. Ani trochę. Na tego bloga już w ogóle nie mam siły, dlatego zapowiadam, że przez lipiec robię sobie przerwę. Dokończę ten tom i do sierpnia, może 31 lipca (w końcu urodziny .-.), nie zamierzam wchodzić na bloggera. Przykro mi bardzo, jestem wykończona. To już prawie dwa lata, a ja ciągle tu jestem... Powiadają, że mam słomiany zapał. Może po obozie wróci wena, w końcu przy koniach nabieram chęci, ale niczego obiecywać nie zamierzam. Wybaczcie mi proszę słaby humor, ale sami rozumiecie - ten rozdział pisałam trzy tygodnie, mówi to samo za siebie, szczególnie, że kiedyś potrafiłam napisać notkę tej długości w... pół godziny. No cóż, ja sobie to wszystko na spokojnie przemyślę, a na razie do usłyszenia c:

4 komentarze:

  1. Hahaha ty i słomiany zapał? Ja dotarłam zaledwie do 17 rozdziału a u ciebie są już prawie cztery tomy, czyli 157 rozdziałów.
    Rozdział fajny, zawsze będą podobały mi się te dyskusje Wery z Karoliną. Jak zwykle wtedy ryj mi się cieszy.
    No to pozostaje mi czekanie do końca tomu i życzenie tobie wspaniałego obozu.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi tam rozdział się podoba ^_^ Karolinka, to jeszcze głupsza się zrobiła. Nie lubię niej. Jak ona tak może sobie brać czyjeś konie bez pozwolenia tej osoby?! Nie martw się ja też kolejny rozdział na jusze nie wiem ile już piszę ;D O tak życzę Ci udanego obozu ;) Też tam chciałam być, no ale niestety. Teraz zamierzam przez lipiec podszkolić się w angielskim ;D No tak więc tyle ode mnie. Pozdrawiam i czekam na NN ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje 40 tysi. c: <3 Jestem z Ciebie dumna!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. :) Podoba mi się bardzo. Genialne dialogi. "Sam jesteś źle zrobiony" albo "Kleptomania Ci się wzmaga?" XD
    Jestem pewna, że po obozie zyskasz weny, ale wtedy będzie już 31 lipca, więc tak czy inaczej wcześniej niż w sierpniu nic po tym tomie nie dodasz :( Ja najwięcej weny mam jak się mocno wkurzę, ew. przeżywam załamanie nerwowe xD Wtedy się muszę wyżyć na biednych opowiadaniowych bohaterach.
    Miłego pisania i czekam na finał sezonu ;)

    OdpowiedzUsuń