sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 36.

Siedziałam na ławce jeszcze przez kilka minut. Musiałam odetchnąć, nie chciałam, żeby jeden konflikt popsuł wszystkie relacje, które budowałam przez trzy lata. Ostatni raz spojrzałam na las, wydawał się taki spokojny, w ogóle nie wzruszony wichurą. Najwyraźniej śnieżne czapy przykryły go na tyle grubo, że nie był w stanie poruszyć się nawet o kilkanaście centymetrów. Odwróciłam się na dźwięk czyichś kroków.
- Przepraszam - ledwo dosłyszałam słowa Tymona, właśnie wychodzącego z budynku. - Rzeczywiście, mogłem się powstrzymać - dodał niechętnie. Uśmiechnęłam się lekko, wstałam i wtuliłam się w jego kurtkę.
- Prawdę mówiąc, lepiej, że uderzyłeś go z jakiegoś powodu niż bez niego i proszę, nie zaprzeczaj, że nie miałeś ochoty tego zrobić. To widać - powiedziałam, a on pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. Objął mnie ramieniem i wspólnie ruszyliśmy do domu. Tego dnia nie mieliśmy w planach prowadzenia żadnej jazdy, więc wszystko zapowiadało się wręcz idealnie. Wyjątkowe kilka godzin odpoczynku było potrzebne zarówno mnie, jak i chłopakowi.

Obudził mnie chrzęst żwiru na podjeździe. Na zewnątrz było ciemno. Zerknęłam na zegarek, wskazywał osiemnastą dwadzieścia. Przetarłam oczy dłońmi, po czym uderzyłam poduszką w Tymona, leżącego obok. Podobnie jak ja, w ogóle nie wiedział co się dzieje. Dopiero, kiedy choć w części odzyskaliśmy świadomość, usiedliśmy na brzegu łóżka i popatrzyliśmy po sobie.
-Po co tak właściwie mnie budziłaś? - zapytał, a moją uwagę przyciągnęły nagle drzwi. Co prawda nie miały zamiaru się otworzyć, klamka pozostawała tak samo niewzruszona, jak zawsze, kiedy oczywiście nikt nie naciskał na nią z jednej, bądź z drugiej strony. W końcu, po jakiejś minucie bezustannego wpatrywania się w jeden punkt, rozproszyło mnie pstryknięcie obok twarzy. Potrząsnęłam głową zdezorientowana i spojrzałam na szatyna pytającym wzrokiem.
- Po co mnie budziłaś? - ponowił pytanie, na co ja przetarłam twarz ręką.
- Ktoś chyba przyjechał - mruknęłam niewyraźnie i bezpośrednio po wypowiedzeniu zdania ziewnęłam.
- Rozumiem, że mam iść sprawdzić, kto to? - upewnił się, a ja uśmiechnęłam się przepraszająco. Podniósł się powoli, opierając ręce na kolanach, a kiedy tylko się wyprostował, podał mi rękę. Przewróciłam oczami.
- Muszę iść z tobą? - mruknęłam niezadowolona, w odpowiedzi otrzymując kiwnięcie głową. Podciągnęłam się i przeciągnęłam, lekko się chwiejąc. Powłócząc nogami kierowaliśmy się w dół schodów. Co jakiś czas zerkałam na Tymona. Wydawał się równie bardzo zmęczony jak ja. W przedpokoju bez zbędnego entuzjazmu założyliśmy kurtki i buty. Już mieliśmy wychodzić na zewnątrz, gdy ktoś otworzył drzwi z drugiej strony. Otrzeźwiło nas zimne powietrze, które nagle uderzyło do ciepłego wnętrza. Zarówno ja, jak i chłopak wykonaliśmy kilka kroków w tył, wpuszczając do środka najpierw Bartka, potem Sylwię. Być może Tymon niepotrzebnie się ocknął, bo gdy tylko brunet znalazł się w pomieszczeniu, w jego oczach pojawiły się nieprzyjazne ogniki. Automatycznie chwyciłam go za rękę. Popatrzył na mnie z góry, a ja pokręciłam głową.
- Tak mamo, będę grzeczny - prychnął, przez co na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Żadnych powitań? - zapytała Sylwia na nasz widok. Odwróciliśmy się w jej stronę, kiedy Bartek zaczął wnosić jej rzeczy na górę.
- Nie wysilaj się, nie warto - powiedział już z klatki schodowej. Wzniosłam wzrok ku niebu, mówiąc bezgłośnie "Boże, weź go stąd". Blondynka spojrzała najpierw na niego, potem na nas, najwyraźniej nic nie rozumiejąc. Westchnęłam i wskazałam dłonią na krzesło.
- Dobra, może przejdźmy od razu do rzeczy, co z Piekielną?
Same trudne pytania. Tak, jakby nie mogła się zainteresować tym, co u mnie, jak ja się czuję, czy z moją czaszką wszystko w porządku... Nie. Trzeba od razu walić "z grubej rury", pewnie, bo po co oszczędzać i tak przemęczony mózg.
- Co z nią, co z nią... Zapewne bywało lepiej. Zresztą, czy Bartuś ci nie mówił? - zdziwiłam się, na co ona pokręciła głową. - Najłatwiej zwalić wszystko na innych. Mówiąc wprost - miała wypadek, wpadła w drut kolczasty, nie daje do siebie podejść, nawet nakarmić - stwierdziłam, a Sylwia natychmiast zbladła i zatoczyła się na krześle.
- Co takiego? - zapytała, dławiąc się własnymi łzami, które ponad wszystko cisnęły się jej do oczu.
- To co słyszałaś. Czeka cię dużo pracy. - Wstałam z miejsca i kierując się do pokoju, poklepałam ją po ramieniu. Rzuciłam kurtkę na wieszak i odłożyłam buty obok drzwi balkonowych. Opadłam z powrotem na łóżko, słysząc na dole nieco podniesione głosy. Zielone ściany nabrały nagle mdłego koloru, a białe meble zszarzały. Oczy powoli zaczęły się zamykać, a ja tylko czekałam na upragniony sen, który niestety nie był mi dany. Kroki dobiegające z korytarza zatrzymały się przy wejściu do pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Usłyszałam dwukrotny zgrzyt zamka i po chwili obok mnie ponownie leżał Tymon.
- Co robimy z tym wszystkim? - zapytał, a ja nawet nie pokwapiłam się, aby odpowiedzieć. To nie był nasz koń, właścicielka musiała sama sobie z nią poradzić. Jedyne, co mogliśmy zrobić to wezwać weterynarza, co już się stało. Jedyne, co nam pozostało  tej sytuacji, to czekać na cud, kiedy Gniada postanowi się uspokoić.

**********************************************************************************
Rozdział krótki, bardzo krótki, a do tego czternaście minut po piątku, wybaczcie mi proszę :c Ten tydzień, tak, jak przewidziałam był okropny. A co najlepsze (wyczujcie sarkazm), do środy nadal mam przesrane! W czwartek ostatnia poprawa i... i tyle! Jeśli uda mi się ogarnąć w miarę te oceny... BOŻE, ZEŚLIJ NA MNIE ŁASKĘ! Walczę o czwórkę z historii i fizyki. Z biologii sie udało w dwa dni z 3.34 na 3.70 i czwóreczka jest, z fizyki w środę było 3.44 na chwilę obecną jest 3.60 i nie dostanę czwórki, dopóki nie poprawię jednej rzeczy na piątkę. Co do historii... Mam 3.80, ale według pani nadal mam równiutką tróję i nie da mi czwórki, jeśli nie nauczę się o tej cholernej inwestyturze, z której już dzisiaj odpowiadałam, ale pani była w lekkim załamaniu nerwowym, bo usypia swojego psa, którego miała 12 lat. W sumie, ja by nie dała rady w ogóle przyjść do szkoły, w tym wypadku pracy.
Little update:
* Dziękuję za aż (Aż? AŻ!) 9 komentarzy! :D Proszę, proszę, chyba muszę narzekać częściej i pisać rzadziej, jeśli tak Was to mobilizuje do działania C:
* Niedługo 39,000, a potem dróżka prosto do 40,000, jestem z Was tak dumna, jak... Jak... Jak co? Jak najbardziej dumna z czegoś osoba na świecie. No.
* Hejka Spencer, nie wiem kim jesteś, ale Twoje blogi są puste, więc pisz, bo chcę czytać.
Także teraz mogę iść spać ze spokojnym sumieniem :3 DOBRANOC :*

6 komentarzy:

  1. Mi się podoba! I to bardzo! Zapraszam do mnie :) http://goldentreehorse.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super. Widać chyba trochę pomogło Ci też, że obiecałam Ci, że jak nie napiszesz tego rozdziału będę ci truła dupę przez cały weekend ;) Jedyne co mnie denerwuje to, to że przeczytałam rozdział 10 godz po fakcie

    - Twa wierna Kaczuszka

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisze tylko, ze jest super. Po co mam pisać więcej i kłamać? Nie jest najlepszy, ale też nie najgorszy. Ciekawe co z Piekielną. Gratuluję tylu wejść no i komentarzy. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe co z Piekielną. Rozdział fajny, aczkolwiek... nic się nie dzieje, tyle, że Sylwia wróciła.
    BTW, co się dzieje z Twoim drugim blogiem, oczekuję notki prawie dwa miesiące :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty <3 :* Częściej pisz!
    Zapraszam do sb : http://forever-life-with-horses.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakim cudem ja tego jeszcze nie skomentowałam? o.O Jestem na siebie wściekła, ale już komentuję. I podbijamy do 7 komentarzy pod tym rozdziałem :D
    Ciekawa jestem jak sobie poradzą z Piekielną. Jakoś muszą... No cóż, czekam na NN, bo już prawie 3 tyg bez rozdziału :/

    OdpowiedzUsuń