czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 31.

- Chyba się budzi - usłyszałam niewyraźnie. Słowa do mnie nie docierały, ledwo co rozpoznawałam pojedyncze litery. Powoli otworzyłam oczy. Jak przez mgłę zaczęło do mnie docierać blade światło, stawając się coraz to bardziej jaskrawe. Gdy cały obraz stał się nieco wyraźniejszy, dotarło do mnie, że lampka przy łóżku świeci mi prosto w twarz. Zmrużyłam powieki i poczułam na czole czyjąś rękę. Skierowałam wzrok w drugą stronę. Ktoś łaskawie narzucił na mnie kołdrę, miłe. Westchnęłam ciężko. Było mi duszno i gorąco, czułam się okropnie, jak podczas grypy. Wypieki na twarzy nie pozwalały mi swobodnie myśleć.
- Jak się czujesz? - Niemal od razu poznałam głos Tymona. Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się słabo.
- Nie najlepiej. Mógłbyś proszę otworzyć okno? - zapytałam, po czym materac lekko uniósł się na brzegu, a po chwili do pokoju napłynęło świeże powietrze. Podniosłam się na łokciach, aby odzyskać świadomość choć w pewnym stopniu i rozejrzeć się po pomieszczeniu. Drzwi były zamknięte, na stoliku obok mnie stała szklanka z wodą, którą nawiasem mówiąc wypiłam duszkiem, zapominając zwrócić uwagę, na mężczyznę siedzącego na krześle. Dopiero, kiedy odstawiłam naczynie, dotarło do mnie, że wlepia swoje jasnoniebieskie oczy w moją twarz.
- Pan wybaczy, ale czy my się znamy? - spytałam wyraźnie zdezorientowana. Skądś go kojarzyłam, jednak nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
- Można tak powiedzieć - stwierdził, podnosząc się z miejsca. - Artur Szerc, doktor, leczyłem cię po jednym z wypadków. Z tego co pamiętam, spadłaś wtedy z konia - powiedział, a ja zdobyłam się na lekkie prychnięcie.
- Ze względu na upadki z koni byłam w szpitalu już co najmniej cztery razy - zauważyłam z pogardą. Nie lubiłam lekarzy. Miałam do nich szacunek, owszem, ale jednak wolałam, żeby w pewnych sytuacjach odpuścili, a większość z nich zwyczajnie nie miała wyczucia.
- Dobrze, nie wiem, czy uważasz, że cieszę się z tego powodu, czy też nie. W każdym razie, z tego, co wnioskuję z twojej ostatniej dokumentacji - zaczął, zerkając na trzymane w ręku papiery - masz niewielkie pęknięcie czaszki - dokończył i uśmiechnął się chytrze w moim kierunku. - Wytłumaczysz mi proszę, po co pakujesz się na konia z poważnym urazem?
- Niestety, nie wyjaśnię - odparłam, naśladując jego minę, która po chwili ustąpiła czystemu zdziwieniu. Odchrząknął głośno i zabrał się do ponownego czytania.
- Nie wiem, co o mnie myślisz, tak naprawdę mnie to nie interesuje, jestem tu, aby ci pomóc, a ty wcale tego nie ułatwiasz. Pomóżmy sobie nawzajem, ty daj mi się zbadać, a ja zrobię swoje, pójdę sobie i więcej mnie nie zobaczysz, zgoda? - uniósł pytająco brwi. Nigdy więcej, obiecujące. Wyciągnął stetoskop z torby, więc z westchnieniem zdjęłam koszulkę, pozwalając się obsłuchać i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Gdy rozkazał ponowne założenie bluzki, zapytałam, czy wszystko w porządku.
- Nawet, nawet. Żadnych szmerów w płucach, serce jak dzwon, mam tylko jedno pytanie, czy chcesz sie wpędzić w anoreksję?
Wpatrywałam się w niego jak głupia, podobnie zresztą jak Tymon, który nadal stał pod oknem. Anoreksja?
- Skąd ten pomysł? - zdziwiłam się, nic nie rozumiejąc.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś? - Zastanowiłam się chwilę. Zmarszczyłam na chwilę brwi, aby po chwili odezwać się niepewnie.
- Śniadanie, a nie, przepraszam, kolację... Dwa dni temu - wydukałam w końcu, przez co obaj pokręcili głową. - Dobra, dobra, rozumiem, teraz może pan powiedzieć "No więc mamy powód omdlenia", czy coś w tym stylu, kazać Tymonowi mnie pilnować i opuścić i tak już przeludniony teren, prawda? - zapytałam z nadzieją, na co przewrócił oczami, uścisnął mi rękę i wraz z chłopakiem wyszli na korytarz. Odetchnęłam z ulgą. Kiedy dotarło do mnie, że nic nie jadłam, nagle stałam się głodna. Naprędce przebrałam się z przepoconych pod kołdrą ciuchów i poszłam do łazienki, aby nieco się odświeżyć. Uśmiechnęłam się do swojego lustrzanego odbicia, stwierdzając przy okazji, że jestem blada niczym płytki. Przez chwilę przenosiłam spojrzenie ze ściany z powrotem na cerę i na odwrót. W końcu zebrałam się w garść, spięłam włosy w wysokiego, niechlujnego kucyka i wyszłam na korytarz, gdzie wpadłam wprost na Sylwię.
-Ratuj mnie- szepnęła i pokrótce opisała całą sytuację. Uniosłam brew, patrząc na nią, jakby postradała rozum. Oszalała, pomyślałam, kiedy wysłuchałam wszystkiego, co miała do powiedzenia, jednak najwyraźniej mówiła prawdę. Kazałam jej iść do niego, kiedy sama skierowałam się do pokoju. Oprócz jej i całego tego Sebastiana został jeszcze, najprawdopodobniej, całkowicie zdezorientowany Bartek. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam jego numer. Po kilku sygnałach usłyszałam typowy baryton.
- Gdzie jesteś? - zapytałam, obmyślając w głowie szczegółowy plan.
- Szlajam się po lesie, tu i tam. Zaraz będę obok leśniczówki, a co? - padło pytanie, którego tak bardzo nienawidziłam.
- Za maksymalnie godzinę masz się stawić w stadninie. Trzeba sobie wytłumaczyć kilka spraw - mruknęłam, po czym bez słowa pożegnania postanowiłam nacisnąć czerwony przycisk, tym samym kończąc rozmowę. Wstałam z łóżka i skierowałam się na dół. Wszyscy obozowicze siedzieli już przy stole. Popatrzyłam po wszystkich, a mój wzrok zatrzymał się na Sylwii i koledze, który najwyraźniej starał się być jak najbliżej, cały czas coraz bardziej się przybliżając.
- O, mamy chyba niespodziewanego gościa - oznajmiłam, wymuszając na sobie ironiczny uśmiech. - Zapraszam pana na zewnątrz. Chyba musimy ustalić szczegóły wizyty - dodałam, wskazując ręką na drzwi. Wstał z miejsca, rzucając przelotne spojrzenie blondynce. Nie wiedzieć czemu, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Ruszyłam przodem, prowadząc go na stajenny ganek.
- Rozumiem, że ty to Sebastian? - upewniłam się, kiedy kiwnął twierdząco głową.
- Czyżby Sylwia coś o mnie mówiła? - Przykro było mi psuć jego entuzjazm, więc po prostu pozostawiłam pytanie bez odpowiedzi.
- Powiedz mi, gdzie zamierzasz nocować? Nie mamy wolnych pokoi - zauważyłam, zaplatając ręce na piersi i obserwując kątem oka nadchodzącą nastolatkę. Chłopak zasępił się nieco, ale szybko odpowiedział.
- Mogę spać na ziemi.
- To wykluczone - pokręciłam głową. - Limit osób w tym domu, jest przekroczony przynajmniej o połowę.
- Zawsze mogę rozbić namiot, albo spać w samochodzie.
W tym momencie w mojej głowie zaświtała myśl - czy to na pewno ja mam pękniętą czaszkę? Dziwnym trafem, wydawało mi się, że to on miał większe problemy ze światem rzeczywistym.
- To nie pole campingowe- warknęłam, mierząc go od góry do dołu.
- Nie szkodzi, niedaleko jest motel, mogę się tam zatrzymać - odparł z wyraźnym entuzjazmem, szkoda, że musiałam go ugasić.
- Jak mniemam przyjechałeś do Sylwii, więc pewnie będziesz chciał się z nią spotykać. Muszę ci jednak uświadomić, że w czasie trwania obozu, uczestnikom nie wolno opuszczać terenu ośrodka, ani przyjmować żadnych gości, no chyba, że to rodzina - stwierdziłam, spotykając się z jego zdezorientowanym spojrzeniem.
- No cóż, ja jestem prawie jak rodzina.- zauważył, przyjmując dumną postawę.
Sylwia zwróciła na siebie uwagę dopiero wypluwając wodę tuż za jego plecami.
- Chyba jednak nie bardzo- zaprzeczyła szybko, na co on zmarszczył brwi, chyba nadal nie pojął, co się dzieje.
- Sam trafisz do auta, czy zaprowadzić? - zapytałam na koniec z cynicznym uśmiechem. Nie musiałam czekać na odpowiedź. Prężnym krokiem wrócił do domu, zgarnął kurtkę z wieszaka i skierował się do samochodu. Po chwili usłyszałyśmy pisk opon, a w powietrzu unosiły się tylko tumany kurzu.
- Dzięki za pomoc - powiedziała, odwracając się w moją stronę.
- Nie ma za co - odparłam, znów wymuszając na sobie uśmiech - A teraz przepraszam, ale od dwóch dni nic nie jadłam i trochę głodna jestem - stwierdziłam z przekąsem, po czym zostawiłam ją na podwórku, a sama przecięłam podwórze i weszłam do budynku, mając nadzieję, że z obiadu została porcja dla mnie. Niestety, po spaghetti nie było śladu. Otworzyłam lodówkę, zrobiłam pięć kanapek i poszłam z nimi oraz napełnioną wcześniej szklanką herbaty na górę. Po jedzeniu, piciu i całej monotonii dnia codziennego byłam tak wykończona, że zasnęłam niemal od razu, a dotarło do mnie tylko, że ktoś przykrył mnie kołdrą, zgasił lampkę i pocałował w policzek.

**********************************************************************************************
Chyba ostatnio trochę przegięłam. Przepraszam, ale niestety, humor nie dopisuje, a na dodatek szkoła wykańcza powoli i w cierpieniu. Jedyny plus - piątka z polskiego B| Jesteście ze mnie dumne, wiem :D Ogółem, dziękuję Nikki za wsparcie duchowe, wenowe i Bóg wie jakie, bo bez niej absolutnie nie dałabym rady. Universe dziękuję za zwrócenie uwagi na problem, z którym w istocie mam do czynienia od pierwszego tomu i zapewne będę miała do siódmego. Dlaczego? Bo jestem głupia, po prostu XD Dziękuję za dawkę zdrowej krytyki, nieważne, że większość zakłamana, dziękuję :* Przy okazji, przez te moje humorzaste nastroje zapomniałam Wam podziękować za cudownie idealną liczbę 36,000, choć w tej chwili powinnam już dziękować za 36,500 :D Niestety, mam dla Was złą, okropną wiadomość. Jaką? No cóż... Okazuje się, że mam w głowie ogólny zarys szóstego i siódmego sezonu, a co najgorsze... Chyba tworzy się jeszcze ósma, nie mam na to wpływu, przepraszam, mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzicie :c

PS Co się dzieje, taki długi rozdział napisany w półtora godziny i do tego mi się podoba o.O

6 komentarzy:

  1. To nasza krytyka tak wpływa na twoje pisanie ^^ Nie martw się, nie tylko ty masz zły humor

    W końcu długi rozdział i taki fajnyy ;) Mam nadzieję, że kolejne też takie będą. Pozdrawiam i czekam ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Universe - no dokladnie! To dzięki nam ;) naprawdę świetny rozdział. Taaak zgadzam się, że szkoła wykańcza :/ no cóż...

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniowata rozdział po prostu cud, miód i malinka :D I taki dłuuugi, to dobrze i fajnie się czytało. Rzeczywiście szkoła wykańcza... ale jeszcze trochę i wakacje :D Pozdrawiam i czekam na kolejna super notkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe :D
    zapraszam do mnie http://czytanie-niebem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż... Wielbię Cię miszczu :D 8 tomów? Marzenie! Znienawidzę Cię jak stwierdzisz, że dasz radę się zmieścić w 6 XD
    Wera nieźle go załatwiła xD Tak się spławia facetów :3

    OdpowiedzUsuń