piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 19.

Aneta galopowała po padoku, co jakiś czas zmieniając kierunek lub wyjeżdżając na koła. Nie miała najmniejszego problemu, jeśli chodzi o lotne albo wyciąganie chodu. Nie umiała jedynie zbierać, ale wszystko da się opanować. Ustawiłam kilka przeszkód na wysokości około metra. Kazałam najechać na stacjonatę, później na szereg skok-wyskok i znowu na stacjonatę. Pokonała tor cztery razy, bez najmniejszego zawahania. Nie chciałam podnosić poprzeczki, w końcu to hucuł, ale jednak jakoś trzeba było jej to utrudnić. Przyniosłam kilka dodatkowych drągów. Ustawiłam wskazówki przed szeregiem i dodałam jednego krzyżaka dwie foule dalej. Aneta popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- No co? Raczej dasz sobie radę - powiedziałam, wzruszając ramionami.
- Może, ale jeszcze nie skakałam takich przeszkód - stwierdziła, spoglądając na parkur.
- Jak ci coś nie pójdzie, to zbierzemy cię z ziemi i pojedziesz jeszcze raz, a teraz bez gadania, zapraszam do skoków - odparłam i skinęłam ręką zachęcająco. Z małą pomocą palcata przeszła do galopu, wyjechała koło i ruszyła na drągi. Na szczęście wałach sam domyślił się o co chodzi, bo gdyby nie to, przez swój niepotrzebny chwilowo półsiad wyleciała na szyję z własnej winy. Nachyliła się trzykrotnie, przelecieli nad płotkami i znaleźli się przed ostatnią stacjonatą. Aneta ponownie uniosła się w strzemionach, a ja skwitowałam czysty przejazd uśmiechem. Kazałam powtórzyć to samo jeszcze dwa razy, zwracając uwagę, żeby na wskazówkach siedziała w siodle. Wysłuchała rad i za kolejnym podejściem było o wiele lepiej. Na koniec powiedziałam jej, żeby rozstępowała konia i zaprowadziła go do stajni. Pokiwała głową, więc zostawiłam ją i poszłam do stajni. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to pusty, wysprzątany na błysk boks z tabliczką "Malaga". Zmarszczyłam brwi, za dużo nowości. Najpierw Karolina, potem obóz, później tor, a teraz kolejny nowy koń. Wujek oszalał. Nie chciałam go chwilowo widzieć, o szczegóły wypytam później.

Czas mijał wyjątkowo powoli. Pogoda, jak na końcówkę stycznia, była cudowna. Siedziałam na parapecie okna, patrząc na stajnię, skąpaną w promieniach słońca. Śniegu nie było już zbyt dużo, widoczna była jedynie plucha, towarzysząca roztopom. Błoto dało się zauważyć wszędzie. Aśka wyprowadzała Shadow'a, był osiodłany, najwyraźniej postanowiła w końcu zacząć na nowo przyzwyczajać do jazdy. Usiadła w siodle i lekko docisnęła łydki, to wystarczyło, żeby koń ruszył żywym stępem. Wjechała na padok i po kilku okrążeniach zakłusowała.
- Ładnie chodzi, co? - usłyszałam za sobą zmęczony głos.
- Jasne, dobry zakup - odparłam, odwracając się w stronę wujka. - Co to za Malaga?
- Kolejny koń do twojej opieki. Przynajmniej na jakiś czas - dodał, kiedy posłałam mu oburzone spojrzenie.
- Nie sądzisz, że mam już za dużo na głowie? - zapytałam oskarżycielskim tonem. - Mam trzy własne konie, nie potrzebuję następnego.
- Cztery to nie taka znowu duża liczba - zaśmiał się ochryple. - Wiesz, ja mam ich prawie trzydzieści...
- A zajmujesz się dwoma. Reszta jest albo prywatna, albo przeznaczona do jazd dla osób z zewnątrz, ewentualnie do dzierżawy lub sprzedaży - prychnęłam, zaplatając ręce na piersi.
- Czyli co, rozumiem, że mam konia odesłać tam gdzie był? - uniósł pytająco brew.
- A gdzie był? - zapytałam, zerkając na niego z ukosa. Zazwyczaj nie był taki... Zdawkowy.
- Na targu, żadna nowość - westchnął ze złośliwym uśmiechem. Doskonale wiedział, że tyle wystarczy, żeby mnie przekonać.
- Jeżeli to cię wujaszku uszczęśliwi, to mogę się zająć tym koniem, ale najpierw muszę ją zobaczyć, kiedy będzie?
- Za góra dwie godziny, szykuj się - powiedział, zacierając ręce. Pokręciłam głową i z powrotem usiadłam na oknie. Spojrzałam na padok akurat w momencie, kiedy Shadow przechodził energicznie nad drągami. Aśka poklepała go po szyi i oddała wodze. Przeszła na chwilę do stępa, po czym zbierając konia, dodała łydki do galopu. Wałach natychmiast zrobił to o co go proszono, a blondynka skierowała go na niskiego krzyżaka, pozostałego z jazdy Anety. Koń wybił się z ogromnym zapasem i gdyby nie fakt, że dziewczyna wykonała dużo głębszy półsiad, niż powinna, to prawdopodobnie leżałaby na ziemi. Po przeszkodzie ściągnęła wodze, zwalniając najpierw do kłusa, a później do stępa. Pogłaskała Shadow'a po szyi i łopatce, a pod dom podjechał ciemny Land Rover z przyczepą. Szybko zerwałam się z miejsca, zbiegłam po schodach i wypadłam przez drzwi frontowe na chłodne powietrze, w momencie, kiedy Tymon z Jackiem zaczęli otwierać rampę.
- Weź uwiąz i ją wyprowadź - powiedział któryś z nich. Z liną w ręce otworzyłam boczne drzwi i weszłam do środka przyczepy. Od razu rzuciła mi się w oczy jej nietypowa maść i jedno rybie oko. Co gorsze, od razu dało się zauważyć, że jest źrebna. Przewróciłam oczami. Nie dość, że będę się musiała zajmować nią, to jeszcze młodym. Cudownie, tylko tego mi było trzeba. Wycofałam ją, naciskając ręką na pierś i zaprowadziłam do boksu. Widać było, że miała zaufanie do ludzi. Nie musiałam nawet trzymać postronka, aby szła tuż za mną. Poklepałam ją po boku i odpięłam kantar.
- Piękna, co? - zapytał wujek z progu stajni.
- Jasne, tylko czemu nie wspominałeś, że jest ciężarna? - uśmiechnęłam się ironicznie, nie odrywając wzroku od kobyły.
- A czy to ma jakieś znaczenie? - westchnął, odwracając się na pięcie i ruszając w stronę domu. - Termin ma w połowie lutego - rzucił przez ramię i machnął ręką.
- Takie, że będę miała na głowie pięć koni - szepnęłam do siebie, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Usłyszałam na chodniku stukot kopyt, więc ignorując obowiązek rozdania kolacji, postanowiłam potowarzyszyć Aśce przy oporządzeniu konia na jeździe. Niewątpliwie fascynujące zajęcie, które niestety chwilowo musiało wystarczyć.

********************************************************************************************************
AŁA. Pisałam końcówkę rozdziału z wybitym godzinę temu palcem, który sama sobie chwilę temu nastawiałam. To dla Was moi drodzy. Rozdział mi się wyjątkowo podoba, Malaga mnie natchnęła i to właśnie ona miała być tą niespodzianką, bo Melodia była, jest i będzie wielkopolakiem c: Mój pies wszędzie sra i sika, więc proszę się nie dziwić, że nie mam czasu napisać rozdziału ;-; Do tego potwierdzę, że jestem suczą, która obiecała nadrobić zaległości i gówno zrobiła, bo przywiozła do domu szczeniaka, przepraszam, ale no kurde, została sama w boksie, obok osła... Musiałam ją wziąć .-. Także, ten, tego, bardzo Wam dziękuję za to (prawie) 30,000 wejść i zamierzam podkreślać póki jestem w stanie, że to tylko i wyłącznie Wasza zasługa, bo jeżeli chodzi o to, kiedy, kto zagląda na mojego bloga, to na szczęście nie mam na to żadnego wpływu :3 Tak, wiem, coraz trudniej zrozumieć o co mi chodzi, ale ból w moim szanownym palcu staje się wyjątkowo uporczywy ;-; Dziękuję bardzo za uwagę i do usłyszenia :*

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Nie musiałaś się aż tak poświęcać dla nas :P
    Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super :) Czekam na następny :) A ja czekam aż mi włosy wyschną, bo robię sobie naturalne fale na włosach :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawa za napisanie rozdziału! Boski rozdział.
    Ha!, a ja się domyśliłam, że Malaga jest tą niespodzianką :D Jednak znam Twoje konie ;)
    PS piękny szablon i zdjęcia *_* Tylko cytat bardziej mi się podobał ten stary ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że wcześniej nie dodałam ale miałam dwudniową załamkę (nie z powodu walentynek). Tak, więc rozdział fajny. Zaskoczyłaś mnie z tą klaczą. Mam nadzieję, że wpisy będą przybywać częściej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super! Bardzo mi się się podobał Dodałam rozdział II :) http://koniemoimzyciemipasja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń