niedziela, 8 stycznia 2017

Podsumowanie roku 2016

Dzień dobry! Tym razem podsumowanie postanowiłam przenieść z Kropka w Kropkę na HMOL, ponieważ doszłam do wniosku, że wszystkie moje najlepsze wspomnienia z "internetów" związane są właśnie z tym blogiem. A tak się jakoś złożyło, że 2016 był dla mnie rokiem absolutnie przełomowym i chciałabym podzielić się z Wami lub chociaż napisać dla własnej satysfakcji o tym, co właściwie działo się ze mną, kiedy nie miałam czasu na bloga. Mimo że domyślam się, że mało kogo może to obchodzić.


Cwał; zawody, marzec 2016
Nie przedłużając jednak, zacznijmy od lutego. Wtedy właśnie wróciłam do treningów po dłuższej, zimowej przerwie. Szybko okazało się, że plany na sezon były naprawdę... wielkie. W marcu pojechałam pierwsze w roku zawody regionalne w klasie P - 40 km, na których wraz z Cwałem zajęliśmy pierwsze miejsce. Dumna z konia jestem do dzisiaj :D Równie dumna jestem z mojego serwisu, który wtedy wspierał mnie po raz pierwszy. Dziewczyny spisały się na medal, naprawdę. Nieważne były deszcz, błoto i generalnie - paskudne warunki pogodowe, dały sobie radę świetnie! Nawet Gośka, która chyba pierwszy raz miała styczność z końmi XD
Pomiędzy pierwszym a drugim startem zdałam na srebrną odznakę rajdową, a przynajmniej teorię, bo do praktyki zabrakło mi jednego przejazdu, który nadrobić miałam dokładnie dzień później. Na Perfekcie ukończyłam - w bólach, ze łzami w oczach i modlitwami na ustach - kolejną czterdziestkę na pozycji, uwaga, uwaga, siódmej na osiem startujących XD Co lepsze, ósma była koleżanka, która jechała ze mną w parze. Tutaj jednak pocieszałyśmy się hasłem przewodnim sportowych rajdów konnych - ukończyć znaczy wygrać! A co do tego, skąd tyle cierpienia - Perfect to pięcioletni wałach rasy quarter horse, a to oznacza dużo masy, mało chęci. Resztę dopowiedzieć możecie sobie sami. Polecam do tego wyobrażenie mnie, siedzącej na ów srokaczu i wrzeszczącej w środku lasu "patrz! Pięć kilometrów! Jeszcze tylko piętnaście! Damy radę!".
Cwał i Porter; zawody, czerwiec 2016
Maj spędziłam na treningach, a końcem czerwca, dokładnie dzień po zakończeniu roku szkolnego, wystartowałam w następnej "petce", której, niestety, nie zaliczyliśmy. Cwał złapał kontuzję i wylecieliśmy przez kulawiznę. Swoją drogą, nadal się poniekąd obwiniam. Okazało się, że za mocno dociążyłam prawą stronę grzbietu (brzydki nawyk, oj brzydki) i przez to wywarłam zbyt duży nacisk na prawy przód. Zaznaczyć jednak muszę, że nie pokazywał na trasie zupełnie nic, a pierwszą pętlę (20 km) przejechaliśmy w całości. Dopiero na bramce weterynaryjnej wyszło, że coś jest nie tak. Mimo to, zawody wspominam bardzo dobrze. Pogoda była wymarzona i dopiero kiedy zsiedliśmy z koni, nadeszła cholernie potężna burza, rozdmuchując na wszystkie strony dekoracje, stoły z nagrodami i stoiska z jedzeniem, przez co musieliśmy zająć miejsce w pobliskim urzędzie.

Wektor; obóz KJ Platan 2016 (białe plecy po glebie)
Wracając jednak do głównego wątku - nadszedł lipiec. A wraz z lipcem przyszedł obóz, który dokładnie opisałam Wam dwie notki niżej. Jak już mówiłam - było to najlepsze jedenaście dni mojego życia. Ludzie byli tak wspaniali, a Wrocław tak mnie zauroczył, że każdego dnia mam ochotę spakować walizki i wracać tam chociażby na piechotę. Nie zapominajmy jednak o koniach! Pero, Ruczaj, Prowincja i Wektor nauczyły mnie bardzo, ale to bardzo dużo, co zresztą widać w mojej teraźniejszej jeździe. Cwał ostatnimi czasy chodzi o niebo lepiej niż w czerwcu, jako tako radziłam sobie nawet na Mirunie, co jest, ho, wielkim osiągnięciem, przynajmniej dla mnie. Jestem pewna, że gdyby nie cudowna instruktorka i wsparcie dziewczyn (a w szczególności Nikki, która na żywo potrafi sprzedać mi jeszcze lepszego kopa niż przez internet), wróciłabym do domu, nie ucząc się niczego nowego. Tymczasem w jedenaście dni zrobiłam naprawdę ogromny progres.

Jac Hands on Deck; zawody, sierpień 2016
Sierpień przyszedł zdecydowanie zbyt szybko i równie prędko mijał. Na koniach byłam niemal codziennie, bo bezustannie trenowaliśmy do zawodów, które odbyć się miały w przedostatnim tygodniu wakacji. Byłam przerażona, naprawdę. Po ostatniej eliminacji straciłam nieco pewności siebie, a dodatkowo zmieniono mi konia na Jaca, z którym zupełnie sobie nie radziłam. Dla wyjaśnienia - jest to dwunastoletni wałach, mieszanka quarter horse z anglikiem. Proszę sobie teraz wyobrazić niemal 700 kg masy w połączeniu z energią folbluta. Moi drodzy, Jac to istny czołg. Idzie jak taran, nie patrzy gdzie i po co, rozpędza się na chama i nie reaguje na jakiekolwiek pomoce, dopóki w pysku nie zrobi się mu konkretnego młynka. Wtedy dopiero zaczyna zauważać, że faktycznie ma kogoś na grzbiecie, na chwilę stwierdza "o, może warto go posłuchać", ale szybko się reflektuje i myśli "nie, nie, tu jest droga, tu trzeba iść szybciej". I w związku z tym swój pierwszy start w klasie N na dystansie 82 km wspominam jako jedną wielką rozróbę. Na pierwszej pętli nie obyło się bez płaczu, bo Jac dał mi naprawdę mocno w kość. Na szczęście, na drugiej pętli zdążył się uspokoić, a trzecią przejechaliśmy nawet na czele. Podsumowując, pierwsze 30 km - tragedia, pozostałe 62 km - świetnie. Takim sposobem, to, co zaczęło się dla mnie dramatycznie, znalazło swój koniec na drugim miejscu!

Cwał; Hubertus, listopad 2016
I na koniec - Hubertus. Jak zawsze, zwieńczenie sezonu było wspaniałe, tym razem o tyle lepsze od pozostałych, że po raz pierwszy udało mi się spędzić je na koniu, a nie tylko jako widz/pomoc stajenna XD Co prawda wystartować w gonitwie znów nie mogłam, ponieważ Cwał odpierniczał takie tańce, że wpędzenie go w wyścig po lisa skończyć mogłoby się okropnie zarówno dla mnie, jak i dla niego. Bez tego wrócił do boksu, trzęsąc się jak osika. Wolę więc nawet nie myśleć, co działoby się, gdybyśmy faktycznie rzucili się w pogoń. A impreza była
przednia :D
No i już w grudniu dotarła do mnie wiadomość, że moje wysiłki na "tragicznej pierwszej trzydziestce", eliminacja i dwie czterdziestki nie poszły na marne, bo jakimś cudem załapałam się do pierwszej trójki w Pucharze Małopolski SRK! I jakby tego było mało, nadal czekamy na rankingi ogólnopolskie, ale wszystko wskazuje na to, że jestem w pierwszej dziesiątce! Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku wreszcie uda mi się wystartować w Mistrzostwach Polski Juniorów - tam to dopiero zmieciemy konkurencję! :D

Belka; maj 2014
Belka; maj 2016
O, a tak jako dodatek, mogę zaprezentować Wam jeszcze jedną zmianę. Ci, którzy są ze mną od dawna, a przynajmniej od roku 2014, mają szansę pamiętać, że kiedyś pisałam o szczeniaku, którego przyniosłam do domu ze stajni. Notka nazywała się bodajże "Nie mam weny, za to mam coś innego" i pojawiła się gdzieś w lutym, bo właśnie wtedy pojawiła się ona. Od tamtej pory raczej o niej nie wspominałam i w końcu czas to zmienić. Po pierwsze, imię zmieniała trzy razy - początkowo była Melą, później Belą i skończyło się na pełnoprawnej Belce. I ów Belka ma aktualnie trzy lata (skończone w grudniu), dziwne zamiłowanie do gryzienia wszystkiego i bynajmniej, mimo swego imienia, nie jest z drewna. Kojarzyć ją możecie jako włochatą kulkę śpiącą na kolanach mojej koleżanki, lecz, umówmy się, już kulką nie jest :D I na dodatek, mimo że urodziła się w stajni, to panicznie boi się koni i wszystkiego, co z nimi związane (choć może lepiej byłoby nazwać to awersją, ponieważ dla moich sztybletów, czapsów i termobutów nie ma najmniejszej nawet litości). Powyżej po prawej widnieje zdjęcie z roku 2014, po lewej - z 2016. Chyba drobna różnica jest widoczna, prawda? Szczególnie w ogonie. Nieco się rozrósł, skubany XD Dodam może, tak dla porównania, że na zdjęciu u góry miała może 40 cm, a na tym na dole... Półtora metra? Szczególnie dobrze to widać, kiedy skacze po ludziach i pyskiem bez problemu sięga do twarzy. Miło się na to patrzy, kiedy ma się w głowie obraz, jak nie mogła się wdrapać na narożnik ;p


Także, jak widać, rok 2016 był dla mnie pełen sukcesów, radości i wspaniałych chwil. Mam nadzieję, że u Was wyglądał on równie kolorowo i że 2017 będzie tak samo dobry, o ile nie lepszy, szczególnie, że plany już dziś zapowiadają się obiecująco (trzy terminy zawodów i być może złota odznaka).
Z masą miłości i cieplutkich uścisków,
Koniowata
tudzież Gufi lub rzadziej - Weronika xx

PS Pół rozdziału za mną! O ile w szkole nie będzie kotła, to w tygodniu się pojawi.

1 komentarz:

  1. Więcej sukcesów ci życzę przede wszystkich :P Fajnie,że sezon udany ^^

    OdpowiedzUsuń