niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 21.

Przewertowałam treść kartki kilkukrotnie, zanim ponownie spojrzałam na dwójkę siedzącą przede mną. Wujek rozglądał się na boki, zasłaniając twarz dłonią, wyraźnie unikając mojego wzroku. Karolina z kolei patrzyła na mnie z nieukrywaną satysfakcją, uśmiechając się pod nosem i cały czas nucąc jakąś niezwykle irytującą melodię. Zresztą, ona cała była irytująca. Wszystkie jej gesty i dźwięki, jakie z siebie wydawała denerwowały do tego stopnia, że widząc ją, otwierał się przysłowiowy scyzoryk w mojej kieszeni. Zyskałam nagłą ochotę na zakupy w sklepie zoologicznym, może udałoby mi się znaleźć węża, tudzież pająka, dzięki któremu koleżanka trafiłaby na kilka dni, tygodni, może nawet miesięcy do szpitala. Do tej pory jakoś z nią wytrzymywałam, jednak nikt mnie nie ostrzegał, że cholerna, egoistyczna dziunia planowała wykupić fragment ziemi należącej do wujka, a tym samym do mnie.
- Na dobry początek, zakładamy szkółkę - uśmiechnęła się szerzej niż kiedykolwiek wcześniej. No, może poza tym jednym razem, kiedy nasze, niestety, wspólne zdjęcie znalazło się na okładce jednej z miejscowych gazet. Wyglądało na to, że plan pod tytułem "Wielka Stajenna Rodzina" wchodził w fazę zaawansowaną.
- Pewnie, spieprzmy wszystkie konie, które do tej pory chodziły tylko pod doświadczonymi jeźdźcami - powiedziałam, starając się, by mój głos wprost ociekał niechęcią. Mimo wszystko Karolina jedynie popatrzyła na mnie z miną w stylu "masz gówno do gadania" i ciągnęła swój wywód dalej.
- Co do koni, dobrze, że mi przypomniałaś, jest ich trzydzieści. Nie stać nas, na utrzymanie wszystkich, więc wymyśliłam, że każdy powinien na siebie zarabiać. Pensjonariuszy nie mamy dużo i myślę, że z każdym możemy się dogadać - klasnęła w dłonie, a ja rozszerzyłam oczy, zastanawiając się, czy dziewczyna rzeczywiście jest aż tak głupia.
- Masz pewne, że każdy kupuje konia po to, żeby dzielić się nim z dziećmi. Przejrzyj na oczy, kto mógłby się zgodzić na ten układ? - prychnęłam z kpiną, na co ta jedynie zaplotła ręce na piersi, lustrując mnie od góry do dołu.
- Osobiście myślałam o Melodii i Flocku - stwierdziła, przenosząc wzrok ze mnie na wujka, który chyba został wytrącony z kontekstu. Ponownie uśmiechnęła się w ten typowy dla siebie sposób, zbierając ze stołu jakiś notatnik. - Co pan o tym myśli?
- Ja? - zdziwienie pojawiło się na jego twarzy, gdy wskazał na siebie, najwyraźniej gubiąc się w całej tej sytuacji równie bardzo jak ja. - Ja... No cóż, osobiście nie podoba mi się ten pomysł. Melodia mimo, że już nie najmłodsza, ma swoje humory, nie nadaje się do szkółki. Co do Flocka, może i jest spokojniejszy od niej, ale po pierwsze za młody, a po drugie nie wytrzymałby długo łażąc w kółko - powiedział, a ja dziękowałam w duchu, że choć w tej jednej kwestii się ze mną zgodził. - Tematu Tabuna nawet nie zaczynaj, po pierwsze ma siedem lat i temperament równy całej reszcie koni razem wziętej.
Niebieskowłosa zamknęła usta tak szybko, jak je otworzyła i spojrzała na mnie ze znacznie mniejszą pewnością siebie. Och, czyżby koleżankę naszły wątpliwości, gdy nie wszystko szło po jej myśli? To takie typowe. Najchętniej podporządkowałaby sobie każdego, ale potem zapewne nie wiedziałaby, co zrobić ze swoją "władzą". Mogła udawać silną, jednak widać było, że z większością spraw nie dawała sobie rady. W moim odczuciu, brak wsparcia innych zapewniał jej także brak swego rodzaju, czy ja wiem? Może odbierało jej to nieco radości, czerpanej z życia?
- W każdym razie, Inga, Irga, Bajka, Tanger i Randbor, możliwe, że dołączymy jeszcze Piękną i Perełkę - wyliczała po kolei, a ja odniosłam wrażenie, że przez jej twarzy przeszło coś na kształt dumy. Moje ciśnienie z minuty na minutę rosło coraz bardziej. - Kwestię Albatrosa obgadam bezpośrednio z Tymonem. Nie potrzebuję w tym celu pośrednika.
- Jaką kwestię? - dobiegł nas głos zza moich pleców. Wszyscy automatycznie spojrzeliśmy w stronę chłopaka. Uśmiechnął się do mnie, czego nawet nie starałam się odwzajemnić. Pokręciłam głową i wyminęłam go w progu, wciskając mu kartkę w ręce.
Starając się odciąć zupełnie od innych, przemierzałam korytarz w niepodobnym do mnie tempie. Chciałam po prostu znaleźć się niedaleko boksu Melodii. To ona była pierwszym niezwykle przyjemnym zaskoczeniem, jakie czekało na mnie w Polsce, więc miałam nadzieję, że pamiętając o poprzednich latach, ponownie będę w stanie pocieszyć się jedynie jej obecnością. Wyjątkowo skutecznie próbowałam zatrzymać łzy, zbierające się w moich oczach. Jak bardzo i przede wszystkim czym wujek był aż tak zdesperowany, by odsprzedać udziały tej szmacie?
Przyjemne, ciche rżenie rozległo się na korytarzu, gdy bułana klacz wystawiła łeb zza krat boksu. Cień uśmiechu wdarł się na moje usta, jednak wraz z nim pojawiła się niemożność dłuższego powstrzymywania płaczu. Drżącymi dłońmi odsunęłam zasuwę, zamknęłam za sobą drzwi i objęłam szyję kobyły rękoma. Stała nieruchomo, z podkuloną tylną nogą, jakby czując, że nie mam dziś ochoty, by się użerać z jej humorami.
- Nie wiesz, że moje ramię jest znacznie wygodniejsze do ryczenia? - usłyszałam za sobą, jednak nie planowałam oderwać się od boku klaczy. Szczęk metalu zapowiedział to, co stało się kilka sekund później. Ręce chłopaka niemal siłą odciągnęły mnie od Melodii i przycisnęły do jego torsu. Schowałam twarz w jego bluzie, nie mając szczególnej ochoty, by widział, jak z chwili na chwilę coraz bardziej się rozmazuję. - Chyba jeszcze nigdy nie widziałem cię w takim stanie, a przynajmniej sobie tego nie przypominam - mruknął w moje włosy.
- Też jakoś nie kojarzę - burknęłam, koniec końców zaciskając dłonie na materiale. Zaciągnęłam się jego dobrze mi znanym zapachem, stwierdzając nagle, że strasznie brakowało mi bliskości chłopaka. Choć nawet nie wiedziałam, kiedy zdążyłam się za nim stęsknić.
- Aśkę szlag trafi, jak przyjedzie i usłyszy, że ktoś chce wystawić Cykadę do szkółki - westchnął pod nosem. - Myślę, że Karolince jednak odwrócą się poglądy po nieuniknionej konwersacji - zaśmiał się, czemu od razu zawtórowałam. Jakim cudem zawsze wiedział, jak poprawić mi humor? I jakim cudem zawsze pojawiał się wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałam?
- Wiesz, że cię kocham? - zapytałam, wychylając lekko głowę, ukazując fragment zapuchniętych oczu. Szatyn zmarszczył brwi, jednak na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- Co cię tak nagle naszło na wyznania?
Przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej, jakby naprawdę się bał, że zaraz się wyrwę i ucieknę nie wiadomo gdzie.
- Stwierdziłam, że za rzadko ci to mówię, a za często zachowuję się jak skończona zołza - uniosłam kąciki ust, starając się nieznacznie odsunąć. Dusił mnie, nie oszukujmy się, a co za dużo, to niezdrowo. Przez chwilę wsłuchiwałam się w ciszy w krople deszczu, raz za razem uderzające o dach stajni. Nastrój z przygnębiającego w kilka chwil przerodził się w lekką nostalgię, która nie przeszkadzała żadnemu z nas.
- Kocham cię - powiedział po chwili, całując mnie w czubek głowy. - A wracając do Karoliny, wiesz, że chce cię wrobić w instruktorkę?
- W takim razie bardzo chętnie pokażę dzieciom na czym polega prawdziwe jeździectwo. Trzy czwarte teorii i jedna czwarta praktyki, nie uważasz, że to idealne proporcje? - uśmiechnęłam się szeroko, wierzchem dłoni wycierając mokre policzki. Tymon pokręcił głową z cichym śmiechem na ustach, po czym ponownie przeniósł spojrzenie na mnie.
- Myślę, że wspaniałym pomysłem jest obgadanie tego przy gorącej herbacie, najlepiej przed telewizorem, pod ciepłym kocem - stwierdził, na co przytaknęłam z udawaną powagą. Objął mnie ramieniem i wspólnie skierowaliśmy się do domu, udając głuchych na pretensjonalne wywody Karoliny.

**************************************************************************************************************************
Przepraszam, że taki krótki, głupi, nudny itd; itp. W każdym razie, nie miałam siły na nic lepszego, bowiem dziś wróciłam z (męskiego) klasztoru z dni skupienia. Wkurwiająca współlokatorka, brak ciepłej wody, zimno jak w psiarni, spanie w ciasnych klitkach na pieprzonych, twardych pryczach, bo łóżkiem tego nie nazwę i modlitwa, modlitwa, modlitwa! Mój wczorajszy dzień - kaplica, śniadanie, kaplica, aula, kaplica, aula, msza (w kaplicy), obiad, kaplica, trzygodzinna wycieczka w góry, kolacja, dwu i półgodzinna Adoracja Najświętszego Sakramentu (w kaplicy), cisza nocna :) Jedzenia może nie skomentuję, bo wyszłabym na wybredną, czy coś, ale chyba nie każdy ma ochotę na wpieprzanie much :D
Mam zakwasy na dupie. A w następny weekend (Dobry Boże! Majówka!) konie! Teren, tak dokładnie. Nie zdam tej odznaki, przysięgam. Szczególnie, że to pierwszy wyjazd poza ujeżdżalnię od wakacji XD 276 pytań wciąż przede mną!
Co do ósmego tomu, nie mam pojęcia, co robić. ALE, jak ja mam, kuźwa, zostawić tego pieprzonego bloga, gdy jednego dnia potraficie nie wchodzić tu prawie wcale, a drugiego, czyli dziś, zrehabilitować się prawie trzystoma wejściami XDD Jesteście nienormalni, halo. Kocham Was <3

8 komentarzy:

  1. A weź ty nie przesadzaj, że nudno!
    Dla mnie się podobało, chociaż znowu mam ochotę rąbnąć Karolinę w ten paskudny ryj.
    Wgl. to wydaje mi się, że i tak ta sucz weźmie konie Weroniki i da jakimś bachorom...
    Tell me, dlaczego wujek Wery się na to zgadza?
    Wiesz czo?
    Wyprowadzasz mnie z równowagi tą całą Karoliną, no ale bez niej byłoby nudno xDDD
    A co robiłaś w tym klasztorze? To jakiś wyjazd czy co?
    No, także czekam na dalej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ramach kwietniowego spotkania do bierzmowania, wymyślili nam pieprzony wyjazd na trzy dni. Żałuj, że nie widziałaś, z jaką pasją ksiądz opowiadał o tym domu rekolekcyjnym... Szkoda, że nie wspomniał o klasztorze, ale to to nieistotny szczegół :')
      Lubię Was wyprowadzać z równowagi ♥

      Usuń
  2. Karolinę mam ochotę zabić, wbić po prostu nóż w serce :) kurwa a może jej Hodita damy do szkółki? Od razu by zaprzeczala.
    Ogólnie rozdział fajny, tak jak wszystkie :D
    współczuję wyjazdu, musiał być koszmarny..
    pozdrawiam, czekam na kolejne! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabij Karolinę proszę! Sorry że piszę ten kom dopiero dziś ale wczoraj wróciłam ze szpitala. Na szczęście jestem już w domu. Rozdział jest spoko mi się podoba. Nie przeżyła bym takiego wyjazdu musiało być okropnie. Pa pa Gabii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze szpitala? Mam nadzieję, że już wszystko w porządku xx

      Usuń
  4. Klaudia Kara2 maja 2015 17:34

    Super rozdział. Ja to bym takiej Karolince od razu w mordę dala. Jak można być tak bezdusznym stworzeniem? Ja się pytam?

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Postaram się napisać na jutrzejszy wieczór; za nic nie miałam czasu ;-;

      Usuń