wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 20.

Przewracałam się z jednej strony łóżka na drugą, tworząc najróżniejsze, przedziwne pozycje. Nogi znalazły się tam, gdzie powinna być głowa, która z kolei zwisała z materaca. Chwiałam kucykiem na boki, patrząc, jak jego końcówka smaga futrzany dywan. Lewo, prawo, lewo, prawo; w tempie zegara. A wszystko przez cholerny deszcz.
Krople leniwie spływały po szybach, rozmazując niegdyś bajkowy, tego popołudnia szary i ponury krajobraz. Wiatr szumiał w koronach drzew i przedzierał się między dachówkami, tłucząc się na strychu. Zewnętrzne okiennice raz za razem otwierały się i znów zamykały, skrzypiąc zawiasami i uderzając w drewniane ściany. Dodatkowo okazało się, że dom nie był najlepiej ocieplony, przez co sweter w połączeniu z kocem zdecydowanie nie wystarczały. Kołdra w tym wypadku była minimalnym wymogiem.
Drzwi po raz kolejny zostały otwarte i do pokoju po raz czwarty zawitał Tymon z parującymi kubkami w rękach. Automatycznie się podniosłam i narzucając pościel na plecy, odebrałam herbatę od chłopaka. Podziękowałam mu uśmiechem, natychmiast przykładając naczynie do ust.
- Nie wiem, jak ty - zaczął, opadając ciężko na łóżko i zabierając mi pół kołdry - ale ja najchętniej wróciłbym do domu w tempie natychmiastowym - odetchnął, upijając pierwszy łyk. Położyłam głowę na jego ramieniu, wiedząc, że jego bliskość zapewni mi więcej ciepła niż materiał wypchany puchem.
- Najchętniej spakowałabym się i wyjechała stąd bez słowa. Reszcie chyba się tu podoba, patrząc po Asi i Jacku, którym uśmiechy nie znikają z twarzy... - mruknęłam, wyrywając mu część pościeli i szczelniej się nią owijając.
- W takim razie pakuj się - stwierdził, zrywając się z miejsca. Spojrzałam na niego jak na idiotę, zastanawiając się, czy go nie przewiało. Może to grypa? Przeziębienie, gorączka? - Nie patrz tak na mnie - zaśmiał się. - Podnoś dupę z miejsca, wpychaj rzeczy z powrotem do plecaka i jedziemy, zanim ktokolwiek ogarnie, że mamy jakiekolwiek plany.
Klasnął w ręce z absurdalnie szerokim uśmiechem i podszedł do komody. Nim się obejrzałam, zaczął rzucać naszymi rzeczami we wszystkie strony. Tak, jakby wcale nie łatwiej było od razu wsadzić wszystko do odpowiednich bagaży. Chyba rzeczywiście był chory. Mimo wszystko, nie zamierzałam protestować. Zbyt dużo straciłabym, zostając tutaj.
- Musimy się pospieszyć - burknęłam, zrzucając z siebie okrycie i odkładając herbatę na stolik nocny. - Myślę, że mój prześladowca dowie się o wyjeździe w przeciągu niecałych trzydziestu minut.
Tymon uniósł brew, zerkając na mnie znad materiału jakiejś koszulki, jednak nie odezwał się ani słowem. Po chwili dołączyłam do niego i zaczęłam upychać wszystkie ciuchy do kolejnych toreb. Dzień zapowiadał się naprawdę ciekawie. Pierwszy raz od dłuższego czasu.
Z kilkoma bagażami w rękach zbiegliśmy na dół najszybciej i zarazem najciszej jak tylko się dało. Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz, od razu pożałowałam, że nie marnowałam czasu na ubranie kurtki. Drzwi trzasnęły za naszymi plecami, głównie za sprawą przeciągu panującego w całym budynku. Wiatr kołysał drzewami tak bardzo, że odnosiłam wrażenie, że zaraz złamią się wpół i runą na ziemię. Deszcz zacinał prosto w twarz, przez co nawet kilkumetrowa droga do samochodu okazała się nie lada wyzwaniem. Jakoś jednak przemierzyliśmy dzielący nas od niego dystans i wsiedliśmy do pick-upa. Spojrzeliśmy po sobie z Tymonem. Jeżeli moja fryzura wyglądała choć w części tak źle, jak jego, to szczerze współczułam mu widoku.
- Chyba się udało - wyszczerzył się, zanosząc się nagłą falą śmiechu. Uśmiechnęłam się pod nosem, prychając. Przynajmniej jemu dopisywał dobry humor.

Pogodowy armagedon towarzyszył nam przez całą drogę powrotną i nie zamierzał ustąpić zbyt szybko. Opierałam głowę o szybę i nie zamierzałam unieść powiek, dopóki nie dojedziemy na miejsce. Senny nastrój trzymał mnie w swoich sidłach, a jedynym czynnikiem, dzięki któremu nie odpłynęłam do krainy marzeń, była muzyka w akompaniamencie stukającego w dach deszczu. Na dodatek zarówno mój telefon, jak i ten należący do Tymona, nie przestawały dzwonić. Jednak żadne z nas nie pokusiło się nawet spojrzeć na wyświetlacz. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że Jacek, Aśka, Gośka, a nawet Antek, mieli w planach bombardowanie.
Droga dłużyła się gorzej niż to zapamiętałam. Całą sobą pragnęłam już być w domu, owinięta kocem, z kubkiem herbaty w rękach, siedząc przed telewizorem i oglądając jakiś durny telewizyjny serial. Z drugiej strony, w stajni czekały na mnie trzy konie, na których nikt od dawna nie jeździł. Trzy? Wróć, pięć. Z tym, że jedynie Manhattan nie był gotowy na pracę w siodle. Co do reszty, całkiem inna sprawa.
Leśna droga prowadząca do stadniny powitała nas błotnistymi wybojami, jednak pocieszała mnie świadomość, że dom był już tak niedaleko. Uśmiechnęłam się delikatnie, opierając głowę na ręce i kątem oka zerkając na Tymona.
- Co jest? - zapytał, odwracając się na chwilę w moją stronę. Wzruszyłam ramionami.
- Mam nadzieję, że już koniec z jakimikolwiek wyjazdami - mruknęłam, na co chłopak jedynie westchnął przeciągle. Nie powiedział nic więcej, po prostu wlepił wzrok w przednią szybę. Wycieraczki pracowały w kółko, monotonnie. Ich skrzypienie zakłócało delikatne dźwięki, dochodzące z radia. Jakiś utwór, którego nijak nie kojarzyłam, wprowadzał przyjemną atmosferę i swoim radosnym brzmieniem choć na chwilę odcinał nas od ponurej pogody za oknami.
W końcu wyjechaliśmy z lasu, sunąc jedną z polnych ścieżek. W oddali majaczyły już budynki stajni, do których z każdą chwilą zbliżaliśmy się coraz bardziej. Odpięłam pas i wychyliłam się do tyłu, aby zgarnąć nasze plecaki. Położyłam oba bagaże na kolanach i pod nogami, nie mogąc się już doczekać, kiedy wysiądę z samochodu. Uśmiechałam się sama do siebie, zakładając kaptur na głowę i przygotowując się mentalnie do wejścia w nieprzyjemną szarugę.
Otworzyłam drzwi, gdy pojazd nie zdążył się jeszcze do końca zatrzymać i w akompaniamencie śmiechu Tymona i słów "cóż za niecierpliwość", wyskoczyłam na żwirowy podjazd. Zachwiałam się lekko na nogach, a kiedy tylko udało mi się złapać równowagę, zostałam z niej ponownie wytrącona, przez przejeżdżającą tuż przede mną furgonetkę. Spojrzałam zupełnie zdezorientowana na czarne auto, które zatrzymało się zaledwie kilka metrów dalej. Po chwili zaczęło cofać w moim kierunku, co zaś skwitowałam zmarszczonymi brwiami.
Kierowca uchylił lekko przyciemnioną szybę i spojrzał na mnie z politowaniem. Jego szczurza twarz i krzaczasty wąs skutecznie odstraszały.
- Kochanieńka, jeśli przyszłaś w sprawie pracy, nie masz się co trudzić. Facet, który prowadzi rozmowy to straszny sknera - uśmiechnął się krzywo, a mi zajęło chwilę, zanim jego słowa w pełni do mnie dotarły. Jakiej, do cholery, pracy?
- Gdzie znajdę tego pana? - zapytałam, rozglądając się wokół, zastanawiając się, czy oby na pewno trafiłam do miejsca, w którym mieszkałam.
- Główne wejście do stajni, drugie drzwi na prawo - powiedział, wskazując na budynek za nim. Podziękowałam skinieniem głowy i bez słowa ruszyłam w tamtym kierunku. Kamyki chrzęszczały pod moimi stopami z każdym krokiem, a ja miałam wrażenie, że  nagle trafiłam do jakiegoś równoległego wymiaru. Od kiedy wzdłuż chodnika rosły kwiaty? I od kiedy nad drzwiami wisiała tabliczka "Zatrudnię instruktora"?
Nie było mnie dzień, czy może miesiąc? Chyba coś mi się pomieszało. Stałam bez ruchu, wpatrując się niemo w drewnianą tabliczkę. Instruktor...
- Karolina! - krzyknęłam, przekraczając próg budynku. Z zaciśniętą ze złości szczęką wparowałam do siodlarni, napotykając tam zarówno niebieskowłosą jak i wujka. Popatrzyłam to na jedno, to na drugie, spodziewając się jakichś wyjaśnień.
- Nie miałaś wrócić jutro? - zapytał mężczyzna, podnosząc się z miejsca z przyjaznym uśmiechem, którego nie miałam najmniejszej ochoty odwzajemniać.
- Nie powinieneś mnie poinformować, że kogoś zatrudniamy? - odpowiedziałam pytaniem, zaplatając ręce na piersi. Zmierzył mnie wzrokiem, wyrażającym o dziwo coś na kształt skruchy.
- Przez zaistniałe okoliczności, podjąłem szybką decyzję - stwierdził, opadając z powrotem na fotel.
- Jakie okoliczności? - spytałam, a on zaczął nerwowo uciekać wzrokiem na boki.
- Może ja wytłumaczę - zaćwierkała Karolina, wstając z kanapy z uśmiechem, który nie wróżył niczego dobrego. Uniosłam pytająco brew, na co ta jedynie wyminęła mnie, podchodząc do kącika, w którym znajdował się wieszak. Pogrzebała chwilę w swojej torbie, dopóki nie znalazła tego, czego szukała. Wróciła do mnie i podała mi jakiś świstek.
- Jak widzisz, wykupiłam jedną trzecią udziałów w gospodarstwie.

****************************************************************************************************************************
NIE BIJCIE :( Mam strasznie dużo na głowie, jeszcze teraz rozkręcam drugie opowiadanie i zwyczajnie nie wyrabiam. Do tego teraz poprawiam wszystkie oceny i dodatkowo mama wrobiła mnie w egzamin na brązową odznakę rajdową, o czym, notabene, dowiedziałam się dzisiaj i jutro mam pierwszy trening. Nie zdam tego, ale mimo wszystko 31 maja trzymajcie za mnie kciuki XD
Poza tym, jeździłam ostatnio na Musli, były skoki, pierwsze od wakacji :D Genialnie, naprawdę. Potem wsiadłam jeszcze na Karinę i muszę powiedzieć, że jest cud, miód, malina c:
Także ten, żegnam się z Wami, podając jeszcze jedną informację. Tom siódmy, czyli dwadzieścia rozdziałów, planuję napisać do końca czerwca i specjalnie to przeciągnę. Równocześnie informuję, że nie jestem przekonana, czy powstanie kolejny tom. Jeśli tak, zacznę go dopiero w sierpniu.
Chyba wszyscy widzimy, że wyczerpałam tematy. Wykorzystałam już chyba wszystkie możliwe katastrofy, a Wera i Tymon mają kartoteki, którymi nie pogardziłby nawet sam dr House. Powiedzcie proszę, co myślicie. Jeśli faktycznie chcecie tom ósmy, myślę, że dałabym radę, ale w tym momencie naprawdę wszystko zależy od Was. Boję się po prostu, że zostanę sama, bez Was, a wtedy nie dałabym sobie rady.
To tak w ramach nakreślenia sytuacji. Miłej nocy :*

PS Dziękuję tym, którzy wciąż tu są.

7 komentarzy:

  1. Niech ona podejdzie i da Karolinie z liścia. Jestem spokojną osobą, a to była moja pierwsza myśl.
    Ja zawsze będę Carrot.

    - Kaczuszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :D Niech jej strzeli z liścia :D
      Zuzanna Chyla jak ja Cie dawno nie widziałam na Thei czy nawet na juszy :p

      Usuń
  2. JAKA BICZA I BICZA I DEBILKA I SKOŃCZONA IDIOTKA!
    Ta Karolina oszalała!
    NO ŻESZ!
    OMG! No wiesz czo? Tak mnie zdenerwować tą pustą lalą?
    Plz, niech Wera walnie ją w ryj, plz, zrób to ;_;
    I dlaczego wujek się zgadza na wszystko? No ona przecież zrujnuje cały świat!
    Bosze.
    Muszę wiedzieć co dalej. Czekam. Niecierpliwie. Bardzo.
    Niech ją zabiją, błagam ;__;
    Niech Weronika uratuje świat przed tą idiotką.
    No.
    A tak ogólnie to bardzo fajny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem na Twoim blogu od tygodnia, ale nie dawałam znaku, bo chciałam przeczytać wszystkie tomy, zobacz udało się! Dwa razy zarwałam pół nocy, bo tak mnie wciągnęło, jestem pełna podziwu. :D
    Jestem 50 obserwujaca ^^
    Jezu, nienawidzę tej Karoliny, NIENAWIDZE SUKI, najchętniej wyrwała bym jej te niebieskie kłaki razem z cebulkami :)
    Jeśli chodzi o tom ósmy, to zależy od Twoich pomysłów, mi najbardziej zależy na tym, aby przeczytać o ślubie Weroniki i Tymona, są tacy słodcy :')
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ZARĄBISTY. Ale może od początku.
    Nie dziwię się, że nie chcieli tam dłużej siedzieć. Mogę sobie tylko wyobrazić miny ich towarzyszów niewoli gdy odkryli, że Wera i Tymon wyjechali bez słowa.
    A Karolina... Wreszcie dopięła swego. Zastanawia mnie tylko jakim cudem mając 1/3 gospodarstwa chce z niego robić szkółkę... Czyżby właściciel 2/3 nie miał nic do powiedzenia... Ona jest straszna -,-
    Jedziesz odznakę 31 maja? :o Cóż, ja 30go mam osiemnastkę, nie wiem, czy będę dość trzeźwa, żeby trzymać kciuki. XD Nie no, żartuję, ja nie piję o:) Będę Ci kibicować, ZDASZ TO.
    No to tyle. Poprzedni rozdział czytałam zaraz po tym, jak go opublikowałaś, ale wiesz, jak to jest z moim komentowaniem. Mogę jedynie z laptopa, a i na nim muszę wyłączyć ze 20 reklam, żeby w ogóle wejść na Twojego bloga -,-
    Czekam na NN.
    PS TAK, CHCĘ KOLEJNY SEZON. Wchodząc teraz na bloga, żeby skomentować rzuciły mi się w oczy etykiety i to, że połowa 7 tomu za nami. Zastanawiałam się jak to będzie jeśli skończysz pisać HMOL. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się ucieszyłam, kiedy napisałaś, że jest możliwość kolejnego tomu C:

    OdpowiedzUsuń