sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 40. - ostatni


No i proszę, kolejny tom skończony. Naprawdę nie wiem, dlaczego pakuję się w to gówno raz za razem... W każdym razie, dziękuję, że wytrwaliście ze mną już ponad półtora roku. Niedługo stuknie dwa latka, a ja tu ciągle widuję te same twarze, co niezwykle mnie cieszy :D Przyznajmy szczerze, ostatnie 39 rozdziałów nie było... Takie, jak sobie wymarzyłam, ale cóż, najwyraźniej za dużo od siebie wymagałam i wyszło, jak wyszło. W każdym razie, zacznijmy tak, jak każde zakończenie:

- Nikki - Gdyby nie Ty, to ten blog po prostu by nie istniał. Skończyłabym to wszystko na drugim rozdziale pierwszego tomu, bo, spójrzmy prawdzie w oczy, już wtedy myślałam, że nic z tego nie wyjdzie. Dziękuję za wszystko, za rozmowy, za, nazwijmy to, czytelnictwo, za wspólny tom i w końcu, za wspólny wyjazd w najbliższą niedzielę ♥
- Sydney - Co tu dużo mówić? Byłaś, jesteś i zapewne będziesz, a przynajmniej taką mam nadzieję, bo na chwilę obecną nie wyobrażam sobie tego bloga, nie widząc tutaj tych kilku(nastu?) osób, którym mam zamiar jak zawsze podziękować :D No, i tak jak wyżej, do zobaczenia w niedzielę :*
- Vero - osoba, którą tutaj widziałam raz i pewnie więcej nie zobaczę, ale tak czy siak, jestem zobowiązana po raz piąty jej podziękować. Nieważne, że tego nie czyta, bez niej ten blog po prostu by nie powstał. To ona mnie zainspirowała, więc zawsze będę jej wdzięczna za sam fakt, że pisze swoje opowiadanie. Może nieregularnie, może muszę jej czasem truć dupę godzinami, ale kiedy coś się pojawi, to cieszę się jak małe dziecko :D
- Norka - Czegokolwiek bym nie zrobiła, powiedziała, napisała, Ty zawsze potrafisz odnieść się do tego z dozą pozytywizmu, rzadko kiedy negujesz albo wytykasz błędy, więc dziękuję, że jesteś, komentujesz i nigdy nie masz zastrzeżeń, pomimo tego, że nie zawsze jest idealnie :P
- Universe - Krytyk jakich mało XD Cóż, sama zawsze wytykam innym błędy i cieszę się, że ktoś je zauważa również u mnie i potrafi o nich napisać, dziękuję :D
- Areo - Już chwilę czasu nie widziałam rozdziału, pod którym nie znalazł się Twój komentarz... Krótko, zwięźle, na temat, więc dziękuję po prostu za to, że dajesz znak życia, to motywuje, w końcu wiem, że ktoś to czyta :)
- Szałwia - Nie byłabym sobą, gdybym tu o tobie nie wspomniała :P Byłaś pierwsza, nie było Cię szmat czasu, potem znowu wróciłaś, teraz znów Cię nie ma, ech, pogmatwane to wszystko xd W każdym razie, dziękuję, że na samym początku dałaś mi motywacje do prowadzenia... TEGO :D
- Irma - Pierwszy raz Ci dziękuję, bo dołączyłaś do grona czytelników stosunkowo niedawno, ale przecież nie mogłabym Cię pominąć, skoro od tamtego czasu udzielasz się pod prawie każdą notką ;)
- Ever - Nie wiem, co się dzieje z Bloggerem, aczkolwiek jest to instytucja na tyle nieogarnięta, że chyba nikt tego nie wie XD W każdym razie miło mi, że znów jesteś i mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną jeszcze długo :P
- Ania - Dziękuję Ci pierwszy raz, choć sama nie wiem dlaczego, bo powinnam to zrobić już kilka tomów wstecz :P Dwa ostatnie rozdziały napisałam dzięki Twojej metodzie i choć nie były zachwycające (nawet dobre nie były D:), to dziękuję, ponieważ w końcu mogę to jakoś zakończyć XD
- Bać - Co mnie obchodzi, że nie czytasz i zaglądasz tu... Rzadko. Ważne, że jesteś
- Spirit - Gdzie Ty jesteś? Nie wiem, czy byłaś nawet na początku tomu, ale cóż, blog zawieszony, znaku życia brak, nie dziwię się, że tutaj też Cię nie ma, czekam, kiedy wrócisz :3

Dziękuję oczywiście wszystkim pozostałym osobom, komentującym, czy też nie. Każdy obserwator, a nawet odwiedzający "przelotnie" jest dla mnie tak samo ważny, w końcu, tylko dzięki Wam wszystkim mam siłę i motywację do dalszego pisania :) Plączę się już we własnych słowach, więc bez zbędnego gadania, przejdźmy do rozdziału!

***********************************************************************************
Żwir zaszeleścił pod kołami samochodu, kiedy wjeżdżaliśmy na podwórko. Wyskoczyłam z pojazdu, zanim zdążył się do końca zatrzymać, po czym od razu pobiegłam w stronę stajni. W drzwiach wpadłam na rozjuszoną Karolinę, która akurat wynosiła pudło ze swoimi rzeczami. Stanęłam w progu i obserwowałam, co robi. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że ją obserwuję. Odwróciła się do mnie z uśmiechem, stanęła na przeciwko i poprawiła włosy.
- Wyjeżdżam - powiedziała, ukazując swoje nieskazitelnie białe zęby, a ja uniosłam pytająco brwi. - Ciocia otworzyła stadninę na Mazurach. Chwilowo przenoszę się tam, przynajmniej do końca wakacji, potem zobaczymy, może wrócę, może nie, okaże się z czasem. Jak na razie, miło mi się z wami pracowało, biorę konia i suniemy. - Klasnęła w dłonie, odbiegając do siodlarni po resztę rzeczy, a mnie zostawiając w kompletnym oszołomieniu. Otrząsnęłam się dopiero, gdy usłyszałam pisk z końca korytarza. Ruszyłam szybkim krokiem w tamtą stronę, przypominając sobie o Maladze. Doszłam do boksu w momencie, kiedy klacz podniosła się z ziemi, na której leżał już gniady źrebak. Oparłam się o drzwi obok Aśki i Jacka.
- Ogier, czy klacz? - zapytałam, patrząc na małego, który aktualnie próbował wstać.
- Ogier - odparł blondyn, z uśmiechem zerkając na dziewczynę.
- Czyli miałaś złe przeczucie - usłyszałam za sobą głos Tymona, który zmierzał do nas z podwórka. - Karolina gdzieś jedzie?
- Przeprowadza się do cioci na Mazury - odparłam, gdy objął mnie ramieniem. Zanim się obejrzeliśmy, źrebak stał już przy Maladze.
- To jak go nazwiemy? - spytała blondynka, rozglądając się po całej naszej trójce.
- Proponuję Manhattan - zaśmiałam się, a ona tylko rzuciła w moją stronę wymowne spojrzenie, kręcąc głową z dezaprobatą. - W takim razie wymyśl coś lepszego - prychnęłam, a ona tylko przewróciła oczami.
- Niech ci już będzie ten Manhattan, w końcu twój koń - westchnęła, trącając mnie lekko ramieniem. Mój koń, no racja. Mam na głowie trzy ogiery i dwie klacze, pomyślałam, patrząc na gniadosza. Po kilku minutach bezustannego patrzenia, odeszliśmy od boksu w stronę hali, na której nadal trwała jazda. Gośka stała na środku, wydając polecenia, a dzieci z grupy średniozaawansowanej jeździły wokół po ścieżce.
- Gdzie są zaawansowani? - zapytałam, uświadamiając dziewczynę o naszej obecności. Odwróciła się na pięcie, patrząc na nas po kolei.
- Chyba na zewnątrz  - powiedziała, ponownie przenosząc wzrok na obozowiczów. Kiwnęłam głową i od razu skierowałam się na jedną z ujeżdżalni. Tak, jak się spodziewałam, za instruktora robił Bartek, przy poleceniach szczególną uwagę zwracając na Sylwię. Po minach innych mogłam stwierdzić, że nie byli z tego zadowoleni, podobnie jak ja. Laura patrzyła na wszystko z boku, siedząc na ogrodzeniu. Podeszłam do niej, po czym usiadłam obok, wlepiając spojrzenie w szatyna, który najwyraźniej nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Dopiero po zakończonej jeździe raczył do nas podejść.
- Wyjeżdżam - uśmiechnął się, a na moim czole pojawiła się buzdra.
- Czekaj, bo mam deja vu - powiedziałam szybko i wpatrzyłam się w swoje buty, aby chwilę odetchnąć. - Gdzie wyjeżdżasz i na ile?
- Nad morze, a na ile, trudno określić, ale raczej na zawsze, przeprowadzam się, mam już załatwione mieszkanie i inne formalności - odpowiedział naprędce, a ja ponownie na niego spojrzałam.
- Róbcie wszyscy co chcecie, przynajmniej jeden łeb mniej do wykarmienia... W sumie, pięć łbów - dodałam po chwili, odwróciłam się i odeszłam w stronę domu, zastanawiając się, czy życie nareszcie wróci do starych norm.

Po południu wzięłam kolejno Tabuna, Flocka i Melodię na lonżę, aby rozruszać je po tak długiej przerwie od jazd. Gdy skończyłam było już długo po dwudziestej pierwszej. Nie czekając zjadłam byle jaką kolację, wykąpałam się i bez słowa poszłam spać. Następnego dnia, to ja prowadziłam poranną i zarazem ostatnią jazdę dla grupy zaawansowanej. Weszłam do stajni kilka minut po wszystkich obozowiczach i już w progu kazałam przygotować konie, a sama udałam się na halę. Ustawiłam kilka przeszkód, w tym szereg skok wyskok oraz dwa oksery, wszystko wysokości od metra, do stu dwudziestu centymetrów.
- Możemy wsiadać? - usłyszałam za sobą pytanie z ust Sylwii. Przytaknęłam, a cała czwórka natychmiast usiadła w siodłach. Sami ustawili zastęp i zaczęli rozprężanie. Właściwie czułam się niepotrzebna, sami daliby sobie radę świetnie, może nawet lepiej ode mnie. Przysiadłam na krześle obok Laury, kiedy po kilku minutach grupa zakłusowała. Kolejno najeżdżali na drągi, cavaletti, zmieniali kierunki. Doskonale wiedzieli, co robić, byłam tam kompletnie zbyteczna, pomimo wszystko, nie miałam nic ciekawszego do roboty, a dodatkowo musiałam być na miejscu, w razie, gdyby coś miało się stać. Dopiero, kiedy wszyscy przeszli z powrotem do stępa, wstałam ze stołka i rozejrzałam się po wszystkich. Gestem dłoni wskazałam Anecie i Darii, aby wjechały do środka, a reszta mogła spokojnie zagalopować.
- Lotna i na stacjonatę - powiedziałam po kilku okrążeniach. Sylwia kiwnęła głową i kolejno skierowali się w wyznaczonym przeze mnie kierunku. Tuż po stacjonacie najechali na szereg, a potem na oksera. Na koniec zostawiłam dwa krzyżaki ustawione w linii. Po zmienieniu kolejności skakali przez te same przeszkody kilkukrotnie, a po trzecim okrążeniu nadeszła kolej na zmianę miejsc. Obniżyłam drągi o dwie dziurki, ze względu na wysokość koni.
- Nie skakałam tak wysokich przeszkód na Kemirze, nie wiem, czy da radę - zauważyła Aneta, patrząc z niepokojem na metr dziesięć. Machnęłam ręką.
- Da, da, najazd długi i spokojny, wydłuż krok przy ostatnich foule i powinien mieć dobre wybicie - uśmiechnęłam się pokrzepiające, a dziewczynka w odpowiedzi pokiwała głową, zagalopowując w narożniku. Na początek krzyżaki, potem szereg, wolta, dojazd na koniec ujeżdżalni z Darią na ogonie, długi najazd i w końcu dodanie i czyste wybicie. Aneta zachwiała się lekko w siodle, przysiadając tym samym na tylnym łęku, przez co zdezorientowany wałach zaliczył uderzył w drąga tylnymi nogami. Blondynka jadąca za nimi skręciła tuż przed stojakami, robiąc koło, kiedy ja poprawiałam przeszkodę. Piękna znów siedziała na ogonie Kemirowi, co zaskutkowało kolejną woltą. Tym razem, dziewczynka nabrała nieco pewności siebie, a skok wyszedł wprost idealnie. Uśmiechnęła się pod nosem, przechodząc do kłusa i do stępa, wjeżdżając do środka, i klepiąc gniadego po szyi.

O godzinie trzynastej wszyscy zebrali się pod domem, czekając na rodziców. Samochody co chwilę pojawiały się i znikały, a ja z przyklejonym, sztucznym uśmiechem machałam na pożegnanie i mówiłam rodzicom, jak wspaniale radziły sobie ich dzieci, co w gruncie rzeczy było kompletnym kłamstwem. Gdy teren stadniny był już prawie całkowicie pusty, zostało jedynie towarzystwo z Pomorza... Plus Bartek. Kolejno pakowali konie do przyczep. Ku mojemu zdziwieniu, Piekielna prowadzona przez Sylwię i zachęcana owsem weszła do wozu zadziwiająco chętnie, jak na tak mocno poszkodowanego konia. Tuż obok stanął Elvis, a w osobnej przyczepie Equador. Wolnym krokiem skierowałam się w stronę Bartka.
- Jesteś idiotą - powiedziałam, opierając się o przyczepę i patrząc na zachmurzone niebo.
- Tak, wiem, że będziesz tęsknić - uśmiechnął się, wkładając pakę jeździecką do furgonetki.
- Chciałbyś, chyba więcej emocji odczuwam w związku z wyjazdem bodajże Sylwii - wzruszyłam ramionami, widząc, jak blondynka kieruje się w naszą stronę.
- Taa, a ja z kolei mam wrażenie, że niestety więcej nie zawitam na wasz obóz - prychnęła, przytulając się do szatyna.
- Mam wrażenie, że niestety więcej go nie zorganizujemy - zaśmiałam się i westchnęłam ciężko. - No cóż, w takim razie, nie przeciągajmy. Miło było poznać was oboje - stwierdziłam, spotkawszy się z uściskiem ze strony chłopaka. - Nie będę tęsknić.
- Jesteś wredna - mruknął, kiedy bez zbędnych pokazów podałam Sylwii rękę. Potrząsnęła nią, przenosząc spojrzenie z Bartka na mnie.
- Jeżeli jeszcze kiedyś się spotkamy, mam nadzieję, że nie ucierpię na tym ani ja, ani mój koń. - Obdarzyła mnie uśmiechem, na co ja pokręciłam głową.
- Obiecuję, że to był jednorazowy przypadek.
Z żalem patrzyłam, jak Sylwia wsiada do samochodu w towarzystwie chłopaka. Wyjeżdża. Naprawdę wyjeżdża, pomyślałam zszokowana. Nie byłam pewna, czy jestem z tego powodu bardziej szczęśliwa czy smutna, ale wiedziałam, że pomimo wcześniejszych słów, poniekąd będzie mi go brakować.

***********************************************************************************
KONIEC!
O Jezu, myślałam, że nie dam rady, bo zabrałam się za to... Wczoraj? Nie no, w czwartek. I wyszło, jak wyszło, wyjątkowo beznadziejne, miało wnosić, nie wniosło, no trudno :P Jedyny plus - mam pomysł na tom szósty, więc odpoczniecie sobie ode mnie te 11-14 dni, a potem ruszam dalej! Zabijcie mnie, znowu się w to pakuję ;-; W każdym razie, dziękuję, że w tym sezonie miałam tak dużo powodów do szczęścia :D 40,000 wejść, 40 obserwatorów, rekordowa liczba komentarzy, no i przede wszystkim gratuluję Wam, że to przetrwaliście, bo, spójrzmy prawdzie w oczy, tom nie był zbyt dobry XD Mam nadzieję, że w sierpniu spotkamy się ponownie, choć nie mam pewności, w końcu nie każdy ma ochotę czytać coś takiego :P W każdym razie, dziękuję po raz kolejny i do usłyszenia! :*

PS Życzcie mi... Nam powodzenia na obozie :D

5 komentarzy:

  1. TAAAAAAAAAAAAKK!!! Wyjeżdża!!! (napisałam to zaraz po przeczytaniu pierwszych kilku linijek xd) Koniec ^^ I wcale się nie kryję z tym, że się cieszę. Rozdział któtki, zwięzły, ale na temat. No i te elementy zaskoczenia. Szkoda, że Bartka nie będzie. Więc teraz czekam na jakiś wątek z Michałem! (chyba Michał ;P) Ciekawa jestem czy pojawi się kolejna zołza uprzykrzająca Werce życie ^^ I źrebol nowy *,* Ciekawe czy ktoś go będzie chciał sobie przywłaszczyć, a może trenować nie konwencjonalnymi metodami :) I dziękuję za tego krytyka. Jestem zaszczycona ^^
    No więc życzę powodzenia na obozie i w nowym tomie, pozdrawiam oraz czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  2. JUPIIIIIIIIII !!! Karolina wyjeżdża ;D Bartek też ;| Szkoda.Cas na moją podstawową regułkę ;D Rozdział bardzo mi się podoba ;) Jest może nie za długi, ale suuuper ^_^ Właśnie tak jak Universe ciekawa jestem czy pojawi się kolejna zołza ;D Manhattan, jakie ładnusie imię, a źrebak pewnie jeszcze piękniejszy. Dziękuje za miłe słowa ;* A właśnie ja nie umiem wytykać błędów ;D Dlatego zawsze będziesz widzieć moje pozytywne komentarze. No i tak powodzenia na obozie ;) Szkoda, że mnie tam nie ma ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mogę ty w półtora roku napisałaś 5 tomów, a ja w rok jeden ;D Szacun dla Ciebie ^_^ Jesteś zdolna i to bardzo.

      Usuń
  3. Ta su... "bicz" wyjeżdża! JEST! TAK! SUPER! Chociaż mam wrażenie, że wróci z nowym konikiem. Rozdział bardzo fajny, ale spodziewałam się dłuższego, skoro koniec tomu. No nic. Nie pomyślałabym, że Bartek też wyjedzie, ale w sumie jakoś nie będzie mi brakowało tej postaci.
    A tak w ogóle to dziękuję za podziękowania (?, chyba). Jakoś czuję się zaszczycona, nie wiem czemu, ale tak mi fajnie. Dziękuję no.
    Jedź na obóz, świetnie się baw, przywieź zdjęcia i relacje, no i przede wszystkim NOWY TOM! Z niecierpliwością czekam na dalsze losy bloga, opowiadania... no tak :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Cię, zawsze będę Cię wspierać, pamiętaj, będę Cię motywować, nawet jeśli nie czytam, pamiętaj! <3 Jesteś cudowna w pisaniu, każdy to wie, zasługujesz na tylu czytelników, na tyle wyświetleń. KCKCKCKCKCKC. <3

    OdpowiedzUsuń