poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 29.

 Matka Darii wysiadła z samochodu w ciemnobrązowym futrze z torebką do kompletu. Po drugiej stronie stał ojciec, rozglądając się wokół. W końcu wzrok obojga padł na mnie - nieznaną dziewczynę prowadzącą konia ich córki wprost z treningu. Blondyna zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem, po czym patrząc uważnie pod nogi, aby przypadkiem nie ubrudzić skórzanych obcasów, podeszła do mnie. Przewróciłam oczami.
- Przepraszam... Czy ty to może... Weronika? - zapytała, cały czas przerywając. Najwyraźniej nie mogła skupić się na rozmowie i omijaniu łajna jednocześnie.
- Tak, to ja, o co chodzi? - Mówiąc to, złapałam ją za rękę, aby nie upadła, kiedy nogi niebezpiecznie się zachwiały. Po chwili odzyskała równowagę i wyprostowała się.
- Świetnie. Córcia dzwoniła do mnie godzinę temu, mówiła, że wzięłaś Grubaska na trening, widzę, że to prawda, ale w każdym razie, nie odbiegajmy od tematu. Za kilka minut pojawi się tu drugi koń, Big Ben jest ogierem stricte skokowym, holsztyn z papierami. Darcia jeszcze na nim nie siedziała, uznaliśmy, że nie jest gotowa, ale skoro trenujesz Imbira, uznałam, że i z nim dasz sobie radę - powiedziała z lekkim uśmiechem, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Ale... - chciałam zaprotestować, jednak zanim zdążyłam cokolwiek dodać, kobieta uciszyła mnie gestem ręki.
- Ja wiem, wszystko ma swoją cenę. Koń zostanie tutaj do końca obozu, zapłacimy po wszystkim. Teraz niestety musisz mi wybaczyć, skarbie, bardzo nam się spieszy. Życzę sukcesów z Benem - stwierdziła, uraczyła mnie trzykrotnym cmoknięciem w policzek i odbiegła w stronę samochodu. Oboje wsiedli do środka, po chwili silnik odpalił, a po kolejnych kilku sekundach zniknął za zakrętem. Zanim się obejrzałam, stał przy mnie Tymon.
- Kto to był? - zapytał i dopiero wtedy się ocknęłam.
- Rodzice Darii... Za kilka minut ma tu być nowy koń, sportowy, do treningu - odparłam nadal jeszcze oszołomiona.
- Zgodziłaś się na to?! Mamy na głowie prawie czterdzieści koni! - Spojrzał na mnie z wyrzutem, jak na jakąś idiotkę. Zmierzyłam go wzrokiem z ukosa.
- Gdybyś tu był, to może ogarnąłbyś, jak się zgodziłam - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Młodziak do treningu... Tylko tego trzeba mi było w całym tym zamieszaniu. Dzięki odprowadzeniu, rozsiodłaniu i rozkiełznaniu Imbira, nawet nie zauważyłam kiedy wielkiego gniadosza wprowadzono do boksu. Gdy podeszłam do drzwi, podniósł głowę, patrząc na mnie z góry. Na oko miał metr siedemdziesiąt w kłębie. Stwierdziłam, że nie ma co zwlekać. Paka jeździecka dla konia stała tuż koło jego stanowiska, więc od razu wyciągnęłam z niej szczotki. Przeczesałam sierść, wyskrobałam kopyta, po czym zabrałam się za siodłanie. Nie było to łatwe zadanie. Przerzucenie siodła przez grzbiet, znajdujący się zaledwie kilka centymetrów niżej od mojego czoła, a potem dostanie do głowy, zadartej na wysokości około dwóch metrów i założenie na nią ogłowia, to jak zadanie, które wymaga od człowieka wiele poświęcenia. Kiedy w końcu uporałam się i z tym, i z tym, wyprowadziłam kolosa na zewnątrz. Parkur miałam już ustawiony, najwyraźniej ktoś przede mną również ciężko trenował, wyczerpujący tor, złożony z piętnastu przeszkód, w tym jednego szeregu zakończonego okserem w linii prostej oraz potrójnego łuku z krzyżakiem po środku. Do tego pięć drągów na kłus i trzy na galop. Westchnęłam. Co prawda nie chciałam skakać przeszkód ponad metrem dziesięć, jednak nie miałam ochoty przestawiać wszystkiego. Musiałam sobie poradzić z metrem dwadzieścia. W lekkim westchnieniem podprowadziłam konia pod płot. Nie miałam opcji, żeby wejść na niego z ziemi. Stanęłam na dolnym szczeblu, włożyłam nogę w strzemię i wybiłam się, siadając w siodle. Zakręciło mi się w głowie, kiedy spostrzegłam świat z perspektywy dwóch i pół metra. Szybko przywykłam do wysokości, więc czym prędzej zebrałam wodze i zaczęłam rozgrzewkę. Kilka okrążeń stępem, kłus, drągi, dużo drągów i po dwudziestu minutach rozprężanie zakończone. Czas na galop. Zewnętrzna za popręg i bum. Baranek. Jeden, drugi, trzeci... A w głowie tylko jedna myśl Nie spadnij, bo rozwalisz sobie czaszkę do reszty. Samozaparcie wygrało z temperamentnym stworzeniem. Udało się, żyłam, byłam cała i co najważniejsze - nadal siedziałam na koniu, co lepsze, galopującym koniu. W duchu podziękowałam Bogu i ponownie skupiłam się na jeździe. Wolty, koła, lotne, wydłużania, zbierania, wszystko, aby zająć czymś rozbrykanego ogiera. W końcu najechałam na drągi. Pierwszy przejazd nieco niepewnie, późniejsze dwa idealnie. Chwila stępa, półparada i kolejne zagalopowanie. Na pierwszy ogień - dwie pojedyncze stacjonaty pokonane ładnie, szkoda tylko, że baskil wprost okropny. Dobrze, że między przeszkodami w szeregu i przed nim, ktoś uczynny postawił wskazówki. Koń szybko odnalazł się w zadaniu. Drąg, stacjonata, dwie foule, drąg, stacjonata, drąg, okser. Wszystko czysto. Najtrudniejsza część, czyli linia w łuku była przed nami. Wskazówki bardzo pomagały, jednak nie powstrzymało to zrzutki na ostatniej przeszkodzie. Ben zarzucił łbem parskając. Pomimo wszystko poklepałam go po szyi i przeszłam do stępa. Jak na młodego osobnika poradził sobie wprost świetnie. Dałam mu luźną wodzę i rozstępowałam pod czujnym okiem Darii, której początkowo nie zauważyłam. Na widok konia zaświeciły się jej oczy, a w mojej głowie zaistniał pewien plan.


Przyszłam do stajni około czternastej. Pomimo dość ładnej pogody rankiem, niebo w końcu zasnuło się ciemnymi chmurami, z których lada chwila mógł lunąć deszcz. Aneta czekała na mnie pod boksem Kemira, szykując się najwyraźniej na kolejną jazdę na hucule. Pomimo jej zapału musiałam pokręcić głową.
- Ale czemu? - zapytała, najwyraźniej rozumiejąc, że z jazdy na jej koniu nici.
- Bo jesteś pierwszą w historii osobą poza mną, której Tymon pozwala wsiąść na Albatrosa - odparłam z lekkim uśmiechem, a ona patrzyła na mnie w osłupieniu. - Tylko nie czyść w boksie, wyprowadź go na korytarz i przywiąż z obu stron kantara, chyba, że chcesz zostać ugryziona - zaśmiałam się, a dziewczynka z wzorowym zapałem pobiegła do siodlarni. Tak właściwie trochę ponaciągałam z tym "pozwala", przez trzy godziny zatruwałam mu życie, próbując wymusić pozwolenie. Na szczęście w końcu się udało, więc mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że Aneta może na nim jeździć. Wbrew wszelkim protestom wyprowadziła go z boksu i wedle moich wskazówek zawiązała dwa supły po obu stronach korytarza. Patrzyłam z boku, jak czyści konia, a kiedy skończyła, pomogłam jej z kiełznaniem i siodłaniem.Wyszłyśmy na małą ujeżdżalnię, zostawiając dwie hale dla grup. Podsadziłam uczennicę, bo gabaryty Albatrosa w porównaniu do niej... No cóż, inna bajka. Uśmiechnęłam się, widząc jej postawę w stępie. Zniknął garb, ręce nie pompowały przy najmniejszym ruchu, a pięty nareszcie znalazły się na dole. Po kilku minutach pozwoliłam jej zakłusować. Od razu zauważyłam jej zdziwienie spowodowane wyczuleniem na łydki. Ustawiłam kilka niskich przeszkód w tym cavaletti, aby ogier mógł się rozciągnąć. Pozwoliłam jej najechać na ścieżkę w linii prostej. Gdy to zrobiła skręciła, a ja kazałam zagalopować w narożniku. Cztery okrążenia, w tym dwie zmiany kierunku i jedno koło. Chwila stępa, kolejne zagalopowanie i mogła zacząć przejazd. Stacjonata, okser ze zrzutką, baranek, stacjonata, krzyżak, stacjonata. Podniosłam leżący na ziemi drąg i powiedziałam, aby zrobiła dokładnie to samo, ale bardziej uważała na zewnętrzną łydkę, bo to przez ten problem Albatros zwiał na lewo i strącił poprzeczkę. Oboje szybko załapali o co chodzi. Dwa czyste przejazdy i pozwoliłam jej rozstępować konia. W drzwiach minęłam Tymona, opierającego się o ścianę. Kazałam Magdzie zaprowadzić ogiera do boksu i rozsiodłać, kiedy ja zostałam z chłopakiem.
- Masz szczęście, że go nie zepsuła - uśmiechnął się, a ja natychmiast podeszłam bliżej i przytuliłam się do niego. - Co jest? - usłyszałam szept, więc podniosłam wzrok.
- Męczący dzień. Dwa treningi i jeszcze to całe "instruktorowanie" - mruknęłam, nawet nie zastanawiając się nad tym, co mówię. - Głupie słowotwórstwo - zaśmiałam się, a on westchnął.
- Chodź, pomożemy jej z Grubym i idziemy do domu - odparł, pocałował mnie, po czym objął ramieniem i skierowaliśmy się wgłąb stajni. Szybko uporaliśmy się ze sprzętem i już po chwili zmierzaliśmy przez podwórko w stronę drugiego budynku.

******************************************************************************************

PIĘKNIE JEST TYLKO TAK DALEJ MISIEK KCKCKCK :*******
Dzięki Nikki, też Cię kocham :** Jestem z siebie iście dumna. Ten rozdział to ma duma i chluba. Jest piękny, wspaniały i jako pierwszy od baaardzo długiego czasu naprawdę mi się podoba! :D Chyba na nowo zacznę czerpać radość z pisania :') DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY MNIE WSPIERAJĄ, JESTEŚCIE WIELCY ♥♥♥ 35,000... Piękna liczba, moi drodzy C: Jestem tak dumna... Jak jeszcze nigdy :D Gratuluję szczególnie tym, którzy przebrnęli przez lekturę rozdziału nr 29, bo wyszedł (w moim mniemaniu) naprawdę... OBSZERNY XD Także pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze... Tak mnie jakoś wzięło :P :**

13 komentarzy:

  1. Rozdział rzeczywiście świetny :* No to nieźle nowy konik :D Będzie miała trochę roboty :D Dzisiaj jestem trochę niekapowna w końcu jutro rozpoczynają się egzaminy :/ Dlaczego Aneta jeździła na Albatrosie? Dobra ja lecę powtarzać polski :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah a ja mam wszystko powtórzona ;) Rozdział megaaa!!! Naprawdę widać, że się postarałaś. Te jazdy opisane tak świetnie. No kurde, zazdroszczę talentu. Oddaj trochę!!! I weny też przy okazji ;) I nowy koń. Dzięki niemu przypomina mi się Siwa. Też taka duża była ^^ Powodzenia w pisaniu. Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie powtarzam :P Znalazłam taką fajną stronę na necie, tam wszystko jest :D

      Usuń
  3. ŚWIETNY, BOSKI, CUDOWNY, WSPANIAŁY! OPISY JAZD FAKTYCZNIE ŚWIETNE, TYLKO TAK DALEJ. KONIOWATA Z ODROBINĄ WENY (dużo Ci nie trzeba) MOŻE PODBIĆ ŚWIAT :D Nie jest aż tak długi, jak mogłoby się wydawać, a może mam tylko takie wrażenie, bo bardzo szybko się czytało... Ale jak na Ciebie to i tak długi. JESTEM Z CIEBIE DUMNA :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie opowiadanie !!!!! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!!! :DD
    A tymczasem zapraszam ---> http://art-riding.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Łe, myślałam, że będą się na nią drzeć, że jeździ na koniu córci. Właśnie, dlaczego Aneta jeździ na Albatrosie? Toż to agresywny ogier, a teraz mam wrażenie, że jakiś taki, jak nie on :/
    No w kazdym razie rozdział MEGASUPERFAJNY i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  6. hhahahha koniowska

    OdpowiedzUsuń
  7. Strasznie szybko się czyta ten rozdział :P W ogóle to świetnie opisujesz jazdy, mogłabym czytać i czytać.

    --> chwila-dla-konia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Super! Jestem tu pierwszy raz więc mało kapuje, ale zaraz biorę się do nadrabiania strat:) Przeczytam wszystko :) SUPER PISZESZ zapraszam do siebię:) http://zakonikowani.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć - miałam przyjemność nominować Cię do Liebster Blog Award. Szczegóły i pytania znajdziesz na moim blogu w notce pt. "Liebster Blog Award 2." Zapraszam do zabawy! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetnie i przy okazji nominuję cię do Liebster Blog Award :) http://goldentreehorse.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Tydzień później patrzę na komentarze z ciekawości i... nie ma mojego komentarza -_-
    Wiec nadrabiam. ROZDZIAŁ CUDNY, WSPANIAŁY JEDNYM SŁOWEM ZAJEBISTY :D

    - Kaczuszka

    OdpowiedzUsuń