poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 23.

W kilku krokach pokonałam odległość dzielącą mnie od szafki ze sprzętem do wyjścia z siodlarni. Z pełnym rzędem na rękach przekroczyłam próg i skierowałam się wgłąb korytarza. Chyba nigdy nie panował tam taki tłok. Wszędzie rozprzestrzeniły się chmary ludzi. Najwyraźniej nowa współwłaścicielka postanowiła zorganizować coś w rodzaju dni otwartych.
- Przysięgam, jeśli jeszcze jedno dziecko zapyta, czy może nakarmić koniki, szlag mnie trafi - mruknął Tymon, pojawiając się przy mnie znikąd i odbierając siodło. Prychnęłam cicho w odpowiedzi na jego słowa.
- W ramach odskoczni możesz pobawić się w mojego osobistego trenera i ustawić ładny parkur dla Tabuna - uśmiechnęłam się, na co chłopak jedynie przewrócił oczami. Odłożył sprzęt przy boksie ogiera i ponownie odwrócił się w moją stronę.
- Wykorzystujesz mnie - stwierdził, podchodząc do mnie coraz bliżej. - Nawet mnie dziwi, że w żadnym stopniu mi to nie przeszkadza - rozbawienie było słyszalne w jego głosie, mimo że starał się zachować chociażby pozory powagi. Pokręciłam głową i po raz kolejny zerknęłam w jego oczy. Ich zieleń wciąż przyprawiała mnie o ciarki.
- Dziwnym trafem, mi to nawet pasuje - zmarszczyłam lekko brwi i już otwierałam usta, by dodać coś jeszcze, kiedy mój rozmówca zamknął je pocałunkiem. Subtelnie, trzeba przyznać.
- Nie sądzisz, że powinnaś przygotować sobie konia? No wiesz, za chwilę na hali ktoś postawi profesjonalny parkur, tak przynajmniej przeczuwam - powiedział, odsuwając się ode mnie z cieniem uśmiechu. Takiego Tymona lubiłam najbardziej, zdecydowaniem.
- Byłabym już w połowie siodłania, gdyby pewien nachalny szatyn nie postanowił mnie zaczepiać.
Prychnął, słysząc moje słowa, jednak nawet nie zaszczycił mnie odpowiedzią. Po prostu posłał mi kolejne spojrzenie i odszedł w kierunku ujeżdżalni, ponownie zostawiając mnie samą wśród nieznajomych. Czereda kompletnie obcych ludzi kręciła się w kółko obok boksu Tabuna i nie byłam pewna czy czekają na to, aż w końcu przygotuję go do jazdy, czy większą sensację wywołała scenka z Tymonem. Prawdopodobnie oba przypuszczenia były w pewnym stopniu prawdziwe.
Z cichym westchnieniem zabrałam się do pracy. Pobieżnie przeczesałam gniadą sierść zgrzebłem, wyskrobałam kopyta i zabrałam się za siodłanie. Po kilku minutach koń był w pełni gotowy do jazdy, więc wraz z nim opuściłam boks. Co kilka sekund musiałam prosić innych o przejście, bo najwyraźniej nie domyślali się, że nie miałam zdolności teleportowania się, a oni zastawiali cały korytarz. Właśnie w takich momentach chciałam zabić Karolinę.
Zanim dotarłam na halę, poinformowałam czwóro dzieci, które robić miały za moją prowizoryczną widownię, gdzie mają iść. Upewniwszy się, że zrozumieli moje polecenie i udali się do siodlarni, przeszłam na ujeżdżalnię, gdzie Tymon powoli odchodził od zmysłów, co chwilę kopiąc piach i nucąc coś pod nosem.
- Wreszcie - mruknął, wyrzucając ręce w powietrze. - Czekam tu pieprzone pół godziny. Od kiedy siodłanie zajmuje ci więcej niż pięć minut?
- Odkąd wszędzie kręcą się tłumy - westchnęłam, po czym bez zbędnego gadania chwyciłam wodze, wsunęłam stopę w strzemię i przerzuciłam nogę ponad grzbietem. Wyprostowałam się, zapięłam kask i docisnęłam łydki, dając ogierowi znak do ruszenia.
- Widzę, że masz niezłą widownię - zaśmiał się, ruchem głowy wskazując na okno, wychodzące z siodlarni. Jakim cudem z czwórki obserwujących zrobiło się nagle dwunastu? I dlaczego trzy czwarte z nich było płci żeńskiej? - Oni do mnie machają. Mam im odmachać, czy co? Nie znam ich.
- Machaj, niech się cieszą - prychnęłam, skupiając całą swoją uwagę z powrotem na Tabunie i na zadaniach, które wymyślił nam szatyn. Drągi i cavaletti ustawione zostały w kilku miejscach, cała pozostała przestrzeń zapełniona została dwunastoma przeszkodami. Pozostawione między nimi kręte ścieżki okazały się naprawdę wymagające. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy mój chłopak postanowił pozbawić mnie życia.
- Czemu one piszczą? - zapytał nagle Tymon. Popatrzyłam na niego, jednak on ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w szybę. Łał, te wszystkie laski naprawdę się wczuły. Zdzierać sobie struny na widok mojego narzeczonego... Miały tupet, lafiryndy.
- Myślisz, że jak przejadę to całe zakręcone coś bezbłędnie, to chociaż na chwilę oderwą od ciebie oczy?
- Och, brzmisz, jakbyś była zazdrosna. Skarbie, wzrokiem mnie nie rozbiorą - posłał mi uśmiech, jednak wcale mnie to nie pocieszyło.
- Może i nie, ale chyba chcą spróbować - burknęłam, popędzając Tabuna do kłusa. Kilka okrążeń, cavaletti, drągi, krzyżak i galop. Parę przejść do stępa i w końcu mogłam zaczynać prawdziwą jazdę. Najazd, skok, zakręt, wszystko w idealnej synchronizacji i niemal perfekcyjnych odstępach. Nie musiałam robić niemal nic, ogier sam palił się do pracy. No, przynajmniej do czasu. Nie minęło pięć minut, gdy po przeszkodach pojawiło się wierzganie. Baranki, wspinanie, zarzucanie zadem; ogierowi chyba nad wyraz przeszkadzało moje towarzystwo. Pomimo wszystko nie dałam się zrzucić. Wyjątkowo oprócz konsekwencji medycznych, jakie mógł nieść ze sobą upadek, towarzyszyło mi również poczucie, że wzrok kilkunastu osób skierowany był wprost na mnie.
Kiedy gniadosz postanowił zatrzymać się tuż przed przeszkodą, mnie naszła ochota, by nie puścić mu tego płazem. Usiadłam głębiej w siodle, przesunęłam nogi za popręg i skróciłam gwałtownie wodze. W reakcji otrzymałam kolejnego dęba, jednak po chwili zadzierając głowę najwyżej jak potrafił, wycofał się, a dokładnie o to mi chodziło. Ponownie przyłożyłam łydki, tym razem zmuszając konia do przejścia w galop. Zarzucił łbem parę razy, parskał jak głupi, ale koniec końców, uspokoił się.
Zjechałam z wolty z powrotem na krętą ścieżkę i kontynuowałam przerwany przejazd. Zostały tylko trzy przeszkody, więc dla czystej frajdy pokonałam cały tor po raz kolejny. Osiemnaście skoków i po zabawie. Krótko, ale jakże skutecznie.
- Czy mogę się wreszcie ubiegać o miano króla parkurów? - zapytał Tymon, podchodząc do mnie, gdy przeszłam do stępa.
- Raczej mistrza ich układania - prychnęłam, popuszczając kilka dziurek w popręgu. Położyłam wodze na szyi Tabuna, dając mu tym samym pełną swobodę, co natychmiast wykorzystał, wyciągając szyję.
- Mistrz, król, obojętne, najważniejszy jest sam tytuł, reszta to tylko zbędne formalności.
- Zależy o jakich formalnościach mówisz - wytknęłam, na co on od razu przytaknął. Zbędne formalności, chyba udziela mu się niezbyt przyjemny humorek Karoliny. Moja nowa misja brzmiała uratować go przed zarazą. Jedyne, czego mi brakowało, to narzeczony żartujący w stylu tej lafiryndy.
Zeszłam z konia i wspomagając się maślanym spojrzeniem, poprosiłam chłopaka, by odprowadził ogiera do stajni. Sama miałam na głowie czwórkę bachorów. Może to zbyt mocne określenie. Więc inaczej, miałam na głowie czworo nastolatków i najmniejszej ochoty, aby wdawać się z nimi w jakiekolwiek interakcje.
Mimo wszystko, zgodnie z poleceniem wielmożnej królewny, posłusznie zjawiłam się w siodlarni, by wraz z całą swoją czeredą udać się do przydzielonych im koni. Początkowo cała żeńska część mierzyła mnie z wyraźnym niesmakiem, jedynie chłopiec wpatrywał się jak w jakiś obrazek, jednak postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Zaprowadziłam ich prosto na koniec korytarza i powiedziałam co i jak. Gdy oni zajęli się kopytnymi, ja usiadłam na snopku siana i obserwowałam wszystko z boku.
- Kto to ten koleś z ujeżdżalni? - zapytała jedna z dziewczynek, których imion za cholerę nie pamiętałam. Jej przesadnie "niewinny" ton przywodził mi na myśl samą Karolinę. Boże, czyżbym spotkała jej o kilka lat młodszą wersję?
- O wiele dla ciebie za stary, przesadnie wredny i wyjątkowo uroczy Tymon - odpowiedziałam, zerkając na blondynkę z uśmiechem, na co ta się skrzywiła.
- Myślałam, że wredota i urok się wykluczają.
- Nie w jego przypadku - odparłam od razu, sprawiając, że kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze. Widząc to, zmrużyłam lekko oczy.
- Ciekawa jestem, czy wie, że się w nim podkochujesz. - Zdusiłam w sobie śmiech. O cholera, czy ona naprawdę planowała podejść do mojego narzeczonego i powiedzieć mu, że go kocham? Śmiało, młoda! Nic nie stało na przeszkodzie!
- Taa, myślę, że zdążył to zauważyć - mruknęłam pod nosem, starając się zachować pozory nieco skrępowanej i nieśmiałej. Po tryumfie wymalowanym na jej twarzy stwierdziłam, że chyba wyszło mi wprost idealnie.
- Nie myślałaś może, że warto go o tym poinformować? No wiesz, tak całkiem poważnie, powiedzieć mu to prosto w twarz albo chociaż przez pośrednika.
- Jeśli chcesz nim być, nie krępuj się, wyświadczyłabyś mi tym przysługę - zasłoniłam pierścionek drugą dłonią, uśmiechając się delikatnie w kierunku blondyny. W jej przypadku wszystkie stereotypy o kolorze włosów okazały się trafne.

****************************************************************************************************************************
Jako że ostatnio zawalam na całej linii, myślę, że należą Wam się nie tylko przeprosiny, ale również wyjaśnienia. Przejdźmy więc do rzeczy.
Po pierwsze, nie cierpię tego mówić, ale nie mam za grosz czasu. Przychodzę ze szkoły, pożeram coś w biegu i natychmiast wychodzę na dodatkowe zajęcia; to matematyka, to angielski, to ruchome treningi. Zwyczajnie nie ma mnie w domu.
Po drugie, skupiam się na zupełnie czymś innym, staram się bowiem wybić choć w niewielkim stopniu na wattpadzie, na którym, jak już nie raz wspominałam, o zgrozo, piszę fanfiction. Nie wierzę sama, że to robię, ale wczułam się w to opowiadanie i przyznam szczerze, że jest niezwykle miłą odskocznią od pisanego od dwóch i pół roku HMOL.
Po trzecie, odznaka. Nawet nie zajrzałam do tych pytań, nic nie umiem, a egzamin czeka mnie 31 maja.
Po czwarte, szkoła. Oceny i inne pierdoły. Opuściłam się w nauce i trzeba poprawiać.
Po piąte, podejście. Do jeździectwa, do koni, do wszystkiego, co z tym związane. Nic nie wygląda w tej kwestii tak samo jak wyglądało jeszcze rok temu. Wszystko się rozlazło i spieprzyło, razem z tym blogiem. Jeżdżę teoretycznie regularnie, a praktycznie ominęłam dwie jazdy i teraz będę miała przez to przesrane. Mam trenerkę, jeżdżę w tereny i wiecie co? Zaczynam podchodzić do tego bardziej ze strony umiejętności niż pasji. I wcale mi to nie pasuje.
No i to chyba tyle. Przedstawiłam Wam zaledwie kilka powodów z całej ich masy. Powiedziałabym, że to dosłownie ocean różnych argumentów mówiących za tym, bym zawiesiła bloga. Mimo wszystko, obiecałam tyle razy, że doprowadzę to do końca, że muszę to zrobić. Już tyle razy pytałam Was, czy będziecie i tyle razy potwierdzaliście swój udział, że nie zamierzam upewniać się po raz kolejny. Dziękuję Wam z całego serducha. Ja i mój czerwony beret. 💕

PS Wybaczcie mi, proszę, że tak krótko :(
PSS Wiem, że mówiłam, że skończę ten tom do końca czerwca, ale prawdopodobnie przeciągnie się do lipca. Ups XD

4 komentarze:

  1. Śmiechłam na końcówce xDDD
    Rozdział bardzo przyjemnie się czytało :P
    I wiesz czo? Jak dla mnie rozdziały są lepsze pisane w trochę większych odstępstwach czasu niż te co dwa, trzy dni...
    No, czekam na nexta i niech ta dziewczynka powie Tymonowi, że Wera go kocha xDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny, tak jak zawsze! :D
    Rozumiem, szkoła, zajęcia dodatkowe, jazda i inne pierdoly potrafią zdziałać swoje :(
    Mimo wszystko uwielbiam tego bloga, ta historie i nie wyobrażam sobie jej nie czytać.
    pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie... Czekałam i się doczekałam :-). Wchodziłam na bloga chyba codziennie (rozdział przeczytałam wcześniej ale dopiero teraz piszę komentarz) rozumiem szkoła, jazdy i te sprawy :-/ Dobra przechodzę do notki taaak mi się podoba szczególnie końcówka xD Hah wyobrażam sobie minę tego dziecka kiedy dowie się że Wera i Tymon są narzeczeni B-) Mam nadzieje że dasz rade (pamiętaj że w cb wierze) napisać kolejne rozdziały czekam na next :-P
    Gabii

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomysł ze szkółką był świetny. Może nie dla Wery, ale mnie to pasuje. Chociaż jeśli wszyscy klienci będą tak rewelacyjni jak te dzieciaki, to ani Wera, ani Tymon nie wytrzymają zbyt długo XD
    Świetnie wiem, czym jest brak czasu. Dziś włączyłam kompa pierwszy raz od jakichś 3 tygodni, a w przyszłym tygodniu mam w szkole 6 testów (na 5 dni). Powściekali się wszyscy :/
    Jednak Ty sobie świetnie dasz radę :* Więc pozostaje mi tylko czekać na dalszy ciąg. Może wreszcie coś tej Karolince zmyje tryumfalny uśmiech z twarzy ;)

    OdpowiedzUsuń