sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 15.

Po opatrzeniu rany Amy i dokładnym sprawdzeniu, czy wszystko w ręce jest tam gdzie być powinno oraz, czy żadna z kości nie jest złamana, wróciłyśmy do domu. Amy poszła do kuchni, twierdząc, że musi się napić, bo straciła za dużo krwi i się odwodniła płacząc, a ja zabrałam się za poszukiwanie wujka. W gabinecie go nie było, więc domyśliłam się, że na pewno znajdę go na zewnątrz. Gdy tylko otworzyłam drzwi, wyłapałam go wzrokiem, gdy rozmawiał z grupką jakichś ludzi. Podeszłam niepewnie i dźgnęłam go w ramię. Przerwał oglądanie jakichś planów, przeprosił i odeszliśmy trochę na bok.
- Co jest? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Amy co prawda nie bierze udziału w obozie, ale trzeba uzupełnić zapasy bandaży, bo na nią wykorzystałam połowę.
- Coś się stało?
- Rozwaliła sobie rękę w terenie, ale już wszystko opanowane - zapewniłam, kiwając głową. - A ci co tu robią? - zdziwiłam się, patrząc na mężczyzn, którzy na oko byli geologami. Mierzyli każdy fragment ziemi, wbijali jakieś kołki w miejscach, które najwyraźniej zaznaczone na planach.
- Mierzą, sprawdzają, pomagają.
- W czym? - zaciekawiłam się.
- W budowie - odparł, szczerząc zęby.
- Jakiej budowie?! - krzyknęłam, patrząc na niego, jak na kogoś niespełna rozumu.
- Toru wyścigowego.
- Chyba nie mówisz poważnie - pokręciłam głową, uznając to za dobry żart.
-Weroniko, mówię jak najbardziej poważnie.
-Po cholerę nam tor wyścigowy?!
-Bo to jedyne czego jeszcze tutaj nie mamy...
- To może lepiej tego nie zmieniać? - warknęłam, odchodząc szybkim krokiem w stronę domu.
- I jak ci się podoba pomysł? - usłyszałam znajomy, wysoki głos. Zatrzymałam się wpół kroku, zaciskając pięści. - Chwilę się nad nim głowiłam, ale warto było - zauważyłam uśmiech na jej twarzy.
- Gdyby nie fakt, że tu pracujesz, dostałabyś po ryju - syknęłam przez zęby, a ona odsunęła się ode mnie z zaciętą miną. Wpadłam do domu, otwierając z rozmachem drzwi i przy okazji uderzając Sylwię.
- Jak można... Ja po prostu tego nie rozumiem... - szepnęłam do siebie, ściągnęłam buty, nawet nie zwracając uwagi na to gdzie leżą, rzuciłam kurtkę w stronę wieszaka i odmaszerowałam, słysząc za sobą czyjeś kroki.
- Ta dziewczyna ma nasrane w głowie, bardziej niż myślałam - warknęłam, a Sylwia zmarszczyła brwi, zatrzymując się na środku pokoju. - Najlepiej byłoby wypieprzyć ją z tej stajni, bo nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Ją i tego jej posranego konia.
- Mam nieodparte wrażenie, że mówisz o mnie- mruknęła. Odwróciłam się w jej kierunku, kręcąc głową.
- Mówię o tej drugiej debilce, której pomysły są tak beznadziejne że przyprawiają mnie o odruch wymiotny.- Uniosła brwi- Tak, chodzi mi o Karolinę.
Przeszła obok mnie i skierowała się na górę.
-Jeśli obóz też był jej pomysłem to rzeczywiście, do najlepszych one nie należą.- krzyknęła, a ja po chwili usłyszałam lekkie trzaśnięcie drzwiami.
- Zajebiście - mruknęłam i opadłam na kanapę. - Tylko mi się tor marzy i rzesze koni do zajeżdżenia.
- Jakich koni? - zapytał Tymon, wchodząc do salonu i siadając obok mnie
- Folblutów. Wujek poparł pomysł Karoliny i buduje tor wyścigowy - powiedziałam z udawaną radością.
- To w takim razie nie mogę się doczekać - powiedział, zacierając ręce. Prychnęłam śmiechem. - Teren na poprawę humoru?
- Na jednym już byliśmy - stwierdziłam. - Raczej wydarzeń z południa wolę nie powtarzać.
- Ale my chyba raczej nie mamy w zwyczaju spadać z koni, co? - uśmiechnął się zachęcająco.
- No, chyba, że w pobliżu jest polowanie na jelenie, a przed tobą gałąź - wyszczerzyłam zęby. - Chyba naprawdę trzeba być mną. A poza tym, zaraz przyjedzie catering, nie ma czasu.
- Aśka się tym zajmie. Siodłaj konia - powiedział, zerwał się z miejsca i wyszedł z domu. Przewróciłam oczami i powlokłam się za nim, zbierając po drodze rzeczy, które zostawiłam w przedpokoju. Dogoniłam Tymona, skierowaliśmy się do siodlarni po sprzęt i ruszyliśmy do boksów. Wyczyściliśmy szybko konie, które nie były zbyt brudne po porannym terenie. Zresztą, czy miałyby się upaprać? Śniegiem? Osiodłałam Tabuna, wyprowadziłam go na podwórze, wsiadłam i czekałam, aż zobaczę w drzwiach stajni Albatrosa. Gdy tylko wyszli na podwórze, dodałam łydki do stępa. Chłopak zrównał się ze mną kłusem i wstrzymał ogiera, aby przejść do wolniejszego chodu.
- Mam nadzieję, że tym razem pozwolisz na galop - powiedział, kryjąc uśmiech. Popchnęłam go lekko.
- Tak, myślę, że teraz tak. Może nawet sobie poskaczemy przez sosny - pokiwałam głową, śmiejąc się pod nosem.
- Taa, dziękujemy panom ścinającym drzewa. Tlenu nam w końcu zabraknie - mruknął pesymistycznie.
- Idź z tym do Greenpeace - stwierdziłam, przechodząc do kłusa.
- Nie no, nie będę im zawracał głowy takim czymś, oni mają ważniejsze rzeczy na głowie. W końcu czym jestem ja w porównaniu do... Nie wiem w sumie co oni robią - dodał po chwili i zagalopował. Dogoniłam go po kilku sekundach. Teren, na którym niedawno przeprowadzano wycinkę drzew był kilka metrów przed nami, więc wydłużyłam krok i z pełnego rozpędu najechałam na pierwszy powalony pień. Tabun przeleciał nad nim ze sporym zapasem, więc skręciłam w prawo, dając mu większe pole do popisu krótkim najazdem. Sosny leżały praktycznie wszędzie, więc nawet nie musiałam się rozglądać za następnymi przeszkodami. Po około dziesięciu skokach byliśmy na drugim końcu polany. Poklepałam ogiera i zaczekałam na Tymona, który był dopiero w połowie drogi.

*******************************************************************************************************
JOŁ, JOŁ, JOŁ!
Dzisiaj wyjątkowo dopisek na środku, bo 11 stycznia jest w cholerę wyjątkowy :3
Ludzie, dziś, dokładnie o godzinie 10:30 minęło 4 lata jazdy konnej ♥
Boże, jaram się od rana, a oprócz tego byłam dzisiaj na jeździe. Na Musli pierwszy raz od listopada ♥ Kobyła po trzygodzinnym terenie, cała spocona, ostrzeżenie właściciela, że może jej się nie chcieć galopować. Wsiadłam na nią i jeb, galop od razu. Kocham Cię koniu ♥ No i gwóźdź programu - skoki :D JEZU! MUSLI, MAJ DŹINIUS! ^.^ Kilka skoków, zmiana konia. Karina. Chluba właściciela. Dal mi na nią wsiąść. NIE WIERZĘ W TO NADAL. Idealna. Serio, wysoka, ok. 160 cm. Nosi CU-DO-WNIE. Nie musiałam anglezować, serio. Siodło ułańskie, bez poduszek kolanowych, ławki tak długie, że nie czułam tylnego łęku xd Ósemka w galopie między beczkami - obie beczki leżą, Karina lubi zakręty ścinać :P Boże, czekam na następny weekend, możliwy terenik ♥ Kocham życie ludzie! Powrót z koni był najlepszy, mama po mnie przyjechała, a ja przeta na rowerze i wut, co teraz? Wojnar jest mądra, chwyciła się auta i nie musi pedałować B| Spójrzmy prawdzie w oczy... Wypieprzyłam się w połowie drogi i koło przejechało milimetry od mojej ręki xd ALE ŻYJĘ! :D Także ten, żegnam się z Wami, do usłyszenia! :*

10 komentarzy:

  1. ŻEBYŚ SIE NIE CZUŁA SAMOTNA

    OdpowiedzUsuń
  2. I ŻEBYŚ NIE MÓWIŁA ŻE NIE MASZ DLA KOGO PISAĆ

    OdpowiedzUsuń
  3. I MÓWIE ŻE JEST ZAJEBIŚCIE

    OdpowiedzUsuń
  4. A CZYTELNICY JESZCZE PRZYJDĄ, JA SIE O TO POSTARAM

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdzial jak kazdy;) Czytam zawsze;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny :) Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale nie wyświetliło mi się w ogóle, że napisałaś nowy rozdział :/ Ta Karolinka to jakaś nienormalna, a wujaszek ją jeszcze we wszystkim popiera :/ Ja to bym nią wywaliła na zbity pysk :D Ale mam nadzieje, że sobie z nią jakoś poradzą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział!!! A co do ciebie to niebezpeczne uprawiasz sporty xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi też nie wyświetliło się, że dodałaś. Dziwne ;/ Fajny rozdział, a pomysł Karoliny do dupy. Zresztą jak wszystkie. Ciekawe co się z tego wywiąże? Pozdrawiam i czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zarąbisty rozdział nie chce sie narzucać ale mogła byś przy czytać mój blog http://blackhorsestad.blogspot.com/ .. Z góry dziękuje

    OdpowiedzUsuń