- Przestań się wiercić! - krzyknęła Aśka, zaraz po tym, jak po raz czwarty tego ranka przypadkowo dźgnęła mnie szpilką w bok.
- Więc się pospiesz - burknęłam, walcząc z samą sobą, by przypadkowo nie przewrócić oczami.
- Masz wyglądać zjawiskowo, więc to oczywiste, że chwilę mi to zająć musi. A teraz przestań narzekać i siedź spokojnie, bo zaraz dziabnę cię tym w oko - powiedziała, patrząc na mnie w lustrze i grożąc mi agrafką. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę z tego, że dalsze kłótnie nie miały najmniejszego sensu. W końcu, miałam do czynienia z nikim innym jak Joanną Opolewską - nieprzegadaną, zawsze mającą rację żoną Jacka Opolewskiego i równocześnie moją wieloletnią przyjaciółką. W słownej potyczce z nią nie miałam nawet najmniejszych szans.
Posłałam spojrzenie swojemu własnemu odbiciu w lustrze. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnio miałam na twarzy tyle makijażu. Brązowozłoty cień zdobił moje powieki, róż odznaczał się delikatnie na policzkach, a usta podkreślone zostały intensywną, ciemnoczerwoną szminką. Włosy zostały upięte w koka z tyłu głowy, z którego kilka pasm zwisało luźno i przyozdobione zostało delikatnymi, drobnymi, białymi kwiatami, idealnie komponującymi się z długą, białą suknią - tą, którą Aśka non stop poprawiała, stojąc za mną i raz za razem kując mnie to po bokach, to po plecach.
Szczerze, nie mogłam uwierzyć, że ten dzień w końcu nadszedł. Zbieraliśmy się do tego przeszło trzy lata i wiecznie coś nam przeszkadzało. To wyjazd Tymona do Stanów, do siostry, to złamana noga (rzecz jasna - moja), to poród Melodii. Wciąż działo się coś, co skutecznie odciągało naszą uwagę od nas samych i naszych planów, jednak wtedy pojawiło się wybawienie. Okazało się co prawda w dość nietuzinkowej formie, bo przybyło prosto z Australii i miało na imię Fiona, jednak mimo to zdziałało cuda. A dokładniej - zorganizowało niemal wszystko za nas.
*****************************************************************************************************************************
TĘSKNILIŚCIE? Bo ja jak jasna cholera. Mośki, rany boskie, jak ja się za tym blogiem stęskniłam! Nie wytrzymałam bez niego długo, fakt, ale wraca również nie na stałe. Mam Wam do zaprezentowania tylko jeden rozdział, którego zapowiedź macie właśnie przed sobą. Ot taki smaczek, co by Wam jakoś umilić kilka minut. Rozpoczęty i zakończony trochę od dupy strony, ale to nic.
Dajcie mi miesiąc, muszę sobie wszystko poukładać w szkole, odbębnić długo wyczekiwany koncert Coldplay i przejechać jeszcze jedne zawody w ten weekend, a potem, kiedy znów znajdę chwilkę dla siebie, zakończę tą historię raz na zawsze. W dalzym ciągu kocham najmocniej i na dziś się żegnam. Do usłyszenia, mośki!!
A gdyby ktoś miał ochotę poczytać trochę o tym, jak mi idzie w tym sportowym świecie, to zapraszam tu: SUGAR HORSES
Zaglądam tu co jakoś czas, bo zawsze miałam nadzieje że coś się pojawi. Miałam rację! Zapowiedz jest super, nie mogę sie doczekać całego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńO boże, stwierdzam zawał *-* Wreszcie się doczekałam i zapowiada się ciekawie 😉 Za miesiąc poproszę całość 😏
OdpowiedzUsuńMusicie poczekać tak mniej więcej jeszcze jakiś tydzień, może ze dwa dni dłużej, bo pod koniec czerwca okazało się, że czeka mnie mała zmiana planów i... Piszę ten komentarz z Czech, w drodze do Włoch na moje pierwsze zawody międzynarodowe! Trzymaj kciuki w sobotę! :p
UsuńWYTAM WYTAM!
OdpowiedzUsuńTakże nadszedł czas, abym i ja wróciła do czytania :) Niegdyś Areo... dobra, dwa lata temu to było :') kill me, plz :C
I co zastaję? KONIEC XDDD
Cóż, idk czy mnie pamiętasz - może tak, może nie, no ale stwierdziłam, że warto jednak dokończyć tę historię :) Hm, zmieniałam komputer i tak mi się linki do blogów zawieruszyły w otchłani plików... no i to się tak przeciągnęło na te dwa lata (stwierdzając po moich ostatnich komentarzach, które btw były jakieś żałosne czasami XDDD).
No, przeczytałam jeszcze raz tom siódmy, bo oczywiście nie wiedziałam gdzie skończyłam :') No i cóż mogę powiedzieć - jak zawsze czytało się miło, lekko i przyjemnie. Ciekawa historia nadal się toczyła, no, po prostu super :) Chociaż teraz widzę, że nagłe przyspieszenie akcji i omg, w ogóle "CO, ALE JAK TO?"
Chyba też powinnam przeprosić za takie zniknięcie... więc bardzo przepraszam. Serio, trochę mi teraz głupio, że tak długo miałam lenia w dupie i nie mogłam się zmobilizować odnaleźć adres bloga :') A jak już to zrobiłam... to KONIEC XD
Ale rozumiem Twoją decyzję - i tak długo wytrwałaś i, co najważniejsze, nie skończyłaś tego chuj wie gdzie i nie porzuciłaś bez stosownego zakończenia.
Także nadal czekam na jakiś post, nie wiem w sumie jaki... jakiś :)
Więc do usłyszenia!
CZY PAMIĘTAM? Halo, proszę we mnie nie wątpić, ja pamiętam każdego, kto choć raz to kiedykolwiek skomentował. W tym jakichś piętnastu anonimów, więc ha, Ciebie miałabym zapomnieć? :D
UsuńPost będzie niebawem i zastanawiam się również nad czymś większym. Może mniejszym od HMOL (na pewno tego pięcioletniego "sukcesu" nie powtórzę), ale tęskno mi za blogami więc... Zobaczymy. Tymczasem pozdrawiam Cię cieplutko i nie masz mnie za co przepraszać, coś Ty XD
HALO, już nie zwątpię nigdy XDDD
UsuńNo to czekam w takim razie na post i na to coś większego :)))
PS. Da się włączyć jakieś powiadomienia o odpowiedzi na komentarze? Bo Twoją dopiero teraz zobaczyłam lel XD
Idk jak to działa na komputerze, na telefonie pod formularzem komentarza masz opcję "powiadamiaj mnie" :D
UsuńOoo ale niespodzianka :D Ja nie wiem kiedy mowilam ze przeczytam wszystko, ale jeszcze tego nie zrobilam :/ Ale zrobie to napewno! Wgle przepraszam za brak polskich znakw, ale jestem teraz we Wiedniu i taka klawiatura hahah Wpadlam tutaj, bo przypominlam sobie cala fabule Thei i tam byla wymianka o Tobie, kliknelam i o prosze hehe Gratuluje sukcesw w swiecie jezdzieckim /norka98
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie zresztą jak zawsze :D
OdpowiedzUsuń